sobota, 31 maja 2014

"Błędny Anioł" cz.XI

 Cześć wszystkim! Trochę się naczekaliście, ale w końcu powracam z XI częścią "Błędnego Anioła". Jest ona trochę dłuższa, ale to ze względu, że w tym rozdziale będzie trochę akcji. Jak może dostrzegliście, coś się zmieniło. A mianowicie wygląd bloga! Tak w końcu mam porządny i do tego prześliczny szablon. A wykonała go dla mnie Ariana z szabloniarni http://iwillcatchyouifyoufallszablony.blogspot.com/ . Bardzo Ci za to dziękuje i jak najbardziej POLECAM!!! Dobra, to koniec spamu!
                        

                                      "Błędny Anioł"
                                            cz.XI


   Czekałam cierpliwie w przebieralni na gwizdek trenera. Przebrana byłam już w jednoczęściowy, czarny strój kąpielowy. Podkreślał on moją talię i był bardzo widoczny na białej jak śnieg skórze. Usiadłam przy ostatniej szafce skubiąc nitkę wystającą z ubrania które na sobie miałam.
   Czułam na sobie pożerający wzrok innych dziewczyn, uczestniczących w dodatkowych zajęciach z pływania. Nie miały żadnego ciekawszego zajęcia od obgadywania mnie! Było to nieprzyjemne i poczułam się nieswojo, tym bardziej, że większość tych dziewczyn widziałam pierwszy raz w życiu. Od dalszego "pożerania mnie wzrokiem", przeszkodził gwizdek trenera.
    Wszystkie dziewczyna raźno i zwarcie wyszły z przebieralni. Usłyszałam ciche szepty przechodzących obok mnie nastolatek, typu: "Ale z niego ciacho" albo "Chyba żona dyrka wybierała nowego trenera". Słyszałam, że nasz dyrektor ma młodszą od siebie o dwadzieścia lat żonę, która nie do końca jest mu wierna. Plotki dziewczyn jeszcze bardziej umocniły moją opinię o niej. Ewidentnie trener zauważył, że idę na tyle. Sama. Dlatego wykorzystał tą sytuację i podszedł do mnie.
- Milena, tak? - pokiwałam w odpowiedzi twierdząco. Już pierwsze dziewczyny zaczęły obracać się i szeptać sobie coś na ucho. Zapewne układały nowe plotki na mój temat.
- Wróć do przebieralni i się przebierz. Dyrektor woła cię na przesłuchanie. Potem możesz wrócić na zajęcia. - mrugnął porozumiewawczo do mnie okiem, a ja cofnęłam się do szatni.
 
                                                                    *

  Tupałam nogą o posadzkę w poczekalni prowadzącej do gabinetu dyrektora. Sekretarka co jakiś czas zerkała na mnie ukradkiem unosząc na zmianę prawą i lewą brew. No co? Okej, byłam tak zdenerwowana, że pewnie moje usta wykrzywiały się we wszystkie strony świata.
   Tak naprawdę, to czego miałam się bać? Powiem to co przedtem i po sprawie. Ale to była tylko teoria. Wiedziałam, że postępuję źle zatajając prawdę. Czemu moje życie jest takie skomplikowane?
    Marzyłam teraz o zamieszkaniu w farmerskiej chatce na jakimś totalnym zadupiu. Moje pragnienia były dziwne, pewnie ktoś kto mieszka w takiej chatce mówi: "Marzę teraz tylko o zamieszkaniu w jakimś zapchlonym bloku w mieście, a nie na tym totalnym zadupiu!", no ale w końcu wszędzie dobrze gdzie nas nie ma! Podczas mojego rozmyślania drzwi "pokoju przesłuchań" (czytaj: gabinetu dyrektora) otworzyły się i wyszła z nich nasza szkolna miss piękności i kurtyzana. Całe pomieszczenie wypełniło się zapachem jej duszących perfum i stukotem, tradycyjnych już wysokich szpilek. Po jej twarzy przebiegł fałszywy uśmieszek, a głowa powędrowała tak wysoko w górę, że z pewnością mogła podziwiać uroki białego sufitu. Niczym małe kijanki podpełzły do niej jej przyjaciółki. Z obrzydzeniem spoglądałam jak podlizują się jej. Wyglądały jak jej niewolnice. Zapewne bały się jej, tak samo jak i ja w tym momencie. Na myśl o tym, że nie mogę swobodnie żyć przez jakąś jedną Kleo niedobrze mi się robiło.
    Podniosłam się z niewygodnego, czarnego, plastikowego krzesełka i weszłam do pomieszczenia, słysząca za sobą trzask zamykanych przez sekretarkę drzwi. Na ten dźwięk zakręciło mi się w głowie. Dostałam klaustrofobicznego strachu. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy minął mnie jeden z policjantów. Otarł się o mnie i poczułam ziąb jaki bije z jego ciała. Tym bardziej ten chłód udzielał się w jego szarych oczach, którymi omal mnie nie zamroził.
   Rozsiadłam się w fotelu, znacznie wygodniejszym od tego w poczekalni, obok biurka dyrektora. Na przeciwko mnie stanęło dwóch gliniarzy. Jeden z nich, zapewne ten starszy (stwierdziłam to po siwiźnie na jego głowie), oparł się o biurko i wyciągnął notatnik. Drugi natomiast opadł na fotel dyrektora, który był aktualnie pusty. Jego właściciel, stał przy oknie nerwowa tupiąc nogą i paląc papierosa. Dym wylatywał z jego ust jak z komina. A mówi się dzieciom, że nie wolno palić, a tu proszę, sam dyrektor daje przykład, i to zły przykład.
    Zestresowana ciągle pochrząkiwałam nerwowo. Boże! Co ja mam powiedzieć, nie stresowałam tak się od pasowania na ucznia w pierwszej klasie!
    "Powiedzieć prawdę, nie powiedzieć" - ciągle biegały mi po głowie te myśli. Nie mogłam zapanować nad oczami, które odbiegały w różne strony.
- Nie ma się czym stresować, panno Radomska. Zaraz przejdziemy do przesłuchania. - starszy policjant jakby czytał mi w myślach. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie ukazując urocze dołeczki w policzkach. Taki miły, starszy człowiek, a musi wykonywać tak nielubianą przez ludzi pracę.
  Na chwilę stres minął. Poczucie bezpieczeństwa i zachowanie mundurowego wywiało mi z myśli nieprzyjemną prawdę. Niestety, młodszy policjant musiał znów wywołać na mnie to nieprzyjemne uczucie stresu.
- Dobrze... - powiedział ociągając. - Niech jeszcze raz powie pani co pamięta z tamtego dnia. - włączył dyktafon,  a drugi funkcjonariusz przygotował długopis, by zapisywać ważniejsze informacje. Stres się nasilił i poczułam, że zaczynam się pocić.
    Czułam się jak na karuzeli, świat wirował mi przed oczami niczym pijanemu.
  Za żadne skarby świata nie chciałam dać poznać po sobie to, co odczuwam wewnętrznie. Niestety, prawdopodobnie policjanci mieli czujniejsze oczy niż się tego spodziewałam. Wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, co dla mnie było równoznaczne z : "To ona". Szybko chciałam rozwiać ich przypuszczenia i zaczęłam opowiadać:
- A więc tak: szłam sobie spokojnie korytarzem i spostrzegłam Kleo, Franię i Laurę rozmawiające z Sandrą. Zapewne plotkowały o jakiś pierdołach - tak, użyłam właśnie takiego słowa! - więc nie przysłuchiwałam się ich rozmowie. Do Sandry przyszedł nagle sms, wyciągając telefon z torebki wypadł jej przez barierkę i próbując go złapać wypadła przez płotek. - w gardle stanęła mi jakby kula. Stanowczo nie umiałam kłamać i każdy z łatwością by to zauważył. Kropelki potu zaczęły spływać mi po czole, a ja nieustanie skubałam skórkę przy palcach.
     Policjanci z łatwością wyhaczyli moje kłamstwa i młodszy zadał celujące prosto w sedno pytanie:
- Mówiłaś ostatnio, że stała tyłem do barierek, więc jak ten telefon mógł jej wypaść? - wpadłam jak śliwka w kompot. Plątałam się w kłamstwo coraz bardziej, jak mucha w pajęczynę. Brnęłam w nie, wpadając w niezłe gówno! Myślałam, że zaraz zemdleję, a z resztą byłby to skuteczny sposób, nie musiałabym być dalej przesłuchiwana. Szybko rozwiałam te myśli.
- Yyyy, bo... Ona przy wyciąganiu telefonu się odwróciła, żeby dziewczyny nie widziały z kim pisze! - to było tak banalne i bezsensowne, że sama strzeliłabym się teraz nieźle w łeb! Wymyślone na poczekaniu wymówki nie są dobrym pomysłem. Teraz już byłam o tym przekonana.
    Znów te porozumiewawcze spojrzenia. To było irytujące.
    Nerwowo zaczęłam poprawiać się na krześle, dalej namiętnie chrząkając.
- No dobrze, to chyba na tyle. - odpowiedział młodszy z policjantów, robiąc skwaszoną minę. - Jeśli przypomniałoby ci się coś, wiesz gdzie nas szukać. - przypomniało, to słowo długo odbijało się we wnętrzu mojego ciała.
   Moja głowa w tym momencie pękała w szwach. Szybko wymacałam rękom w torbie paracetamol i zażyłam od razu dwie tabletki, popijając je wodą.
   Idąc korytarzem nie spieszyłam się. Miałam teraz więcej czasu na przemyślenie sobie różnych rzeczy, między innymi kłamstwo, które zatajałam.
    Odezwało się teraz we mnie poczucie winy. Czemu zawsze tak się działo, kiedy tak naprawdę było już po sprawie?
     Tabletki trochę pomogły, ale nadal czułam uporczywe pulsowanie w skroniach. Chciałam się pozbyć tego uczucia, ale gdzieś wewnętrznie czułam, że to mi się należy. Moja podświadomość często lubiła mi wymierzać kary, a ja temu się nie opierałam. Wiedziałam, że zasługuję na to. "Może jednak się cofnę?" - myślałam.
    - Milena! Ty naprawdę jesteś jakaś nawiedzona! - dopiero teraz poczułam uderzenie. Tak. Weszłam prosto w Sonię, zrzucając na podłogę papiery które niosła. Mnie chyba naprawdę prześladował pech. Już drugi raz w tym roku szkolnym zrzuciłam komuś książki, a do szkoły uczęszczałam dopiero dwa tygodnie. Rzuciłam się szybko na kolana, pomagając przyjaciółce.
- Jejciu! Tak bardzo cię przepraszam, jestem taka zamyślona...
- Okej! Wyluzuj. - zaśmiała się głośno i "klepnęła" mnie mocno w ramię, tak że prawie się przewróciłam. Ona to umiała pocieszyć. Jest naprawdę dobrą przyjaciółką, spostrzegłam, że chyba nawet najlepszą. Teraz miałam porównanie, koleżanki z poprzednich szkół obgadywała mnie i choć myślałam, że w innych regionach ludzie są różni od pozostałych, zawsze się zawodziłam. Wiem, że można to odebrać jako przechwałki, ale nigdy nie narzekałam na brak powodzenie wśród chłopców. Nie to żebym była jakąś miss piękności, ale myślę, że przyciągał ich do mnie mój sposób rozmowy z nimi.
    Pamiętam jak w przedszkolu, na naszej sali zabaw mieliśmy takiego ogromnego, kolorowego misia. Razem z "koleżankami" (oczywiście tylko prowizorycznymi) kochałyśmy tam przebywać. Pewnego dnia, jeden z przedszkolaków miał urodziny i wręczała nam wszystkim ciastka, wtedy podszedł do mnie Marcel, za którym wszystkie dziewczynki z naszej grupy szalały, i oddał mi swój smakołyk. To było wtedy takie urocze, niestety takimi właśnie akcentami kończyły się moje przyjaźnie, więc stwierdzam że moje znajome były po prostu zazdrosne.
     Wtem poczułam nieodpartą chęć na powiedzenie jej o wszystkim, a mianowicie o tym, że mam zamiar wyjawić prawdę na temat morderstwa.
  "Tak, ona jest właściwą osobą" - podpowiadało mi serce, natomiast sumienie krzyczało, żebym zostawiła to dla siebie.
     "Trudno" - stwierdziłam - "Pójdę za głosem serca"
- Sonia? - zapytałam niepewnie dalej zbierając rozsypane dokumenty. Jak zauważyłam niosła je dla dyrektora do podpisu.
- Mhy?
- Wiesz, ja muszę powiedzieć prawdę. - nie musiałam jej tłumaczyć o jaką "prawdę" chodzi, sama to wiedziała. Nazywa się to intuicyjne myślenie. Przez chwilę zaprzestała zbierania porozrzucanych świstków i patrzyła na mnie bacznie. Potem zamknęła oczy i pogrążyła się w cichym myśleniu. Nie chciałam jej przerywać ani ją rozpraszać, dlatego dalej zbierałam rzeczy leżące na podłodze, nawet na nią nie spoglądając.
- Jesteś tego pewna? Wiesz, że będzie to nieodwracalne? - przerwała panującą na korytarzu błogą ciszę.
    Po jej słowach zaczęłam się wahać. Wiem, że nie to było celem wypowiedzianych przez nią słów, ale moja podświadomość sama jakby zmieniała intencje tej wypowiedzi.
- Tak. Wolę zaryzykować niż mieć wyrzuty sumienia przez resztę życia. - odparłam po chwili zastanowienia. Przyjaciółka znów wpadła w zadumę. Trwało to zaledwie parę sekund, a ja czułam jakby rozmyślała godzinami.
- Masz rację idź tylko powiedź trenerowi, że musisz wrócić jeszcze na chwilę, bo wypytywał się o ciebie. -  jej twarz miała wyraz zatroskania. Czułam, że musiała się o mnie bardzo martwić. Było mi z tego powodu bardzo miło, bo w końcu ktoś się o mnie troszczy, ale z drugiej strony nie chciałam żeby cierpiała przez mnie.
    Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?!
    Nie mogłam się oprzeć, na początku trochę się krępując przytuliłam się do niej mocno. Potem uścisk był swobodny. Byłam z siebie pierwszy raz dumna, w końcu coś mi się udało, znalazłam wspaniałą przyjaciółkę.
   Nagle, nikły cień wypełznął spoza szafek. Postać była niewidoczna, ale sądząc po przyćmionych kształtach, była to kobieta. Tamta część korytarza była pokryta mrokiem. Postać szybko i zwinnie przebiegła pod ścianą, wpadając do pierwszej lepszej klasy.
     Ja i Sonia wymieniłyśmy między sobą serię zdziwionych spojrzeń.
    Chciałam pobiec za tą osobą do klasy, ale nie miałam odwagi. Pocieszałam się w myślach, że to pewnie jakiś pierwszak wymknął się z lekcji. Mimo moich rozmyślań nadal czułam niepokój, a moje serce biło w przyspieszonym  tempie.
     Prawdopodobnie ta postać usłyszała o wiele za dużo.

                                                                *

   Wyjrzałam zza framugi drzwi niepewnie rozglądając się po basenie. Nikogo nie było. Szybko wyciągnęłam telefon z torby, którą wszędzie ze sobą nosiłam. Na wyświetlaczu pojawiła się godzina, 14:15. Tak. Za dziesięć minut kończyła się ta lekcja.
   Na chwilę przystanęłam przy kole ratunkowym wiszącym na ścianie. Zastanawiałam się gdzie mogę znaleźć trenera. Zazwyczaj przebywał w swoim "obserwatorium", na które wgląd był przez wielkie, sięgające do posadzki okna. Pokrywały one całą przednią część ściany pomieszczenia. Niestety, gdy spojrzałam w głąb pokoju nie znalazłam tam wzrokiem nikogo.
    W pewnym momencie, przez szyby zauważyłam postać dorosłego mężczyzny o muskularnej budowie. Stał oparty tyłem o ścinę. Bez koszulki. Zdziwiłam się jeszcze bardziej gdy podeszła do niego Magda. Czarnowłosa piękność, niestety niesamowita puszczalska.
     Nie chciałam im przeszkadzać, dlatego cofnęłam się aż do ramy drzwi i stamtąd obserwowałam całe to zdarzenie.
     Dziewczyna podeszła do trenera (domyśliłam się tego po jego rozmierzwionej blond czuprynie, nadawała ona mu takiej męskości), spojrzała na niego tymi swoimi wielkimi, brązowymi oczami, które uwiodły już niejednego mężczyznę. Wtem on wstał i objął ją w pasie. Chwycił jej lekko brązowe przedramiona i zaczął nimi poruszać, jakby był w wodzie.
     Magda ewidentnie go kokietowała.
    Ćwiczyli tak około pięciu minut, a potem stało się coś, co nawet do głowy na myśl by mi nie przyszło. Nastolatka odwróciła się znów do niego przodem i przejechała paznokciem po jego klatce piersiowej. On najwidoczniej był zadowolony, bo jego uśmiechnięte poliki wystawały poza twarz i z łatwością można było je dostrzec od tyłu.
      Ku mojemu zdziwieniu trener lekko odsunął od siebie szatynkę. W jej oczach spostrzegłam zawód. Ale najwidoczniej się nie zraziła. Przysunęła się do niego jeszcze bliżej i soczyście pocałowała go w usta. Uwiedziony mężczyzna opadł na biurko.
      Było to dla mnie obleśne, postanowiłam się wycofać i nie tracić czasu. Niestety powstrzymał mnie głos dochodzący zza moich pleców.
- Chciałaś mnie wydać ty mała, podstępna lisico! - odwróciłam się przestraszona. Gdy spostrzegłam twarz mówiącej do mnie osoby cała zbledłam. Zaczęłam się cofać w panicznym strachu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak mówiłam, akcja trochę ruszyła i... nie mogłam się powstrzymać i potrzymam was trochę w niepewności. Dziękuje za komentarze spod ostatniego posta, chciałam 23 i dostałam. Niestety, o każdy musiałam walczyć i mam wrażenie, że piszę dla siebie :( Jesteście tu? Moja mała prośba, następny rozdział będzie jak postaracie się i zgromadzimy pod tym postem 25 komentarzy. Myślę, że nie wymagam aż tak dużo.


Łatwiej będzie, jeśli zrobisz tak:

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

                                                                      Pozdrawiam Cloudeen :* ♥
 
       
       
     
     
       
         
     
     

  
             

piątek, 16 maja 2014

"Błędny Anioł" cz.X

                                                                   Cześć!  

Tak jak obiecałam 20 komentarzy i  pojawia się nowy post, więc oto jestem.  Może zauważycie małą zmianę w budowie rozdziału. Zmieniłam go, moim zdaniem na bardziej czytelny i może troszeczkę bardziej "książkowy", jak to nazwałam ;) Cześć - trochę krótsza, ale myślę że w miarę dopracowana. Bardzo się starałam i mam nadzieję, że nie wyszło tak źle.                            

                    "Błędny Anioł"
                            cz.X


  Szliśmy, przyspieszając i dotrzymując kroku Krystianowi, który prowadził nas w wyznaczone miejsce. Nie mogłam się z tym pogodzić, ta informacja w ogóle do mnie nie docierała. Powinnam ronić łzy i się załamywać, a tu nic. Po prostu, nie mogłam. Chciałam, ale nie! 
     Chłopak cały drżał, ale on z wrażenia, my natomiast na pidżamy zarzuciłyśmy tylko kurtki. Wszystkie trzy szczękałyśmy zębami z zimna. Yuki trochę bardziej dała ponieść się emocją i po jej policzkach spływały małe łezki. W głębi serca miałam nadzieję, że Krystian się pomylił, że może nie wyczuł dobrze pulsu lub spojrzał na niego w momencie, kiedy nie oddychał. Miał zaciętą minę i przygryzioną mocno szczękę. Powoli skręcaliśmy w kolejne ulice Poznania. Nikt nie odezwał się przez całą drogę ani słowem. Jakby każdy chciał uczcić milczeniem to okropne zdarzenie. Buty chłopaka kłapały, były całe dziurawe, a spodnie porozdzierane. 
    Przeszliśmy już jakieś dwa kilometry, on pewnie ze strachu uciekał przez krzaki, stąd jego krytyczny wygląd. W pewnym momencie, przed następnym zakrętem Krystian zatrzymał się i wskazał na róg palcem.
- To tam. Za rogiem. - wypowiedział przez zęby i odwrócił się do nas plecami, wiedziałam, że nie wytrzyma ponownego zobaczenia tego, pewnie przeraźliwego obrazu.
                  
                                                                          *    
    Wszystkie trzy wzięłyśmy głęboki wdech. "Musisz to zrobić Milena, musisz!" - motywowałam się w myślach. W jednym momencie zniknęłyśmy za rogiem. To, co za nim zobaczyłyśmy było okropne.
     Nasz przyjaciel leżał w bezruchu na krawężniku obok jakiejś lampy. Aż dziwiłam się, że nie przejeżdża tędy żaden samochód, przecież to normalna ulica. Spojrzałam ze strachem i bólem w oczach na dziewczyny, Sonia wzięła głęboki wdech i podeszła do chłopaka. Najpierw przyłożyła palce do jego tętnicy, a następnie położyła głowę na jego klatce piersiowej. Pokiwała ze zmartwienie głową i podniosła się z ziemi, na której klęczała.
    Nie wiem jak ona mogła być tak wytrzymałą, musiała mieć naprawdę stalowe nerwy. Yuki natomiast spostrzegając zaprzeczający ruch głowy przyjaciółki, odeszła do Krystiana, koło którego stała już także i Sonia. Również rzuciłam ostatnie spojrzenie na nieboszczyka, cofnęłam się i już miałam skręcać na rogu, kiedy coś mną pokierowało i wróciłam się do martwego przyjaciela.
   Kleknęłam koło jego nieruchomego ciała i przytuliłam się do niego mocno. Nadal trzymając go w objęciach wyszeptałam:
- Zawsze pozostaniesz w mojej pamięci. Nie znaliśmy się długo, ale byłeś jedną z pierwszych osób jakie tutaj poznałam. Zaakceptowałeś mnie taką, jaką jestem i za to ci dziękuje... - złożyłam pocałunek na moim wskazującym i środkowym palcu, a następnie dotknęłam nimi jego ust. Skręcając do przyjaciół, zatrzymałam się na rogu i oparłam prawym przedramieniem o mur, spoglądając po raz ostatni na Rudego.
              
                                                                          *
      - Jak to się stało? - zapytała półszeptem, ze smutkiem w głosie Sonia.
- Bogdan musiał wcześniej wrócić do domu, więc wracaliśmy sami. Szliśmy właśnie tą uliczką, kiedy nagle, usłyszeliśmy dźwięk pisku opon. Rudy odwrócił się, a samochód wjechał proso w niego. Następnie cofnął się i odjechał w kierunku, z którego przybył. Ktoś ewidentnie zrobił to celowo! Od razu podbiegłem do niego, zbadałem jego puls, niestety, był niewyczuwalny. - mówił coraz ciężej i głośniej. Na końcu swojej mowy zaczął walić pięścią o mur. Schylił głowę i  dotknął brodą swojej klatki piersiowej.
      Wbrew mojej woli podeszłam do niego, objęłam go ramieniem szepcząc: "Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze". Myślałam, że przez naszą dzisiejszą kłótnie odepchnie mnie i tym samym upokorzy, ale on pozostał w bezruchu. Przez chwilę wszyscy milczeliśmy. Dopiero po paru sekundach niewygodną ciszę przerwała siostra Krystiana.
- Musimy kupić nową kartę. Zadzwonimy na policję i pogotowie, a potem wywalimy ją gdzieś. Nie ma innego wyjścia, nie chce trafić za kratki, a Milenie dość już przesłuchiwań. - wypowiedziała to stanowczym i rozkazującym głosem. Wszyscy, jak na znak pokiwaliśmy głowami. Nasz plan właśnie miał się ziścić.
             
                                                                             *      
      Drastyczne zdarzenia ostatniego tygodnia mocno odbiły się na mojej psychice, dlatego bardzo cieszyłam się z nadchodzącego weekendu. Niestety, ten dzień zapowiadał się nieciekawie. Po pierwsze, miało się dzisiaj odbyć przesłuchanie na temat śmierci Sandry, po drugie, dziś popołudniu odbyć miał się pogrzeb Rudego. Gdy wczoraj po szkole rozeszła się plotka o śmierci Mikołaja, razem z moją paczką musieliśmy udawać zdziwionych, bo załamanych nie musieliśmy - ponieważ takimi byliśmy.
     Nasza ostatnia lekcja - język francuski rozpoczynała się zaraz po tej przerwie. Dziś, dla odmiany po dwóch deszczowych dniach, nastał dzień słoneczny. Wszyscy z uśmiechami na twarzach chętnie wyszli na dziedziniec, rozkładając koce lub siadając na ławkach. Gdy tylko zeszłam po schodach i postawiałam pierwszy krok na placu, od razu stanął przede mną obraz martwej dziewczyny, zamordowanej całkiem niedawno.
       Wstrząsnęłam głową. Nie mogę przecież wiecznie żyć wspomnieniami. 
     Stanowczo stawiałam następne kroki. Na dziedziniec weszłam jako jedna z pierwszych, więc śmiało mogłam wybrać sobie miejsce, które zajmę. Spostrzegłam mały dąb w jednym z kątów trawnika. To właśnie na nim skupił się mój wzrok. 
       Wyciągnęłam z mojej słomianej, plażowej torby koc i rozłożyłam go pod obszernym konarem drzewa. Usiadłam na nim wyciągając mocno nogi do przodu i upajając się tak długo wyczekiwanym przez mnie słońcem. Ta przerwa trwać miała piętnaście minut, więc stwierdziłam, że zdążę przeczytać jeszcze kilak stron nowo wypożyczonej książki - "Dary Anioła: Miasto kości"
         
                                                                              *
     Tak bardzo zagłębiłam się w treść, że dopiero głośnie chrząknięcie zwróciło moją uwagę na postać chłopaka, który ni z tego ni z owego wyrósł przede mną jak z podziemi.
- Cześć. - odparł nieśmiało. - Mogę się dosiąść. - widziałam jego zakłopotanie, ale nie było mi go żal. Jakoś WTEDY nie okazywał żadnej skruchy zapędzając mnie do ciemnej uliczki.
- O co chodzi? - odparłam, nawet trochę ze znudzeniem. No ileż można drążyć w kółko ten sam temat. Nie miałam ochoty się z nim spotykać. Niech zajmie się ta swoją "wypucianą" dupcią!
- Wiesz... Chciałem cię przeprosić za tą sytuację... No wtedy, wiesz... - zbliżył się teraz niebezpiecznie do mnie i położył swoją rękę na moją, którą aktualnie się podpierałam.
- Nie chce drążyć tematu, ale na następny raz pomyśl za nim coś zrobisz - widziałam, że chciał coś powiedzieć, ale uprzedziłam jego słowa. - Już nawet nie ważne, że byłeś wtedy nachlany, bo to też zdążyłam zauważyć. - odpowiedziałam, starając się lekko wyciągnąć swoją dłoń spod jego dłoni.
    Po udanym manewrze, odsunęłam się od niego na bezpieczną odległości i popatrzyłam mu prosto w oczy. Widziałam, że poczuł się speszony.
  Miałam to gdzieś. Cieszył mnie jego ból. Boże! Co ja wyrabiam, jaka ja wredna. Momentalnie przewróciłam oczami w inną stronę. Czułam jak się rumienię.
     Chłopak  podniósł się z miejsca które obecnie zajmował.
- Nie zapomnij, że jesteśmy na jutro umówieni. - uśmiechnął się okazując swój wąski, ale jednak uroczy uśmiech. Odchodząc, odwrócił się jeszcze w biegu i zasalutował mi. Ja w ramach rekompensaty uśmiechnęłam się do niego.
    Przez moją głowę przebiegły myśli. Może on wcale nie jest taki zły. W końcu zerwał z Kleo, więc teoretycznie nie zdradza jej. Chciałam pozbyć się tych myśli, ale wydawały mi się one nad wyraz przyjemne.
             

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To koniec tego rozdziału :D Miał być o wiele dłuższy, ale stwierdziłam, że lepiej podzielić go na dwie części. Proszę was o wyrażanie opinii na temat nowego wyglądu w komentarzach. Następny post za 23 kom ;) Zachęcam także wszystkich, którzy chcą śledzić dalsze przygody Mileny do zaobserwowania bloga :D
                                                                                                                                            Cloudeen :*

           

                    

wtorek, 6 maja 2014

"Błędny Anioł" cz.IX

                                                                  Cześć!

Witam was wszystkich w IX rozdziale "Błędnego Anioła". Wiem, czekaliście trochę za nim, ale mam nadzieję, że zadowolą was efekty mojej pracy. Nad tą częścią siedziałam trochę dłużej, ponieważ pogoda na dworze jest ładna i nie miałam ochoty siedzieć cały dzień przed komputerem, mam nadzieję, że rozumiecie. Znowu dziękuję mojej przyjaciółce za wspaniałą pracę :* Pozdrawiam cię serdecznie :D Zapraszam do rozdziału.                                    

                             "Błędny Anioł"
                                      cz.IX



        "Ah, ta cholerna historia" - myślałam siedząc nad pustą kartką. Niby się nauczyłam, a tu nic! Próbowałam zerknąć na odpowiedzi mojego sąsiada z ławki, ale on uporczywie zasłaniał je rękom. Czyżby się na mnie obraził?
- Panno Radomska! Proszę nie ściągać od kolegi! - powiedziała ostrym tonem nauczycielka historii. Byłam zdenerwowana, ale stawiając się w jej sytuacji, to w końcu miała rację. Co chwila chrząkając, przewracała strony nowego numeru "Pamięci i Sprawiedliwości". Dźwięki te połączone w jedno były niesamowicie rozpraszające. Aż nie mogłam się nadziwić, jak inni mogą pisać coś w takich warunkach. Ale cóż, ja byłam nowa, więc powinnam się dostosować, prawda? A może jednak zwrócić uwagę pannie Dmowskiej? "To nie czas na rozmyślanie, Milena!" - skarciłam się w myślach i powróciłam do wytężania umysłu nad datami. Czas mijał mi za szybko. Nauczycielka oznajmiła klasie, że zostały dwie minuty do końca kartkówki. Jeśli tak wyglądały kartkówki, to ja jestem murzynem. Przepraszam bardzo, ale do nauczenia było około stu pięćdziesięciu dat! Z czego ja napisane miałam tylko dwadzieścia, to i tak już jakiś sukces.
         Wyszłam z klasy szalejąc ze złości, dziewczyny też nie były zadowolone sądząc po ich minach. Najwidoczniej los twierdził, że nie wystarczy mi tyle nieszczęścia ile się stało, ale trzeba jeszcze mi dopiec. Świetnie. Podciągnęłam spodnie i wyszłam z klasy. Szłam zamyślona i nie zwracałam na nic uwagi. W drzwiach natknęłam się na Krystiana.
- Cześć. - odpowiedziałam, niepewnie podnosząc rękę na przywitanie. Podniósł głowę znad książki, którą przeglądał. Był to podręcznik od polskiego, naszej następnej lekcji. Miał lodowate spojrzenie. Przeszył nim mnie na wylot, poczułam się lekko speszona. W pewnym momencie, chwycił mnie dłonią za ramię i zaczął ciągnąć za sobą. Ucisk był bardzo duży, cała ręka mnie bolała, ale szłam za nim bez słowa. Jak na skazanie. Doszliśmy w końcu do celu, jaki sobie wyznaczył. Był to schowek, w którym woźny trzymał swój sprzęt. Wepchnął mnie do środka i sam też tam wszedł zamykając za sobą drzwi. Podszedł do włącznika, który był na drugim końcu małego pomieszczenia i zapalił światło. Byłam przestraszona. Czego mógł ode mnie chcieć, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Czemu tylko mnie spotykają takie rzeczy!
- Czemu mnie tutaj zaciągnąłeś? - zaczęłam cofać się do tyłu. W pewnej chwili poczuł, że moja prawa stopa jest mokra. Spojrzałam na nią przelotnie. Cała tkwiła w wiadrze z brudną, szarą wodą. "Cholera!" - powiedziałam sobie w myślach. Chłopak zrobił zdziwioną minę i cała jego twarz zapłonęła czerwienią.
- Słucham! Dziewczyno zdecyduj się z kim chcesz być! Dałaś już mu dupy? Tak?! - zawołał rozgorączkowany. Starł się utrzymać kamienny wyraz twarzy, ale widziałam , że w jego oczach zaczynała kręcić się pierwsza łezka. O co mu mogło chodzić? Nie znałam go od tej strony, zaczęły mnie nawiedzać myśli o najgorszym.
- CO?! O co ci chodzi! Nie mów tak do mnie, kim ty w ogóle jesteś, żeby mnie krytykować!
- Mącisz tylko wszystkim w głowie, a potem... - nie dokończył, był bliski płaczu. Wyszedł z komórki i zatrzasnął za sobą drzwi. Wszystkie mopy i ścierki zafalowały lekko, pod wpływem przeciągu, jaki wytworzyło jego szybko poruszające się ciało. Cofnęłam się na sam tył schowka, ukucnęłam i zaczęłam szlochać. Łzy spływały mi po twarzy, zostawiając za sobą czarne smugi.
         Szłam powoli, ociągając się niemiłosiernie. Stawiałam lekko stopę za stopą. Ramiączko torby zaczęło się lekko zsuwać z mojego ramienia, ale w ogóle nie zawracałam sobie tym głowy. Było mi za razem smutno, jak i byłam wściekła. O co mogło chodzić Krystianowi, a może raczej o kogo!? Nie mogłam się z tym pogodzić, dlaczego to wszystko musiało spotykać właśnie mnie! Byłam na zakręcie. W głowie dudniły mi dźwięki tej samej muzyki, przy jakiej go poznałam. Może była ona mało romantyczna, ale dla mnie nie miało to znaczenia. Dopiero teraz zrozumiałam, że tak naprawdę bardzo go lubię. Muszę porozmawiać z nim o dzisiejszej sytuacji, przecież musi być tego jakieś logiczne wyjaśnienie.
- Milena! Zaczekaj! - usłyszałam dziewczęcy głos za sobą. Odwróciłam głowę i stanęłam w miejscu opierając się o metalowy, brudny, jak się okazało płot.
- Krzyczę do ciebie przez całą drogę! Jakaś ty rozkojarzona... Ale nie ważne. Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia! - powiedziała, ciężko dysząc i opierając ramiona na zgiętych kolanach.
- O co chodzi?
- Moi rodzice dzisiaj wyjeżdżają na dwa dni do jakiejś starej, umierającej ciotki... Ale mniejsza z tym, Kris pewni wyfrunie na noc z chaty na imprezę. I co z tego wywnioskowałaś? - zapytała Sonia tajemniczym, a za razem podekscytowanym tonem. Była już mniej zasapana i stała teraz równolegle do mnie, uśmiechając się szeroko.
- Yyy, że masz wolną chatę? - zapytałam niepewnie, z lekko zakłopotanym uśmieszkiem.
- Ha, no właśnie. Dlatego uroczyście i oficjalnie zapraszam cię na... Pidżama Party! - odpowiedziała, tryumfalnie machając rękoma. Podskakiwała jak mały psiaczek, cieszący się z otrzymanego wcześniej smakołyka.
- Z takimi słodkimi, różowymi balonikami i grą w butelkę? - zapytałam sarkastycznie. Mina Sonii, miała wyraz jak zabójcy.
- Nie. Ale wzajemnego robienia makijażu ci nie odpuszczę. Widzimy się o dwudziestej. - powiedziała i wysłała mi niewidzialnego całusa oddalając się.
 - Ale ja nie mogę... - i tak mnie już nie słyszała. Przecież ja dostałam szlaban, nie wymknę się z domu, choćbym była agentem specjalnym. Mama jest jak kamera wszystko widzi i wszystko wie. "Muszę coś wymyślić" - stwierdziłam po cichu.
            Siedziałam przy kuchennym stole, obracając w palcach obwód szklanki. Była po brzegi wypełniona ciepłą herbatą, ale nie zwracałam uwagi na ból, jaki zadawała mi jej temperatura. Oparta o kuchenne krzesło, z łzami cieknącymi po policzkach, czekałam cierpliwie, spoglądając co chwila na zegarek, wiszący nad kredensem. Mama zadzwoniła pięć minut temu, że wraca z zakupów i mam na nią  czekać w kuchni. Wiem, że szykowała się rozmowa, ale akurat dzisiaj? Już w tym momencie wiedziałam, że nie udobrucham mamy. Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza i już po chwili zza szerokiego łuku, prowadzącego z salonu do kuchni, wyłoniła się głowa kobiety. Upewniając się, że czekam w umówionym miejscu, cofnęła się do przedpokoju i ściągnęła szpilki. Weszła do kuchni, poruszając się szybko jak wiatr. Siadając na krześle tuż obok mnie, poprawiła swoją czarną narzutę, jednocześnie zasłaniając drugą rękom dekolt, widoczny przez pomarańczową bluzkę. Rzuciłam przelotnie na nią okiem, nie skupiając dłużej uwagi na jej postaci. Powoli zaczynałam zanurzać palce w wrzątku.
- Zostaw! Oparzysz się. - powiedziała, tym razem łagodnym tonem. Dotknęła rękom mojego ramienia, odbierając mi tym samym możliwość kontynuowania zaczętej czynności. Jej dłoń była zimna i cały ten chłód przeszedł na mnie. Wzdrygnęłam się lekko i położyłam rękę na brązowym blacie, który świetnie komponował z bordowymi ścianami tego pomieszczenia.
- Musimy porozmawiać o sytuacji w szkole. - odpowiedziała, zmieniając swój ton z przyjemnego na oziębły i z lekka sfrustrowany. Oddaliła się teraz ode mnie o parę centymetrów, puszczając moją dłoń, która do tej pory była w jej objęciu.
- Czego wy wszyscy ode mnie chcecie! Przecież wiadomo, że to był wypadek, więc nie widzę problemu. - odparłam rozgoryczona, z żalem w głosie. Podniosłam się z krzesła, przerzucając cały mój ciężar ciała na oparcie siedzenia.
- W to nie wątpię, ale nie chcę żebyś miała problemy z policją! Mogłaś siedzieć cicho skoro to zobaczyłaś, albo uciec stamtąd. Teraz będziesz miała problemy! - wypowiedziała te słowa sącząc je przez zęby oraz zgłaśniając stopniowo swój ton.
- Słucham! A jakby ona jeszcze żyła, to co? Też miałabym ją zostawić! Żeby nie mieć później problemów?! - zapytałam z płaczem w głośnie. Byłam tak strasznie na nią wściekła. Czy ta kobieta nie miała serca, a gdyby ona była w takiej sytuacji?
- Nie takim tonem, ile ty masz lat, żeby tak mi pyskować?! Kochana, nie wiem w jakim ty świecie żyjesz. To nie jest film z udziałem superbohaterów, tutaj każdy walczy o swoje. Lepiej nie wychylaj głowy spoza tłumu, bo ci ją odetną. - powiedziała z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Założyła nogę na nogę i popijała, siorbiąc lekko, herbatę, którą jeszcze przed chwilą obracałam w palcach. Nie poznawałam jej, nie wiem, jak można tak się zmienić i to przez jednego człowieka.
- Tak?! To wolę żyć w swoim świcie, niż w tym, na którym żyją sami  bezdusznicy i egoiści, dla których liczy się tylko kasa i własna dupa! - wykrzyczałam i wybiegłam z kuchni ze łzami w oczach. W głowie nadal słyszałam ten przeraźliwy śmiech! Na samą myśl o nim się wzdrygnęła. Zatrzasnęłam za sobą drzwi prowadzące do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko oddychając ciężko.
           Wiatr lekko łaskotał mnie w odkryte ramiona. Kurczowo trzymałam strony książki, chcą zapobiec przewracaniu się ich przez wiatr. Cała treść tak mnie wciągnęła, że aż wzdrygnęłam się na dźwięk nadchodzącego sms'a. Książka wypadła mi z rąk i z hukiem upadła na panele, zamykając się. "Świetnie, gorzej już być nie może" - pomyślałam. Oczywiście, jak zawsze nie pamiętałam na której stronie skończyłam. Usiadłam po turecku na łóżku i wciągnęłam z kieszeni szarych dresów smartfona. Wiadomość była od Sonii:
Sonia: Kochana, zapominałam ci powiedzieć, żebyś przyniosła jakieś pianki. To tradycja!!!!!!!!!!!
Ja: Sonia, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale ja nie mogę przyjść :'(
Sonia: Jeśli żartujesz, to przestań, bo to nie jest śmieszne -_- Nie chce słyszeć tłumaczeń, jeśli nie przyjdziesz, obiecuję ci, że razem z Yuki przyjdziemy w nocy zgwałcimy cię, a potem wywiedziemy do lasu :D :* 
Ja: Dobra coś wykombinuję paaa :* ♥
Sonia: Ok, Yuki obiecała, że wypożyczy jakieś pornole, heuheuheu :D Nie no żartowałam, ale przynieś te pianki. Paa ;*
Czytając kolejne nadchodzące sms'y humor coraz bardziej mi się poprawiał, a na mojej twarzy zawitał uśmiech. Nadal siedząc na łóżku, plecami oparłam się o ścianę, a głowę położyłam na mojej "parapetowej kanapie". Wysilałam mój mózg z całych sił, próbując wymyślić jakiś skuteczny sposób na wydostanie się z domu. W pewnym momencie drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia weszła mama. Cała promieniała, była ubrana w czerwoną sukienkę w czarne i białe kwiaty i czarne szpilki. Włosy zaczesane miała w koka, a usta pomalowane krwistoczerwoną szminką.
- Milena. Razem z Arnoldem wychodzimy na kolację, nie wiem, czy wrócimy jeszcze dzisiaj na noc. Zastanawiam się co z tobą zrobić, mam nadzieję, że masz jeszcze rozum i nie zrobisz niczego głupiego. Pa! - i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. W mojej głowie zapaliła się lampka. Ucieknę z domu, czy tego chce czy nie!
     Ostatni raz rozejrzałam się niepewnie po domu, upewniając się, że wszystko powyłączałam. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi. Pogoda się kompletnie popsuła. Z nieba leciała nieprzyjemna mżawka, a dookoła huczał wiatr. Tym razem włosy spięłam w kucyk i nie wpadały mi w oczy. Byłam na zakręcie, już miałam skręcać w ulicę prowadzącą do domu Sonii, kiedy nagle przypomniałam sobie. Odwróciłam się w stronę z której przyszłam i biegiem ruszyłam do punktu wyjścia. Wiatr wiał mi prosto w oczy, szłam pod deszcz, całe dresy były przemoczone, ponieważ mżawka zmieniła się w ulewę. Otworzyłam szybkim ruchem furtkę. Na jej górnej krawędzi zgromadziła się woda, która w tym momencie była na mojej bluzie. "Milena, zachowaj spokój" - starałam się pocieszyć w myślach. Strzepałam to, co się dało i dopadłam do klamki. "Daj Boże, żeby nikogo nie było!" - modliłam się w duchu. Zamknęłam oczy i powoli nacisnęłam klamkę. Było otwarte. Ostrożnie weszłam do środka i rozejrzałam się po korytarzu.
- Halo, jest tu ktoś! - krzyknęłam. W odpowiedzi usłyszałam tylko echo niosące się po domu. Odetchnęłam z ulgą, ściągnęłam klucz z haczyka i zamknęłam za sobą, tym razem, drzwi.
          Stałam przed drzwiami, dość potężnego domu, tworząc sporą kałużę na wycieraczce. Cała byłam przemoczona, a włosy miałam pozlepiane. Nie pomyślałam o tym, żeby wziąć parasol z domu, choć już wtedy deszcz padał ulewnie. Wcisnęłam guzik i usłyszałam cichy dźwięk dzwonka, niosący się po wnętrzu domu. Już po chwili w holu rozległo się klapanie butów. Drzwi otworzyły się przede mną szeroko. Stanęła w nich dziewczyna o azjatyckich rysach. Jej brązowe, wąskie oczy połyskiwały pięknie w przyciemnionym
świetle. Jedno z nich zasłaniała grzywka, opadająca z czarnych włosów, zaczesanych w wysoki kucyk. Spięte były różową frotką w biało żółte babeczki, sięgały do pasa. Jej drobna postura wyglądała śmiesznie w obliczu wielkich drzwi, których jedno skrzydło właśnie trzymała prawą rękom. Mały, prosty nosek idealnie pasował do pełnych, bladoróżowych ust, obecnie lekko uśmiechniętych. Na  długiej szyi widniał łańcuszek z przyczepioną  pastelowo-różową kokardką. Pidżama była wykonana w pastelowych kolorach. Składała się z żółtego t-shirtu z pandą oraz z niebieskich, krótkich spodenek. Źródłem klapania, były pomarańczowe, włochate bambosze. Jej skóra była taka blada i nieskazitelna, wyglądała jakby była wykonana z porcelany. Przestąpiłam drewniany próg i przywitałam się uściskiem z Yuki.
- Sonia nie mogła otworzyć, bo pilnuje gorącej czekolady. Dalej, chodźmy. - poinformowała mnie dziewczyna, ciągnąc za rękę za sobą.
        Korytarz był "spory", w porównaniu do mojego. Wąski, ale długi prowadził do dębowych, ciemnych schodów. Na przeciwległej do wrot ścianie, umieszczone było wiele drzwi. Rozglądałam się zaciekawiona po ścianach holu, które aż po brzegi wypełnione były pięknymi obrazami. W dolnym rogu każdego malowidła umieszczony był podpis "Alina Młynarska". Młynarska? Przecież to nazwisko Sonii.
- Kto malował te obrazy? - zapytałam towarzyszącą mi dziewczynę wchodząc po pięknie ozdabianych schodach.
- Mama Sonii jest malarką. To jej arcydzieła. - odparła i ponagliła mnie, dalej wspinając się w górę. Drugie piętro domu jeszcze bardziej mnie zachwyciło. Było zrealizowane w iście pałacowym stylu. Cały górny korytarz wykonany był w odcieniach lekkiego, pudrowego różu. Tapeta była ozdabiana złotymi wstawkami. Tak samo jak i na dole, wisiało mnóstwo obrazów. Wszystkie drzwi zrobione były z tego samego drewna i w takim samym kolorze. Wielki, metalowy, srebrny żyrandol idealnie pasował do ozdób umieszczonych na czerwonej sofie, stojącej w holu. Yuki otworzyła przedostaniom parę drzwi i weszłyśmy do, jak się domyśliłam, pokoju Sonii. W przeciwieństwie do reszty pomieszczeń które widziałam, był wykonany w stylu typowo dla nastolatki. Ściany były koloru białego, a na tej, od strony biurka, była tapeta z miastem w nocy, koloru fioletowego. Na środku pokoju położony był fiołkowy dywan z przyjemnego i miękkiego materiału. Biurko było białe, z drewna, a szafki na książki fioletowo-biało-czarne. Łóżko miało kolor śnieżny, z kołdrą o takim samym wzorze, jak ten na tapecie nad biurkiem. Na przeciwko miejsca do spania, powieszony był czarny, plazmowy telewizor. Na łóżku leżały płyty. Podeszłam i chwyciłam jedną ręką. Oczywiście. Horror. Każda następna była tego samego gatunku co pierwsza. Yuki podeszła do radia stojącego na biurku i włączyła je. Rozległy się pierwsze dźwięki Shakira-Dare to feel good , ogólnie nie mój styl, ale skoro już leci to niech będzie. Dziewczyna podeszła do mnie i trąciła mnie biodrem. Płyty wyleciały mi z rąk, ale upadły na szczęście, prosto na łóżko. Uśmiechnęłam się lekko do niej.
- Masz te pianki? - zapytała, usiłując przekrzyczeć dźwięki muzyki. Pokiwałam głową i podniosłam rękę z siatką, którą targałam tutaj aż ze sklepu.
- Było dzisiaj to przesłuchanie? - podeszła tanecznym krokiem do radia i przyciszyła je lekko, ale na tyle, że spokojnie mogłam ją zrozumieć.
- Dyrek mówił, że dzwonili z policji i przełożyli je na piętek. - odparłam i rzuciłam się na łóżko ciężko oddychając. Dziewczyna usiadła obok mnie i sięgnęła po siatkę, którą ze sobą przyniosłam.
- Moim zdaniem powinnaś powiedzieć mu o całej sprawie, przez to masz problemy w domu i w ogóle... - wstała, wysypując do miski, stojącej obok chipsów zawartość paczki. Leżałam dalej w milczeniu. Wiem, że powinnam powiedzieć prawdę, ale nie mogłam. Ojciec Kleo jest wpływowym człowiekiem i może zaszkodzić mojej rodzinie, tym bardziej, że ojczym pracuje w jego firmie. Totalna porażka. Czuję się taka rozerwana i zdezorientowana. Nie wiem co robić, wiem, że Yuki ma rację, ale nie mogę tego zrobić. Przed dalszą bitwą między moimi odczuciami uchroniła mnie Sonia. Weszła do pokoju, spuszczając klamkę przez nacisk brody, a po uchyleniu się drzwi, kopnęła je mocno, by roztwarły się jeszcze bardziej.
- Co tu tak smętnie! - wykrzyknęła i położyła przyniesione rzeczy na biurko. Tuż za nią przez uchylone drzwi, wbiegł malutki york. Na czubku głowy miał przywiązaną czerwoną w białe groszki kokardkę. Dreptał nieporadnie swoimi krótkimi, chudziutkimi nóżkami. Wyglądał przeuroczo. Podeszłam do niego i dałam mu dłoń do obwąchania. Polizał ją i położył się na plecach. Wciągnęłam do niego dłoń i przejechałam po jego miękkiej i puszystej sierści.
- Jaki on słodki! - powiedziałam z zachwytem. - Twój?
- Tak, to jest Kiara. Mam ją od niedawna, ale jest przeurocza i naprawdę ją pokochałam. - opowiedziała, chwytając się w teatralnym geście za serce i upadając na łózko obok Yuki.
- To co oglądamy? - zapytała, a może raczej wydukała z ustami pełnymi pianek.
          Padło na "Drogę bez powrotu : 4" , ogólnie lubię horrory, ale tak jak i dziewczyny, na każdej bardziej drastycznej scenie chowałam głowę w poduszkę. Oczywiście i tak wszystko widziałam, zawsze wyglądając jednym okiem. Lekko podekscytowane, po zakończonym filmie zgasiłyśmy światło. Usiadłyśmy w kręgu na podłogę i opowiadałyśmy sobie wzajemne straszne historię, podając latarkę z ręki na rękę. Była to już druga kolejka, kolej Sonii. Właśnie zaczynała opowiadać.
- Wtem, drzwi ze skrzypem otworzyły się. Do pomieszczenia ktoś wszedł... - mówiła tajemniczym głosem. Wtem, Yuki wyszeptała.
- Cicho! Ja... Ja, chyba coś słyszałam... - odparła, cofając się najbardziej jak mogła do łóżka. Rzeczywiście. Po chwili usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi. Pisnęłam cicho, ale zaraz poczułam dłoń Sonii na moich ustach. Podniosła się lekko i machnęła na nas dłonią, w znaku, żebyśmy za nią poszły. Bałam się panicznie, ale poszłam za przyjaciółką. Dziewczyna wzięła latarkę i świeciła nią po schodach schodząc po nich.
- Krystian to ty? - zapytała niepewnym szeptem. Oświetliła kąt obok drzwi. Świtało padło na umorusaną błotem twarz chłopaka. Cały był poobdzierany. Jego twarz była blada jak nigdy, wyraz - zdziwiony. Oddychał ciężko nie mogąc wydusić z siebie słowa. Sonia szybko zbiegła po schodach i uklękła koło Krystiana.
- Jezu! Brachu! Co ci się stała? - zapytała, wyciągając z jego miodowych włosów źdźbła trawy.
- Rudy... Rudy nie żyje! - wydukał, ocierając zimny pot ze swojego czoła i wduszając się plecami jeszcze bardziej w ścianę...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To na tyle, wiem, urwałam we wspaniałym momencie :* Ale mam nadzieję, że zmotywuję was to do przeczytania następnej części. Dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim postem. Kocham was <3 ♥ :* Następny pojawi się za około 20 komentarzy i przynajmniej 2 nowe obserwacje. Pozdrawiam :*
                                                                                                                                  Cloudeen :)