poniedziałek, 27 października 2014

"Błędny Anioł" cz.XVI

                                               "Błędny Anioł"
                                   cz. XVI   


   Wysiadłam szybko z taksówki i przeszłam przez obrotowe drzwi szpitala.
   W poczekalni było mnóstwo ludzi rozmawiających ze sobą szeptem. Rozejrzałam się z przerażeniem po pomieszczeniu, aż w końcu dostrzegłam recepcje.
- Gdzie jest moja mama? - zapytałam kobiety przeglądającej coś w komputerze. Ona spojrzała na mnie i poprawiała okulary na nosie, wracając do dalszego przewijania informacji.
- Czy ja wyglądam jak jasnowidz? Skąd mam wiedzieć kim jest twoja mama. - zaśmiała się, nie podnosząc nawet wzroku. Ciśnienie mi podskoczyło i podejrzewam, że zrobiłam się cała czerwona.
- Ah, no tak. - zamruczałam pod nosem - A więc jeszcze raz. Gdzie leży Marlena Radomska? - zapytałam. Kobieta uraczyła mnie szybkim rzutem oka i wpisała coś w bazę danych. Tupałam ze zniecierpliwieniem nogą. Po jakiś kilku minutach kobieta w końcu coś powiedziała.
- Twoja mama, jak mniemam, jest teraz operowana. Jeśli cię to zbawi, to potem będzie leżała w sali numer pięć. - odpowiedziała zgryźliwie i spuściła ze mnie wzrok. Rzeczywiście, bardzo miła obsługa, spojrzałam pogardliwie na plakietkę wiszącą przy drzwiach : "Szpital przyjazny ludziom".
   Postanowiłam udać się pod salę, w której będzie leżeć moja mama po operacji. Ale zaraz, zaraz, po jakiej operacji?! Tak w ogóle, co stało się z moją mamą? W tym momencie nie wiedziałam nic. W mojej głowie była totalna pustka, jakbym wyszła z siebie i stała obok. To było straszne.
   Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
   Usiadłam na jednym z krzeseł obok sali i otarłam rękawem skórzanej kurtki łzy, które spływały mi po policzkach. Wtem poczułam wibrowanie w torbie. Szybko wyciągnęłam telefon i nie patrząc nawet na numer, odebrałam.
   Już po chwili wiedziałam, że dla mojej mamy zawali się dzisiaj świat.

                                                                            *

   Po dwóch godzinach oczekiwań, oczy mojej mamy w końcu się otworzyły. Chwyciłam ją za rękę i trzymałam do momentu gdy wypowiedziała pierwsze słowa:
- Gdzie ja jestem? - Jej głos był jeszcze ochrypnięty, ale na jego dźwięk uśmiechnęłam się.
- W szpitalu, mamo - odpowiedziałam i jeszcze mocniej ścisnęłam jej dłoń. Starałam się jak najbardziej odwlec wyjawienie jej tej przerażającej prawdy. - Wiesz co, mam najśliczniejszego brata na świecie. - Po twarzy mamy przebiegło zdziwienie.
- Co?
- Prawie poroniłaś, lekarzom udało się uratować dziecko przez cesarskie cięcie, byłaś pod narkozą, a do tego straciłaś przytomność. Dziecko jest wcześniakiem, ale ma się dobrze. - odpowiedziałam, a ona posłała mi uśmiech.
   Chwilę siedziałyśmy tak w bezruchu splecione dłońmi z uśmiechami na twarzy. Aż w końcu mama zadała mi to pytanie, na które odpowiedz starałam się ukryć.
- Dzwoniłaś już do Mariana? Musi się dowiedzieć o tym, że został ojcem. - Wstałam od łóżka i podeszłam do okna, nic nie odpowiadając.
   Za szybą padał deszcz. Na ulicach pełno samochodów. Wszędzie było słychać ten wszechobecny dźwięk klaksonów. Nie lubiłam takiej pogody, wprowadzała mnie w smętny nastrój i niechęć do życia.
- Gdzie on jest? Mów prawdę - słyszałam jak łóżko zaczyna skrzypieć. Mama usiłowała usiąść. - Upił się? Czy może zostawił mnie dla innej, gdy powiedziałaś mu o tym, że jest ojcem? - przełknęła głośno ślinę. "Prawda źle wpłynie na jej organizm, ale muszę to zrobić!" - przyrzekałam sobie w duchu. Tym razem odwróciłam się do niej.
- Połóż się, proszę - odparłam i sama usiadłam na brzegu łóżka. - On nie wie. I nigdy się nie dowie. - uchwyciłam ją za obie dłonie.
- Dlaczego?! Powiedz mi ci się stało, zostawił mnie, tak? - wypowiadała szybko słowa z rozpaczliwym tonem.
- Nie mamo. On... On miał wypadek. - Nie skłamałam, ale nie powiedziałam całej prawdy.
- Leży w szpitalu? Gdzie? -  mama zdenerwowała się na dobre. A to była tylko pierwsza część złych informacji.
- Mamo. On nie żyje. - odparłam ściskając jej dłonie w ramach pocieszenia.
   Osobiście ta informacja mną wstrząsnęła, ale nie byłam do niego na tyle przywiązana by rozpaczać po jego śmierci. Jednak wiem, jak ważną osobą w życiu mojej mamy był ten człowiek.
   - Ale jak to? - w końcu odezwała się mama. Wszystkie kolory z jej twarzy znikły, a głos miała jeszcze słabszy. Wtem zobaczyłam jak zamyka oczy, a cała aparatura zaczęła piszczeć. Tak przeraźliwie piszczeć. Nie pamiętam wiele z tego zdarzenia, ale wiem, że wybiegłam na środek korytarza i wołałam o pomoc dla mojej mamy.

                                                                        *

   Popijałam gorącą herbatę parząc sobie język. Ból jednak nie był dla mnie mocno uciążliwy, a wręcz pomocny w przywróceniu mi świadomości. Biorąc kolejny łyki ciepłego napoju zamykałam oczy.
   Naprzeciwko mnie siedziała Sonia, nerwowo ocierając dłoń o dłoń.
- Długo nie będziesz nic tak mówić? - zapytała z wyrzutem, chociaż w jej głosie pobrzmiewała troska. Nic nie odpowiedziałam. Wzięłam natomiast kolejny, głęboki łyk herbaty. Chwyciłam gazetę, która leżała na stoliku obok i zaczęłam udawać, że ją czytam. Był to jedyny sposób na wymiganie się od rozmowy, jaki wpadł mi do głowy.
- Nie możesz się obwiniać o wszystko co dzieję się złego na świecie! - zawołała dziewczyna rozdzierającym serce głosem. - Słusznie postąpiłaś mówiąc mamie prawdę. Lekarze mają racje, nie powinnaś siedzieć tam całe dnie. Jutro szkoła, a ty nie możesz tam pójść w takim stanie. - dopowiedziała.
   Moją uwagę zwrócił jeden z artykułów na ostatniej stronie gazety: "W okolicy Poznania coraz więcej młodych osób ginie. Policji mimo starań nie udało się odnaleźć żadnego z nich. Podejrzenia wskazują na to, że to sprawka jednej osoby (...) " - przeczytałam fragment tekstu. Zjechałam wzrokiem w dół na portrety zaginionych osób.
   Jego zdjęcie było najwyżej, pisało, że zginął wczoraj. Serce stanęło mi na parę chwil.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle na dzisiaj. Jak zauważyliście coraz więcej zaczyna się dziać w życiu naszej głównej bohaterki. Dość dużymi krokami zbliżamy się do punktu kulminacyjnego i tym samym końca naszego opowiadania. Mam napisanych już kilka rozdziałów naprzód, więc tylko oczekiwałam aż wybije 25 komentarzy. Niestety, nie doczekałam się i musiałam wstawić ten post po opublikowaniu 20 komentarza. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, ponieważ o każdy komentarz musiałam ostro walczyć. Blog ma 51 obserwatorów, ale tych aktywnych na moim blogu jest naprawdę niewielu ;_; Dobra koniec moich żaleń, dziękuje tym co to w ogóle to przeczytali.


Czytasz = komentujesz
20 komentarzy = następny post

środa, 8 października 2014

"Błędny Anioł" cz.XV

 
                        "Błędny Anioł"
                                cz.XV


   Wieczór z Sonią mogę zaliczyć do tych udanych. Mimo niezręcznego początku, śmiałyśmy się i bawiłyśmy wspaniale. Niestety, wszystko ma jakieś konsekwencje i w ten piątek zaspałam do szkoły.
   Dlatego teraz wręcz biegłam, ocierając się ramionami o każdego z przechodniów. Z moich ust co po chwile padało "przepraszam". Dzwonek na lekcje zadzwonił dokładnie piętnaście minut temu, a mnie nadal nie było w sali.
   Wparowałam przez drzwi z niesamowitym impetem, po drodze minęłam jakiegoś bruneta, nie zwracając na niego większej uwagi. Jednak w pewnym momencie przed oczy rzucił mi się ten obraz. Jego obraz. Odwróciłam szybko głowę, on także się obejrzał. Teraz byłam w stu procentach pewna, jego falowane, brązowe włosy od razu wydały mi się znajome. Wtem, czyjaś dłoń mnie zahamowała.
- A gdzie to się panna wybiera. - Yuki mrugnęła do mnie okiem.
- Jezu, nie mogłaś się chociaż odezwać, tylko usiłujesz przestraszyć mnie na śmierć? - obie zaśmiałyśmy się w tym momencie. Dziewczyna ze łzami w oczach (oczywiście ze śmiechu) powiedziała:
- Za kim ty się tak oglądałaś? - stanęła na palcach i spojrzała przez moje plecy. Chłopak właśnie zniknął za drzwiami sekretariatu. - Mmm, Mateusz. To sobie wybrałaś. - zaśmiała się uroczo i zamachnęła włosami w tył, odsłaniając swoją bladą szyję.
- Mateusze mówisz... On chodzi tutaj do szkoły?
- Tak, jest w 3 c liceum, profil artystyczny. Przystojny to on jest niesamowicie, tylko... że ... no wiesz. Kleo do niego zarywa, robiła to już będą z Michałem, a teraz gdy ze sobą zerwali, tylko za nim ugania się na przerwach. - Mina mi posmutniała i zabolało mnie serce. Nie mam pojęcia dlaczego tak się stało, ale nic na to nie poradzę.
- No dobra, ja zmykam na lekcje, bo już jestem spóźniona. - zawołałam oddalając się i machając do Yuki.
   Do klasy wpadłam cała zdyszana.
- Przepraszam za spóźnienie, pani profesor! - zawołałam do nauczycielki języka angielskiego i zajęłam swoje miejsce obok Sonii.
- Siadaj, na jutro usprawiedliwienie proszę! - odpowiedziała profesorka uśmiechając się do mnie ukradkiem.

                                                                                           *

   Mimo, że na lekcjach o szyby bębnił deszcz, po zakończeniu zajęć rozpogodziło się i słońce grzało niesamowicie. Siedziałam na ławeczce przed parkiem czekając z Yuki aż Sonia załatwi jakieś "sprawy". W cieniu drzew było naprawdę przyjemnie. Pasmo zieleni biegło od wejścia szkoły do bramy, wzdłuż dość szerokiej ścieżki.
   Przed szkołą gromadziło się coraz więcej uczniów, z jakieś dziesięć klas. Panował gwar, młodzież wychodziła ze szkoły, inni rozmawiali przed nią, a jeszcze inni usiłowali uciec z pozostałych lekcji.
   Powoli zaczynało mnie wszystko boleć, od zbyt długiego siedzenia. Dlatego wstałam, narażając się promieniom prześwitującym przez szczeliny między drzewami.
   Zaczęłam się nerwowo przechadzać. Nie chciałam przerywać Yuki w czytaniu, jakże zachęcającej książki : "Wszystko na temat zlewów" . Nie wiedziałam, że w ogóle istnieje taki poradnik, ani dlaczego przyjaciółka wybrała właśnie tę książkę. Właśnie podniosła wzrok i popatrzyła na mnie niewinnie.
- No co? W bibliotece nie chcą wypożyczyć mi więcej książek, bo w domu "przechowuje" już pięć. Wiesz, że nie mogę bez nich żyć, a tatko właśnie naprawiał zlew, dlatego skorzystałam z okazji... - i weź tu ją zrozum. Zaśmiałam się tylko pod nosem i dalej robiłam swoje.
   Minęło już dobre kilkanaście minut, a Sonii nadal nie było. Niestety, nie zdradziła nam jakie to ważne "sprawy" musi załatwić, więc byłyśmy nieświadome tego co robi. Zaczęła się już kolejna lekcja. Coraz mniej ludzi gromadziło się pod szkołą, dlatego z łatwością wszystkich mogłam policzyć, a może nawet rozpoznać. Wodziłam wzrokiem oparta o drzewo i mrucząc pod nosem nazwiska osób które zidentyfikowałam. Nagle poczułam stukanie w plecy. Jak oparzona odwróciłam się do tyłu.
- Hej! Wiesz widziałam cię dzisiaj jak szłaś na lekcje, kogoś mi przypominałaś i teraz nagle mnie olśniło, to ciebie potrąciłem wtedy w parku, prawda? - zapytał lekko zmieszany. Byłam tak zdumiona jego widokiem, że aż odebrało mi mowę. Patrzyłam się na niego jak jakaś debilka, nie umiejąc wydusić nic z siebie. Szczerze, to od momentu "hej", nie wiem co do mnie mówił, bo zapatrzyłam się w jego brunatne oczy. Były tak głębokie, że prawie w nich utonęłam. Niesamowite.
- Tak, jasne. - odpowiedziałam kiwając głową i uśmiechając się jak głupi do sera. On także się zaśmiał, trochę spazmatycznie, ale jednak zaśmiał.
   Jego kręcone, brązowe włosy lekko powiewały na wietrze, zasłaniając bladą twarz. Poliki miał lekko zarumienione od dość chłodnego powietrza, a usta wykrzywione w niekrytym uśmiechu. Dżinsy bezwiednie wisiały na jego chudych nogach, a koszula w czerwono-czarną kratę rzucała się w tę i we w tę. Nos miał idealnie prosty, w sam raz na jego wychudzoną twarz. W ogóle, wyglądał jak jakiś bóg grecki.
   Staliśmy tak głupkowato się śmiejąc chyba z minutę, aż w końcu usłyszałam ten znajomy głos.
-Mateusz, chodź Kleo już idzie. Powiedziała, że : "Jeśli nie będziesz gotowy, to jest zdolna cię uśmiercić, bo zaraz spóźnicie się do kina!" - Tak. Parszywa blondynka idąc szybkim krokiem nawet nie spojrzała na Mateusza, czytając coś w notesiku podeszła do wysokiego blondyna i zaczęła się z nim obmacywać i obleśnie przy tym mlaskając, całować. Odwróciłam szybko wzrok od Laury i jej kochasia.
- Widzę, że cię wołają, więc może ja już pójdę, na razie... - zawołałam oddalając się do stojącej kilka metrów od nas Yuki.
- Ej poczekaj nawet nie wiem jak masz na imię. -  Już go nie słuchałam, byłam zdruzgotana. A jednak to co mówiła mi Yuki na korytarzu było prawdą.
- Chodź, poczekamy na Sonię przed szkołą.

                                                                                   *

   W drodze powrotnej nie dało się ukryć mojego lekkiego załamania. Niby nie znałam Mateusza, ale jednak jego rzekoma randka z Kleo zabolała mnie.  Dziewczyny też zauważyły, że coś niedobrego dzieje się z moja psychiką.
- Hej, Mila, co się z tobą dzieje. Nic nie mówisz, o co chodzi? - padło pytanie z ust Sonii.
   Na początku nie wiedziałam co im odpowiedzieć. Ostatecznie stwierdziłam jednak, że w końcu to moje przyjaciółki i wypadałoby żeby znały prawdę. Dlatego postanowiłam im o wszystkim opowiedzieć.
   Moją opowieść zakończyłam tuż przed domem.
   Z lekką ulgą przekroczyłam próg domu.
- Mamo, już jestem! - zawołałam. Byłam pewna, że ojczyma nie ma w domu, dlatego mogłam zachować się swobodnie. Stałam chwilę w korytarzu, nie otrzymawszy odpowiedzi lekko się zaniepokoiłam. W butach i płaszczu, których nie zdążyłam ściągnąć wkroczyłam do salonu. Telewizor był włączony. Na jego ekranie przewijały się obrazy jakiegoś tandetnego, niskobudżetowego serialu. Podeszłam bliżej i zajrzałam przez oparcie kanapy. Mama spała przed telewizorem. Uśmiechnęłam się w duchu. Postanowiłam jednak ją obudzić, ponieważ nie chciałabym żeby dostała zawału gdy spostrzeże, że ktoś Jest w domu. Zaczęłam ją lekko szturchać. Żadnej reakcji. Przeszłam z przodu i usiadłam na kanapie, nadal ją trącając. Wtem poczułam, że siedzę na czymś mokrym. Spojrzałam na siedzenie, to była krew. Coś niedobrego działo się z moją i dobrze o tym wiedziałam. Od razu złapałam za telefon i zadzwoniłam na pogotowie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej, może jak zdążyliście zauważyć na początku posta nie ma żadnego wstępu i chyba tak już pozostanie. Prawdopodobnie moje uwagi itp. będę zostawiać POD notką. A więc tak mam dla was kilka ważnych informacji. To opowiadanie piszę już dość długo, a praktycznie nie przeszłam jeszcze do zdarzenia czołowego, ale zbliżamy się do niego bardzo dużymi krokami. Podejrzewam, że do marca, w którym będzie pierwsza rocznica istnienia tego bloga powinnam je zakończyć. Ale nie obawiajcie się, już od kilku miesięcy w mojej głowie tworzy się plan na nowe opowiadanie. Podejrzewam, że zrobię tak, iż nie usunę tego bloga, ba, nawet nie zmienię jego nazwy, tylko po prostu zacznę pisać coś zupełnie innego. Tego opowiadania oczywiście nie usunę i będzie można je czytać dalej, ale na pewno zmienię klimat i szablon bloga. Jak zauważyliście nazwa bloga nie wiąże się w żadnej sposób z nazwą tego opowiadania, dlatego w tym miejscu nie będzie żadnego problemu. Mam nadzieje, że zaakceptuje zmiany i dalej będziecie kontynuować czytanie bloga.
Oczywiście to, że powoli zakańczam opowiadanie nie znaczy że mi na nim nie zależy, dlatego bardzo ubolewam nad małą liczbą komentarzy pod ostatnimi postami, dlatego chyba powrócę do starej metody, która obowiązuje przy każdym poście.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

25 KOMENTARZY = NASTĘPNY POST

Z góry dziękuje tym, co przeczytali całe moje wypociny xD
Cloudeen :*