Witajcie!
Cześć wszystkim! To kolejny post, a mianowicie 12! Mam nadzieję, że spodoba wam się kolejny rozdział mojej książki-opowiadania ;) Dziękuje za mnóstwo komentarzy pod życzeniami wielkanocnymi i za nowe obserwacje. Mam nadzieję, że ten post zdobędzie równie dużo komentarzy jak poprzedni. Zapraszam na VIII część "Błędnego Anioła"
"Błędny Anioł"
cz.VIII
(...) - Skąd ten pomysł... - wycedził przez zęby, zataczając się lekko. Tak jak jego koledzy, był spity do reszty. W takim stanie był nieobliczalny, a nawet gdy nie był upojony, to zachowywał się jak świrus. Bałam się, że coś mi zrobi. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, który wstrząsnął nim całym. Mozolnie zaczęłam cofać się, aż dotknęłam plecami zimnego, chropowatego muru. Silniejszy podmuch wiatru rozwiał moje włosy. Widok na niego, przysłoniła mi ciemna czupryna. Odgarnęłam ją szybko rękom, musiałam mu coś powiedzieć, żeby się ode mnie odczepił. Byłam pewna, że gdybym rzuciła się w ucieczkę, szybko by mnie dogonili i Bóg wie co ze mną zrobili.
- Czego ty ode mnie chcesz, jesteś walnięty! - wykrzyczałam, nadal stojąc pod murem. Miałam nadzieję, że kiedy wypowiem głośno te słowa, ktoś mnie usłyszy. Daremnie rozglądałam się za nadchodząca pomocą. Jego koledzy blokowali mi jedyną drogę ucieczki, to był koniec.
- Cccoo? Za-uważyłem cię przy-padkiem. - wybełkotał, sylabizując co drugi wyraz. Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Musiał mnie śledzić, to był jakiś obłąkany psychopata! Takich to trzeba zamykać! Przed oczami, przeleciało mi całe moje życie. Dlaczego nie wsiadłam do tego cholernego auta!
- Nie wierze w przypadki! Śledziłeś mnie! Daj mi spokój! - w tym momencie podszedł do mnie. Wyciągnął z kieszeni swojej czarnej bluzy bladą, zimną rękę i przejechał nią po moim płonącym ze strachu policzku. Przeszedł mnie dreszcz, ale nie był on wcale przyjemny! Jak można być tak bezczelnym, robił to nawet gdy nie był nawalony. Po jego palcach pociekły moje łzy, które nagle wypłynęły z oka słonym potokiem. Widział, że się bałam, ale nie zaprzestawał zaczętej czynności.
- Nie bb-ój się! Umów się, zee mną! Daa.-m ci spoo-kój.
- W sobotę, o szesnastej w parku! - powiedziałam stanowczo. Odszedł do swoich kolegów i powiedział im coś po cichu. Zrobili mi małe przejście, a je zauważając je zaczęłam biec, ile sił w nogach. Łzy uciekały do tyłu, do moknących od nich włosów. Zauważyłam stojący na przystanku autobus, nie obchodziło mnie w tamtym momencie dokąd on jedzie. Wsiadłam do niego nie zastanawiając się ani chwili. Usiadłam blisko kierowcy, nawet na mnie nie spojrzał, a ja skryłam twarz w bluzie i zaczęłam gorzko płakać.
Byliśmy na naszej ulicy, ale on się nie zatrzymywał. Już teraz wiedziałam, że celem jego podróży było inne miejsce.
- Przepraszam, mógłby się pan zatrzymać. - zapytałam niepewnie. Do tej pory się nie odzywał, nie odpowiedział nawet na moje "dzień dobry" na początku jazdy. Myślałam, że jest jakimś naburmuszonym, starym, dziadem i moje wątpliwości nie zostały rozwiane. Co prawda zatrzymał się, ale nic nie powiedział. Wysiadłam z autobusu i bojąc się, że ktoś za mną może iść, pobiegłam do domu. Gdy byłam już koło uliczki, zauważyłam, że w całym domu są pogaszone światła. Czyżby wszyscy spali? Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. No tak. Była pierwsza w nocy, a mi jeszcze zastała historia do nauki. Wolnym krokiem weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Na palcach podeszłam do schodów i powiesiłam na nich moją torebkę. Odwróciłam się w zamiarze powieszenia na wieszaku bluzy. Miałam już wchodzić na górę, gdy spostrzegłam stojącą w drzwiach do kuchni mamę.
- O której to się wraca do domu! - wykrzyczała kobieta. Jej pomarszczona już lekko twarz ociekała łzami, pewnie się o mnie martwiła. Jej blond włosy zawinięte były na wałki, opadając tylko kosmykami na opaloną skórę. Smutne, niebieskie oczy kompletnie nie pasowały do jej optymistycznego nastawienia na świat, ten stary gbur kompletnie ją zmienił. Makijaż był dokładnie zmyty, a ubrana była w niebieski szlafrok i bambosze w kotki. Widziałam zmartwienie w jej oczach, była wycieńczona życiem. Jednak nie byłam w stanie jej pomóc, bo zawsze wszystko chciała robić sama. Co było powodem wielu kłótni z ojcem, za jego życia. Jej stanowczy charakter zdecydowanie popsuł nijaki Alfred Łysiak. Przez niego stała się potulna i grzeczna jak baranek, w ogóle nie pasowało mi to do niej.
- Jak tam na badaniach. - zmieniłam temat, zaczynając szybko nowy wątek.
- Pytałam ci się o coś!
- Mamo, z dziewczynami się trochę zasiedziałyśmy... - wymyśliłam coś na poczekaniu. Kobieta podniosła do góry swoją brew, w znaku zdziwienia. Widziałam w oczach zmieniający się smutek w złość.
- Dzwoniłam do Sonii, od dwóch godzin jest w domu! Co robiłaś i z kim byłaś!?
- Spotkałam koleżankę i czas na szybko zleciał... - skłamałam. Jej złość zaczęła narastać podeszła do mnie ze złowrogą miną i wskazała palcem na schody.
- Więcej takich potajemnych schadzek nie będzie! Masz szlaban! A o sytuacji w szkole porozmawiamy jutro! - czemu wszyscy mieli pretensje o to morderstwo. Przecież ja byłam tylko świadkiem, nie zabiłam tej dziewczyny! Mama nadal nie opuszczała swojego palca z pomalowanym na czerwono paznokciem. Od niechcenia wzięłam torbę na ramię i ruszyła w stronę mojego pokoju. Słyszałam za sobą kroki rodzicielki, która szła tuż za mną pilnując, bym szła prosto do pokoju.
Tej nocy nie zmrużyłam oka, aż do piątej nad ranem. Durna historia! Spałam tylko dwie godziny. Z trudem podniosłam się z łóżka o godzinie siódmej. Przy drzwiach mojego pokoju, zorientowałam się, że ciągnę za sobą moją fioletową, kwiaciastą kołdrę. Wolnym, ociężałym krokiem podeszłam do łóżka i odłożyłam ją na prawidłowe miejsce. W lustrze zauważyłam moją twarz, która na obecną chwilę była koloru żółtego. Oczy miałam podkrążone, jakby przed chwilą toczyła tam się wojna, a włosy rozczochrane na wszystkie strony. Zastanawiałam się, czy w ogóle tam rade je rozczesać. Nałożyłam szybko fluid i wyszczotkowałam włosy. Chciałam właśnie zaczynać się ubierać, gdy spostrzegłam, że wcześniej nie przygotowałam sobie stroju. Nadal w pidżamie, poszłam do pokoju i zabrałam z niego niebieskie rurki oraz luźny, szary sweter. W drodze powrotnej, zauważyłam schodzącą po schodach matkę.
- Mamo... - wyszeptałam, nawet się do mnie nie odwróciła. Wiem, że była na mnie zła, ale nie mogłam nic na to poradzić, że ten zboczeniec mnie obmacywał w ciemnej uliczce i nie pozwalał z niej wyjść! Byłam zdenerwowana sama na siebie, ponownie zadałam sobie to pytanie: "Dlaczego nie wróciłam z Sonią?". Nie pobiegłam za nią, bo znałam jej charakter i wiedziałam, że nic nie wskóram przeprosinami. Musiałam odbyć z nią "poważną" rozmowę i dopiero wtedy była w stanie mi przebaczyć, za każdym razem tak było. Minęłam schody i weszłam do łazienki.
Powoli przeżuwałam tosta francuskiego, przygotowanego przez mamę. Nie smakował tak jak zawsze, bo zrobiła go ze złością, rzucając na kromkę chleba wszystkie składniki. Przebywała obecnie przy kuchence, robiąc, tradycyjną już, jajecznicę dla ojczyma. W pewnym momencie, po całym domu rozległ się jego krzyk.
- Cholera! Debilko, narozlewałaś wody! Przyłaź ze szmatą w ryju i to wycieraj! - to było skierowane najprawdopodobniej do mnie. Ups! Rozlało mi się trochę podczas mycia rąk. Mama podniosła głowę znad patelni i westchnęła ciężko. Wyciągnęła z schowka na korytarzu mop i wiadro i zaczęła zmierzać w stronę schodów.
- Mamo, przecież wiesz, że nie musisz... - wyszeptałam błagalnym tonem. Rzuciła mi tylko spojrzenie zabójcy, przecież ja tylko chciałam się o nią troszczyć. Ten pawian wykorzystywał ją, jakby sam nie mógł ruszyć swojego łysego zadka po szmatę i wytrzeć tą wodę. Też mi filozofia! Stałam przed domem, nasłuchując trwającej kłótni, usłyszałam słowa ojczyma: "Jak sobie wychowałaś córkę, taką masz!". Zdenerwowałam się i z hukiem zatrzasnęłam drzwi. Czemu on jest dla mnie taki wredny, ba, nie tylko dla mnie, ale także dla matki. Momentami miałam ochotę zaszlachtować go nożem, najlepiej kuchennym! Nagle, przepłynęła mnie fala poczucia winy. To przecież ja narobiłam syfu, a mama, nie dość, że w ciąży, to jeszcze musi go sprzątać. Chciałam już się cofnąć, ale stwierdziłam, że spóźnię się tym sposobem do szkoły. Więcej kłopotów mi nie potrzeba!
Sama musiałam dojść do szkoły, bo dziewczyny już dawno były na miejscu, zaalarmowane informacją o moim spóźnieniu. Na korytarzu nikogo nie było, właśnie trwała chemia. Świetnie, na pewno znajdę salę chemiczną, wszystkie drzwi są takie same i to bez plakietek. Przypomniałam sobie, że na korytarzu stoi rozpisek gimnazjum. Podeszłam do szklanej gabloty z informacjami. Była oprawiona srebrną, metaliczną listwą, a szyba była z bardzo grubego szkła, pewnie przeciw chuliganom, którzy mieliby ochotę ją rozbić. Zlustrowałam wszystkie wpisy, aż w końcu mój wzrok utkwił na kartce z rozpiską budynku. "Drugie piętro, sala nr. 12 - sala chemiczna" - wyszeptałam. Poprawiłam plecak na ramieniu i ruszyłam do pomieszczenia, w którym odbywała się aktualnie moja lekcje. Dziwnie mi było iść tak samej, tym bardziej, że w całym budynku słychać było echo stukotu moich koturn. Stanęłam przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech i zagarnęłam opadające kosmyki włosów. Dziś byłam uczesana w koka.
- Przepraszam za spóźnienie... - nie dokończyłam, bo mi przerwano. A miałam wymyśloną już taką fajną historię.
- Siadaj! Ominęła cię kartkówka, napiszesz ją jutro! Masz usprawiedliwienie? - zapytała pani Bąk. Stanowcza z niej kobieta. Siedziała za swoim dębowym biurkiem z nogą na nodze. Poprawiała okulary, które spadały jej na, z lekka zakrzywiony nos. Ciągle zaczesywała rękom swoje blond włosy, które spięte były w kitkę. Mimo swoich pięćdziesięciu lat, wyglądała bardzo młodo. Jej zielone oczy miały lodowy wyraz, zamrażała wzrokiem, a usta wymalowane bladoróżową szminką, nigdy nie uśmiechnięte. Wstała otrzepując z kredy biały fartuch, który miała na sobie i podeszła do naszej zielonej tablicy. Napisała na niej "Związki organiczne" - świetnie pomyślałam, nadal stojąc w futrynie drzwi.
- Zapisz sobie temat i usiądź! Rozumiem, że miałaś ważny powód spóźnienia?
- Tak... Pies pogryzł mi spodnie i musiałam je przebrać... - dopiero teraz spostrzegłam jak głupio to brzmi. Ale ze mnie geniusz. Cała sala wybuchła śmiechem, a ja po cichu zajęłam swoje miejsce obok Sonii. Siedziała i rysowała serduszka po zeszycie, spojrzałam na to kątem oka i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie śmiej się głupkowato! Mamy sobie do pogadania na przerwie! - próbowała wypowiedzieć to poważnym tonem, ale zabrzmiało to tak śmiesznie, że wkrótce obie płakałyśmy ze śmiechu. W pewnej chwili usłyszałyśmy głośnie chrząkanie chemiczki. Stała nad naszym stołem i tupała swoimi staromodnymi, czarnymi balerinami typu "flats'. Także dostrzegła serduszka w zeszycie koleżanki i uśmiechnęła się lekko, a później odeszła.
Nareszcie usłyszałam ten upragniony dźwięk dzwonka. Byłam strasznie głodna, bo nie zjadłam do końca tosta w domu. Wyciągnęłam z torby kanapkę z szynką i pomidorem. Wzięłam porządny kęs i wyszłam z sali. Stanęłam przed barierkami, spojrzałam w dół, ślady krwi nadal nie były do końca zamazane. Pewnie przez najbliższy tydzień nie pozwolą nam wychodzić na dziedziniec, może to lepiej, bo od tamtej sytuacji czują obrzydzenie do tego miejsca. Rozległy się pierwsze odgłosy grzmotów. Wychyliłam się jeszcze bardziej i spojrzałam w górę, nad szkołą unosiła się czarna jak węgiel chmura burzowa. W pewnym momencie przecięła ją złota smuga, był to piorun. A zaraz po niej rozległ się kolejny, dudniący w uszach grzmot. Świetnie, nienawidzę takiej pogody, ale czego można spodziewać się w czasie jesieni.
-Gdzieś ty wczoraj była?! Twoja mama dzwoniła o dwunastej, że ciebie nadal nie ma w domu? - rozległ się za mną głos Sonii. Jak zawsze z lekka skrzeczący, ale przyjemny dla ucha. Stała na przeciwko mnie i trzymała ręce na biodrach, uderzając w nie placami. Jej paznokcie były pomalowane na niebiesko, od razu zwróciłam na nie uwagę.
- Ładnie to tak malować paznokcie do szkoły? - zapytałam prześmiewczo, ruszając w górę i w dół brwiami. Spostrzegłam, że po mojej stronie stoi oparta o barierki, zarówno jak i ja Yuki.
- Ja cię chyba kiedyś uduszę! - wykrzyczała stojąca na przeciwko przyjaciółka. - Pytałam ci się o coś? Czym ty słuchasz? - nie dokończyła, może i lepiej. Nie wiadomo co by wymyśliła.
- Przeszłam się trochę po Poznaniu, no i wiecie.. - dziewczyny pokiwały głowami. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w bębniący o blaszany dach naszej szkoły deszcz. Dźwięk ten działał na mnie kojąco. Zaczęło wiać mi trochę w plecy, dlatego odsunęłam się od barierek i zmieniłam miejsce na podpieranie ściany. Spostrzegłam, że chłopacy (czyli: Bogdan i Rudy) zabrali gdzieś Azjatkę. Sonia podeszła do mnie i dała zeszyt od historii. Na wymioty mi się zebrało, jak zobaczyłam te daty. Ile ja się nad nimi nasiedziałam. Co prawda nauczyłam się ich wszystkich na pamięć, ale obecni czułam jedną, wielką pustkę. Przepytywałam ją spokojnie, kiedy przed nami przeleciała jak wichura Kleo i jej chłopak Michał.
- Nie możesz tego mi zrobić! - krzyczała dziewczyna, biegnąc za idącym przed nią chłopakiem. Ubrana była równie skąpo jak zwykle, jej granatowa sukienka prawie odsłaniała majtki. Buty to zapewne piętnastki bo była w nich taka wysoka jak ja. Wymachiwała gorączkowo rękoma, a jej twarz była strasznie czerwona.
- Nie rozumiesz! Między nami koniec! - odwrócił się Michał i wykrzyczał jej te zdania prosto w twarz, niemalże opluwając ją. Zrobił krok w tył i znowu obrócił się do niej plecami. Dziewczyna fuknęła ze złością i ruszyła za nim, tupiąc swoimi szpilkami. Wyglądała komicznie, jak małe dziecko w butach na obcasie.
- No właśnie nie rozumiem! - wykrzyczała. Ja na jej miejscu nie robiłabym takiej sceny na środku korytarza. Wszyscy mieli wzrok skierowany w ich stronę i obserwowali całe to zdarzenie.
- To zrozum! Mam inną i odwal się ode mnie! - doszedł do drzwi. Otworzył je. Wyszedł i zatrzasnął za sobą. Kleo dopiero teraz zorientowała się, że stoi na środku holu naszej szkoły, a wszyscy się na nią patrzą. Otrzepała swoją spódniczkę, chodź nie wiem z czego. Poprawiła włosy i przeszła dalej, wyniośle podnosząc głowę do góry.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To już koniec tej części, zakończenie może mniej emocjonujące niż poprzednio, ale w ten rozdział włożyłam całe serca, tak jak w poprzedni. Kolejny post za 18 komentarzy. Pozdrawiam :*
Cloudeen :* ♥
- Czego ty ode mnie chcesz, jesteś walnięty! - wykrzyczałam, nadal stojąc pod murem. Miałam nadzieję, że kiedy wypowiem głośno te słowa, ktoś mnie usłyszy. Daremnie rozglądałam się za nadchodząca pomocą. Jego koledzy blokowali mi jedyną drogę ucieczki, to był koniec.
- Cccoo? Za-uważyłem cię przy-padkiem. - wybełkotał, sylabizując co drugi wyraz. Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Musiał mnie śledzić, to był jakiś obłąkany psychopata! Takich to trzeba zamykać! Przed oczami, przeleciało mi całe moje życie. Dlaczego nie wsiadłam do tego cholernego auta!
- Nie wierze w przypadki! Śledziłeś mnie! Daj mi spokój! - w tym momencie podszedł do mnie. Wyciągnął z kieszeni swojej czarnej bluzy bladą, zimną rękę i przejechał nią po moim płonącym ze strachu policzku. Przeszedł mnie dreszcz, ale nie był on wcale przyjemny! Jak można być tak bezczelnym, robił to nawet gdy nie był nawalony. Po jego palcach pociekły moje łzy, które nagle wypłynęły z oka słonym potokiem. Widział, że się bałam, ale nie zaprzestawał zaczętej czynności.
- Nie bb-ój się! Umów się, zee mną! Daa.-m ci spoo-kój.
- W sobotę, o szesnastej w parku! - powiedziałam stanowczo. Odszedł do swoich kolegów i powiedział im coś po cichu. Zrobili mi małe przejście, a je zauważając je zaczęłam biec, ile sił w nogach. Łzy uciekały do tyłu, do moknących od nich włosów. Zauważyłam stojący na przystanku autobus, nie obchodziło mnie w tamtym momencie dokąd on jedzie. Wsiadłam do niego nie zastanawiając się ani chwili. Usiadłam blisko kierowcy, nawet na mnie nie spojrzał, a ja skryłam twarz w bluzie i zaczęłam gorzko płakać.
Byliśmy na naszej ulicy, ale on się nie zatrzymywał. Już teraz wiedziałam, że celem jego podróży było inne miejsce.
- Przepraszam, mógłby się pan zatrzymać. - zapytałam niepewnie. Do tej pory się nie odzywał, nie odpowiedział nawet na moje "dzień dobry" na początku jazdy. Myślałam, że jest jakimś naburmuszonym, starym, dziadem i moje wątpliwości nie zostały rozwiane. Co prawda zatrzymał się, ale nic nie powiedział. Wysiadłam z autobusu i bojąc się, że ktoś za mną może iść, pobiegłam do domu. Gdy byłam już koło uliczki, zauważyłam, że w całym domu są pogaszone światła. Czyżby wszyscy spali? Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. No tak. Była pierwsza w nocy, a mi jeszcze zastała historia do nauki. Wolnym krokiem weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Na palcach podeszłam do schodów i powiesiłam na nich moją torebkę. Odwróciłam się w zamiarze powieszenia na wieszaku bluzy. Miałam już wchodzić na górę, gdy spostrzegłam stojącą w drzwiach do kuchni mamę.
- O której to się wraca do domu! - wykrzyczała kobieta. Jej pomarszczona już lekko twarz ociekała łzami, pewnie się o mnie martwiła. Jej blond włosy zawinięte były na wałki, opadając tylko kosmykami na opaloną skórę. Smutne, niebieskie oczy kompletnie nie pasowały do jej optymistycznego nastawienia na świat, ten stary gbur kompletnie ją zmienił. Makijaż był dokładnie zmyty, a ubrana była w niebieski szlafrok i bambosze w kotki. Widziałam zmartwienie w jej oczach, była wycieńczona życiem. Jednak nie byłam w stanie jej pomóc, bo zawsze wszystko chciała robić sama. Co było powodem wielu kłótni z ojcem, za jego życia. Jej stanowczy charakter zdecydowanie popsuł nijaki Alfred Łysiak. Przez niego stała się potulna i grzeczna jak baranek, w ogóle nie pasowało mi to do niej.
- Jak tam na badaniach. - zmieniłam temat, zaczynając szybko nowy wątek.
- Pytałam ci się o coś!
- Mamo, z dziewczynami się trochę zasiedziałyśmy... - wymyśliłam coś na poczekaniu. Kobieta podniosła do góry swoją brew, w znaku zdziwienia. Widziałam w oczach zmieniający się smutek w złość.
- Dzwoniłam do Sonii, od dwóch godzin jest w domu! Co robiłaś i z kim byłaś!?
- Spotkałam koleżankę i czas na szybko zleciał... - skłamałam. Jej złość zaczęła narastać podeszła do mnie ze złowrogą miną i wskazała palcem na schody.
- Więcej takich potajemnych schadzek nie będzie! Masz szlaban! A o sytuacji w szkole porozmawiamy jutro! - czemu wszyscy mieli pretensje o to morderstwo. Przecież ja byłam tylko świadkiem, nie zabiłam tej dziewczyny! Mama nadal nie opuszczała swojego palca z pomalowanym na czerwono paznokciem. Od niechcenia wzięłam torbę na ramię i ruszyła w stronę mojego pokoju. Słyszałam za sobą kroki rodzicielki, która szła tuż za mną pilnując, bym szła prosto do pokoju.
Tej nocy nie zmrużyłam oka, aż do piątej nad ranem. Durna historia! Spałam tylko dwie godziny. Z trudem podniosłam się z łóżka o godzinie siódmej. Przy drzwiach mojego pokoju, zorientowałam się, że ciągnę za sobą moją fioletową, kwiaciastą kołdrę. Wolnym, ociężałym krokiem podeszłam do łóżka i odłożyłam ją na prawidłowe miejsce. W lustrze zauważyłam moją twarz, która na obecną chwilę była koloru żółtego. Oczy miałam podkrążone, jakby przed chwilą toczyła tam się wojna, a włosy rozczochrane na wszystkie strony. Zastanawiałam się, czy w ogóle tam rade je rozczesać. Nałożyłam szybko fluid i wyszczotkowałam włosy. Chciałam właśnie zaczynać się ubierać, gdy spostrzegłam, że wcześniej nie przygotowałam sobie stroju. Nadal w pidżamie, poszłam do pokoju i zabrałam z niego niebieskie rurki oraz luźny, szary sweter. W drodze powrotnej, zauważyłam schodzącą po schodach matkę.
- Mamo... - wyszeptałam, nawet się do mnie nie odwróciła. Wiem, że była na mnie zła, ale nie mogłam nic na to poradzić, że ten zboczeniec mnie obmacywał w ciemnej uliczce i nie pozwalał z niej wyjść! Byłam zdenerwowana sama na siebie, ponownie zadałam sobie to pytanie: "Dlaczego nie wróciłam z Sonią?". Nie pobiegłam za nią, bo znałam jej charakter i wiedziałam, że nic nie wskóram przeprosinami. Musiałam odbyć z nią "poważną" rozmowę i dopiero wtedy była w stanie mi przebaczyć, za każdym razem tak było. Minęłam schody i weszłam do łazienki.
Powoli przeżuwałam tosta francuskiego, przygotowanego przez mamę. Nie smakował tak jak zawsze, bo zrobiła go ze złością, rzucając na kromkę chleba wszystkie składniki. Przebywała obecnie przy kuchence, robiąc, tradycyjną już, jajecznicę dla ojczyma. W pewnym momencie, po całym domu rozległ się jego krzyk.
- Cholera! Debilko, narozlewałaś wody! Przyłaź ze szmatą w ryju i to wycieraj! - to było skierowane najprawdopodobniej do mnie. Ups! Rozlało mi się trochę podczas mycia rąk. Mama podniosła głowę znad patelni i westchnęła ciężko. Wyciągnęła z schowka na korytarzu mop i wiadro i zaczęła zmierzać w stronę schodów.
- Mamo, przecież wiesz, że nie musisz... - wyszeptałam błagalnym tonem. Rzuciła mi tylko spojrzenie zabójcy, przecież ja tylko chciałam się o nią troszczyć. Ten pawian wykorzystywał ją, jakby sam nie mógł ruszyć swojego łysego zadka po szmatę i wytrzeć tą wodę. Też mi filozofia! Stałam przed domem, nasłuchując trwającej kłótni, usłyszałam słowa ojczyma: "Jak sobie wychowałaś córkę, taką masz!". Zdenerwowałam się i z hukiem zatrzasnęłam drzwi. Czemu on jest dla mnie taki wredny, ba, nie tylko dla mnie, ale także dla matki. Momentami miałam ochotę zaszlachtować go nożem, najlepiej kuchennym! Nagle, przepłynęła mnie fala poczucia winy. To przecież ja narobiłam syfu, a mama, nie dość, że w ciąży, to jeszcze musi go sprzątać. Chciałam już się cofnąć, ale stwierdziłam, że spóźnię się tym sposobem do szkoły. Więcej kłopotów mi nie potrzeba!
Sama musiałam dojść do szkoły, bo dziewczyny już dawno były na miejscu, zaalarmowane informacją o moim spóźnieniu. Na korytarzu nikogo nie było, właśnie trwała chemia. Świetnie, na pewno znajdę salę chemiczną, wszystkie drzwi są takie same i to bez plakietek. Przypomniałam sobie, że na korytarzu stoi rozpisek gimnazjum. Podeszłam do szklanej gabloty z informacjami. Była oprawiona srebrną, metaliczną listwą, a szyba była z bardzo grubego szkła, pewnie przeciw chuliganom, którzy mieliby ochotę ją rozbić. Zlustrowałam wszystkie wpisy, aż w końcu mój wzrok utkwił na kartce z rozpiską budynku. "Drugie piętro, sala nr. 12 - sala chemiczna" - wyszeptałam. Poprawiłam plecak na ramieniu i ruszyłam do pomieszczenia, w którym odbywała się aktualnie moja lekcje. Dziwnie mi było iść tak samej, tym bardziej, że w całym budynku słychać było echo stukotu moich koturn. Stanęłam przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech i zagarnęłam opadające kosmyki włosów. Dziś byłam uczesana w koka.
- Przepraszam za spóźnienie... - nie dokończyłam, bo mi przerwano. A miałam wymyśloną już taką fajną historię.
- Siadaj! Ominęła cię kartkówka, napiszesz ją jutro! Masz usprawiedliwienie? - zapytała pani Bąk. Stanowcza z niej kobieta. Siedziała za swoim dębowym biurkiem z nogą na nodze. Poprawiała okulary, które spadały jej na, z lekka zakrzywiony nos. Ciągle zaczesywała rękom swoje blond włosy, które spięte były w kitkę. Mimo swoich pięćdziesięciu lat, wyglądała bardzo młodo. Jej zielone oczy miały lodowy wyraz, zamrażała wzrokiem, a usta wymalowane bladoróżową szminką, nigdy nie uśmiechnięte. Wstała otrzepując z kredy biały fartuch, który miała na sobie i podeszła do naszej zielonej tablicy. Napisała na niej "Związki organiczne" - świetnie pomyślałam, nadal stojąc w futrynie drzwi.
- Zapisz sobie temat i usiądź! Rozumiem, że miałaś ważny powód spóźnienia?
- Tak... Pies pogryzł mi spodnie i musiałam je przebrać... - dopiero teraz spostrzegłam jak głupio to brzmi. Ale ze mnie geniusz. Cała sala wybuchła śmiechem, a ja po cichu zajęłam swoje miejsce obok Sonii. Siedziała i rysowała serduszka po zeszycie, spojrzałam na to kątem oka i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie śmiej się głupkowato! Mamy sobie do pogadania na przerwie! - próbowała wypowiedzieć to poważnym tonem, ale zabrzmiało to tak śmiesznie, że wkrótce obie płakałyśmy ze śmiechu. W pewnej chwili usłyszałyśmy głośnie chrząkanie chemiczki. Stała nad naszym stołem i tupała swoimi staromodnymi, czarnymi balerinami typu "flats'. Także dostrzegła serduszka w zeszycie koleżanki i uśmiechnęła się lekko, a później odeszła.
Nareszcie usłyszałam ten upragniony dźwięk dzwonka. Byłam strasznie głodna, bo nie zjadłam do końca tosta w domu. Wyciągnęłam z torby kanapkę z szynką i pomidorem. Wzięłam porządny kęs i wyszłam z sali. Stanęłam przed barierkami, spojrzałam w dół, ślady krwi nadal nie były do końca zamazane. Pewnie przez najbliższy tydzień nie pozwolą nam wychodzić na dziedziniec, może to lepiej, bo od tamtej sytuacji czują obrzydzenie do tego miejsca. Rozległy się pierwsze odgłosy grzmotów. Wychyliłam się jeszcze bardziej i spojrzałam w górę, nad szkołą unosiła się czarna jak węgiel chmura burzowa. W pewnym momencie przecięła ją złota smuga, był to piorun. A zaraz po niej rozległ się kolejny, dudniący w uszach grzmot. Świetnie, nienawidzę takiej pogody, ale czego można spodziewać się w czasie jesieni.
-Gdzieś ty wczoraj była?! Twoja mama dzwoniła o dwunastej, że ciebie nadal nie ma w domu? - rozległ się za mną głos Sonii. Jak zawsze z lekka skrzeczący, ale przyjemny dla ucha. Stała na przeciwko mnie i trzymała ręce na biodrach, uderzając w nie placami. Jej paznokcie były pomalowane na niebiesko, od razu zwróciłam na nie uwagę.
- Ładnie to tak malować paznokcie do szkoły? - zapytałam prześmiewczo, ruszając w górę i w dół brwiami. Spostrzegłam, że po mojej stronie stoi oparta o barierki, zarówno jak i ja Yuki.
- Ja cię chyba kiedyś uduszę! - wykrzyczała stojąca na przeciwko przyjaciółka. - Pytałam ci się o coś? Czym ty słuchasz? - nie dokończyła, może i lepiej. Nie wiadomo co by wymyśliła.
- Przeszłam się trochę po Poznaniu, no i wiecie.. - dziewczyny pokiwały głowami. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w bębniący o blaszany dach naszej szkoły deszcz. Dźwięk ten działał na mnie kojąco. Zaczęło wiać mi trochę w plecy, dlatego odsunęłam się od barierek i zmieniłam miejsce na podpieranie ściany. Spostrzegłam, że chłopacy (czyli: Bogdan i Rudy) zabrali gdzieś Azjatkę. Sonia podeszła do mnie i dała zeszyt od historii. Na wymioty mi się zebrało, jak zobaczyłam te daty. Ile ja się nad nimi nasiedziałam. Co prawda nauczyłam się ich wszystkich na pamięć, ale obecni czułam jedną, wielką pustkę. Przepytywałam ją spokojnie, kiedy przed nami przeleciała jak wichura Kleo i jej chłopak Michał.
- Nie możesz tego mi zrobić! - krzyczała dziewczyna, biegnąc za idącym przed nią chłopakiem. Ubrana była równie skąpo jak zwykle, jej granatowa sukienka prawie odsłaniała majtki. Buty to zapewne piętnastki bo była w nich taka wysoka jak ja. Wymachiwała gorączkowo rękoma, a jej twarz była strasznie czerwona.
- Nie rozumiesz! Między nami koniec! - odwrócił się Michał i wykrzyczał jej te zdania prosto w twarz, niemalże opluwając ją. Zrobił krok w tył i znowu obrócił się do niej plecami. Dziewczyna fuknęła ze złością i ruszyła za nim, tupiąc swoimi szpilkami. Wyglądała komicznie, jak małe dziecko w butach na obcasie.
- No właśnie nie rozumiem! - wykrzyczała. Ja na jej miejscu nie robiłabym takiej sceny na środku korytarza. Wszyscy mieli wzrok skierowany w ich stronę i obserwowali całe to zdarzenie.
- To zrozum! Mam inną i odwal się ode mnie! - doszedł do drzwi. Otworzył je. Wyszedł i zatrzasnął za sobą. Kleo dopiero teraz zorientowała się, że stoi na środku holu naszej szkoły, a wszyscy się na nią patrzą. Otrzepała swoją spódniczkę, chodź nie wiem z czego. Poprawiła włosy i przeszła dalej, wyniośle podnosząc głowę do góry.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To już koniec tej części, zakończenie może mniej emocjonujące niż poprzednio, ale w ten rozdział włożyłam całe serca, tak jak w poprzedni. Kolejny post za 18 komentarzy. Pozdrawiam :*
Cloudeen :* ♥
Ok, no to zaczynam :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie piszesz bardzo zwięźle i lekko. Gubisz przecinki, ale to częsta przypadłość. Też tak mam.
"Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, który wstrząsnął nim całym" - zdanie brzmi trochę dziwnie. Ale to pewnie wina konstrukcji. Niby wszystko dobrze, a brzmi jakby dreszcz się wstrząsnął :)
"Widok na niego, przysłoniła mi ciemna czupryna" - "Jego widok przysłoniła ciemna czupryna". Brzmi lepiej :)
Dwie literówki, pewnie skutek szybkiego pisania na klawiaturze i wciśnięcia złej literki.
Mój komentarz nie ma za zadanie Cię zniechęcić. Pokazałam błędy, więc w przyszłości ich nie popełnisz :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalszą część
Infinite :)
zgadzam się z tobą i życzę powodzenia:)
UsuńW życiu nie byłam tak przejęta dziewczynami zapędzonymi w kąt przez jakichś zboczeńców .Widzę podobieństwo postaci do niektórych znajomych i nauczycielek.Świetny ,,rozdział" , chociaż osobiście gustuję w nieco dłuższych.Obiecuję,że będę często wpadać i komentować.Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńświetne
OdpowiedzUsuńŚwietne!!!
OdpowiedzUsuńCudownie sie czyta!
Bardzo fajny blog na pewno będę wpadać tu częściej :))
Zaprraszam do mnie jeżeli skomentujesz odwdzięczę sie tym samym to samo co do obserwacji oczywiscie jeżeli blog Ci sie podoba :))
ula-ulla.blogspot.com
Pozdrawiam :))
Super część! Bardzo mi się podoba, masz wyobraźnie :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny ^ ^
Naprawdę świetny blog! Świetnie się czyta i coś czuję że będę tu wpadać codziennie! :D
OdpowiedzUsuń(obserwuję) obserwacja za obserwację :) ? lauuren-laurennn.blogspot.com
Przeczytałam cały i nie mogę wyjść z wrażenia jak Tu świetnie piszesz <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :*
Dzięki za kliki ;)
Świetne:-)) Czekam na kolejny rozdział<3
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, pewnie z polskiego masz same 6 ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej :)
http://www.suzi-suzzi.blogspot.com/
Ja za każdym razem, gdy zaczynam pisać opowiadanie wymiękam po jednym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszym pisaniu
Pozdrawiam i obserwuję
http://mokkakahvi.blogspot.co.uk/
Bardzo fajnie mi się czytało. Treść działa na wyobraźnie! Szkoda, że główną bohaterkę nie spotkało coś weselszego! Pozdrawiam Cie serdecznie!
OdpowiedzUsuńWow świetne to jest! :D
OdpowiedzUsuńhttp://joanne-bloog.blogspot.com/
świetnie piszesz. Masz okropnie wielki talent. Treść normalnie mnie pochłonęła i zabrała w inny świat. Naprawdę bardzo udany rozdział. (:
OdpowiedzUsuńhttp://alittleloveinthebigcity-story.blogspot.com/
Świetna część :) Przeczytałam ją nieczytając pierwszej, zacznę od początku będzie mi lepiej :) Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog i świetnie piszesz :)
Mogę liczyć na Ciebie? Poklikasz mi w linki PersunMall's? http://paulaa-fashion.blogspot.com/2014/04/persunmalls-wishlist.html?showComment=1398338238230#c445847286710469656
Jak masz i chcesz to możemy wymienić się kliknięciami, to bardzo dla mnie ważne! Dziękuje :*
Obserwacja za obserwację?
Pozdrawiam<3
Dodaję komentarz żebyś wstawiła nowego posta! :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, podoba mi się twój styl.
Także zaczynam moją przygodę z pisaniem.
Zapraszam na bloga z opowiadaniem fantasy rishowata.blogspot.com
Nie chcę zostawić pustego komentarza, więc powiem szczerze. Bardzo podoba mi się to , jak piszesz, rozwijaj się dalej w tym kierunku, a na pewno zajdziesz daleko, mówię Ci. Będę tu wpadać :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do obserwowania i komentowania -> http://kinga-kiniaaa.blogspot.com/
Świetnie i interesująco piszesz. Mam nadzieję, że będziesz robić to dalej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie.
urodaa-i-modaa.blogspot.com
bardzo ciekawe :D
OdpowiedzUsuńdziękujemy za obejrzenie filmiku :)
klikniesz w banery? dla Ciebie to tylko chwila :)
http://julka-paulinaa.blogspot.com/
Trochę chamsko Michał potraktował Kleo..
OdpowiedzUsuńOgólnie to świetne piszesz, masz talent! ;)
Szkoda ,ze głowna bohaterka teraz ma nie za fajnie :/ Ech... zobaczymy ,poczekam na rozwój całej tej sytuacji. Jestem ciekawa dalszej części :>
OdpowiedzUsuńZapraszam na 2 rozdział z życia Rose :p
http://boyincurls.blogspot.com/
Wow nieźle się rozkręca. Kocham taką temetyke.
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie, wstawiłam nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńhttp://bookfantasty.blogspot.com/2014/04/rozdzia-9.html#comment-form
jejku! :c
OdpowiedzUsuńŚwietne!
Zapraszam :
unnormall.blogspot.com
Jestem pod wrażeniem tego co napisałaś..Świetne..
OdpowiedzUsuńhttp://emotions-written-on-carts.blogspot.com
Uwielbiam twoje opisy, wyszło super.
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie:) http://incapacitate.blogspot.com/
Wow...
OdpowiedzUsuńTo co napisałaś jest świetne,czułam się jakbym czytała rozdział dobrej książki!
Świetnie,że trafiłam na tego bloga.
Oczywiście, obserwuje !
Zapraszam na mojego bloga, mam nadzieje że Cie zainteresuje chociaż przy tym jak ty piszesz może być kiepsko :)
http://meanss.blogspot.com/
Przepraszam za spam,ale już wcześniej komentowałam Twój rozdział
OdpowiedzUsuńTeraz zapraszam na nowy rozdział
http://boyincurls.blogspot.com
Excellent bloɡ post. I absolսtely love this site.
OdpowiedzUsuńContinue the good wоrk!
Feel free to surf to my blog post: marvin windows replacement screens bay area