poniedziałek, 24 listopada 2014

"Błędny Anioł" XIX i XX (ost.)

   Droga była wyboista, mimo tego, że szłam wydzieloną ścieżką. Powoli się ściemniało, a przez to że las był bardzo gęsty, coraz mniej światła dostawało się do jego wnętrza. Co chwile wydawało mi się, że słyszę jakieś głosy. Odwracałam się, potykając o wystające z gleby korzenie drzew. Niedawno musiało padać, ponieważ w powietrzu unosił się jeszcze ten wspaniały zapach pozostawiany przez deszcz. Robiło się coraz mroczniej, tym bardziej, że zaczęła się wznosić mgła.
   Lekko zakaszlałam w rękaw ortalionowej kurtki którą miałam na sobie. Noc zbliżała się wielkimi krokami, a ja byłam sama w lesie. Ten tchórz Krystian postanowił zostać w obozie, bo jeszcze sobie tipsy połamie. I to nazywa się przyjaciel! Najwidoczniej ma gdzieś całe to zamieszanie z zaginięciem jego siostry i najwidoczniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że może być w poważnym niebezpieczeństwie.
  W pewnym momencie usłyszałam cichy szloch.
- Sonia, to ty?! - zawołam z nadzieją w głosie. Odpowiedziało mi tylko echo, które rozeszło się po całym lesie wywołując u mnie gęsią skórkę. Szloch ustał, ale usłyszałam szelest liści. Byłam zarazem przerażona jak i pełna nadziei.
   Ruszyłam w kierunku z którego jeszcze przed chwilą dochodziło łkanie. Weszłam głębiej w las, aż w pewnym momencie zobaczyłam blond włosy wstające zza obalonego na ziemie pnia drzewa, prawdopodobnie potężnego dębu.
- Sonia powiedz, że to ty?! - krzyknęłam dotykając siedzącą do mnie plecami dziewczynę. Ani drgnęła. Przeszłam na około i spostrzegłam ją.
   Była cała zakrwawiona. Oddychała miarowo, ale miała zamknięte oczy. Z bólu. Jej włosy były potargane, koszula w kartę podarta w parze z dżinsami. Z jej piersi wystawał nóż, za którego rękojeść się trzymała. Była jakby zanurzona w morzu krwi. Przypomniał mi się widok dziewczyny, która zginęła niedawno na dziedzińcu naszej szkoły. A Kleo jak była tak jest na wolności. Przerażające.
   Szybko przyklęknęłam przy koleżance.
- O mój Jezu, co ci się stało?! - zapytałam i dotknęłam jej ręki spoczywającej na nożu.
- Nie dotykaj! - Odsunęła moją dłoń, nadal mając zamknięte oczy. Już myślałam, że odebrało jej mowę. Właśnie chciałam jej to powiedzieć, ale zdecydowałam, że to jest zdecydowanie nieodpowiedni moment na moje suche teksty.
- Kto ci to zrobił? - Cisza. - No powiedz?! Musimy zadzwonić po karetkę. - Zaczęłam gorączkowo szukać telefonu po kieszeniach. W tym momencie jej dłoń uchwyciła mój nadgarstek, nie pozwalając mi na dalsze działania.
- Domek, domek w lesie. Idź cały czas na północ, aż dojdziesz do niego, tam GO znajdziesz - podkreśliła wyraźnie te słowa. Ostatnie.
   Puściła moją dłoń i z całym impetem wyrwała sobie nóż z piersi. Tuż za nim potoczyła się strużka szkarłatnej, ciemnej i gęstej krwi. Jej oczy zamknęły się na zawsze, a pierś przestała się rytmicznie poruszać. Starałam się szybko wyczuć jej puls. Brak.
- Sonia! Jak mogłaś mi to zrobić?! - wykrzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, połykając słone łzy. Jednak postanowiłam spełnić jej wolę i udać się do wskazanego przez nią domku. I tak całe życie straciło sens, więc miałam już wszystko gdzieś. Może nawet lepiej jeśli ktoś mnie zaszlachtuje w tym lesie, będę miała święty spokój. Ruszyłam.

               
                                                                               *

   Moje serce kołatało jak dzwon. Tak jakby informacje o tych wszystkich przykrych zdarzeniach jeszcze do mnie nie dotarły, Szczególnie te o śmieci Sonii. Ręce mi dygotały, ale nie byłam w stanie pozwolić sobie chociaż na chwilę płaczu, smutków. Wszystko działo się tak jakby obok mnie. Gdy przyjaciółka umarła, nie chciało mi się nawet płakać, wewnętrzne przeczucie mówiło mi, że ona by tego nie chciała.
   Przedzierałam się przez gąszcz nieznajomych mi krzewów w kierunku wyznaczonym przez Sonię. W lesie panowała całkowita ciemność i prawie nic nie widziałam. Zaczęłam grzebać po kieszeniach, aż w końcu znalazłam telefon. "Tu jesteś" - pomyślałam, oświetlając sobie drogę wyświetlaczem. Niewiele to pomogło, no ale chociaż coś. Ciekawość zżerała mnie kompletnie, co może być w tym domku? Kto normalny buduje domek w środku lasu? Ale tej dociekliwości towarzyszył strach, przed czyhającymi niebezpieczeństwami.
   Właśnie prześwietlałam drogę przede mną, gdy coś mignęło mi przed oczyma. Szybko skierowałam na powrót światło w to miejsce.  Po ujściu jakiś stu metrów w końcu dotarłam do celu.
   Domek był cały z drewna, oczywiście z wyjątkiem drzwi, które były wykonane z jakiegoś metalu i solidnych okien. Cała budowla była niezwykle potężna i można by sądzić, że nic nie jest w stanie się dostać do jej wnętrza, jak jakaś twierdza. Podeszłam z ciekawością do jednego z okien. Były przyciemniane, więc nic nie udało mi się zobaczyć.
   Już chciałam się odwrócić i ruszyć w stronę drzwi, gdy nagle poczułam uderzenie z czegoś bardzo, bardzo twardego w głowę. Od tego momentu nic nie pamiętam, jedyne co, że zrobiło mi się niedobrze, zakręciło w głowię, aż w końcu ciemno przed oczami.


                                                                         *

   Powieki ciężko otworzyły się i przede mną ukazała się wąska część pokoju. Na początku nie byłam jeszcze świadoma tego co się ze mną dzieje, ale w końcu udało mi się przywrócić prawidłowy stan umysłu.
   Ktoś uderzył mnie czymś w głowę. Zemdlałam. I jestem teraz tutaj. Tego byłam pewna. Widoczne było mi tylko okno z naprzeciwka. Jednak nie tylko z zewnątrz były przyciemniane, w środku też nic nie było widać. Po prawej stronie od szyby, na ścianie wisiały siekiera i parę noże. Na stoliku pod nimi były rozłożone narzędzia chirurgiczne.
   Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem przywiązana do krzesła, a ręce mam związane na plecach. Nogi przymocowane były do krzesła. Próbowałam coś powiedzieć, krzyknąć, lecz przez taśmę którą zaklejono mi usta, wydobyło się tylko stłumione jęknięcie.
   Zaczęłam panikować i okręcać głowę dookoła. Siedziałam na środku pomieszczenia, za mną stało łóżko szpitalne, a poza tym pokój był pusty. To wyglądało jak jakieś pomieszczenie tortur z horrorów amerykańskich. Szarpałam się na wszystkie strony, aż w pewnym momencie poczułam, że ktoś przecina mi węzły. Następnie odklejono mi taśmę z ust. Już chciałam krzyknąć, ale ktoś zakrył mi je dłonią.
   Zaczęto mnie wlec. Z pomieszczenia po schodach, aż w końcu do jednego z kilkunastu pokoi mieszczących się na piętrze. Cała dygotałam ze strachu. O co tu do cholery chodzi? W co ja się wpakowałam?!
   Nie widziałam twarzy sprawcy, ale czułam jego zapach, bardzo mi znajomy. Drzwi zamknęły się za nami a mnie usadzono na łóżku. Nadgarstki strasznie mnie piekły od ciasnych węzłów, tak samo jak i usta.
   W pokoju było ciemno, ale w miarę przyjemnie. Przynajmniej nie czułam już tego wstrętnego zapachu zgnilizny z poprzedniego pomieszczenia.
   Światło się zapaliło. A moim oczom ukazał się on.
- Mateusz?! Co ty tu robisz? - niemalże wykrzyknęłam, jednak uciszona gestem chłopaka zamilczałam.
- Na razie musimy być cicho, ale bądź pewna, że to nie ja cię porwałem. - Usiadł koło mnie, posyłając mi słaby uśmiech.
- Czyli tutaj trafiają wszyscy porwani nastolatkowie? Kto za tym stoi? I po co to robi?! - zadałam ciąg pytań, jednak nie otrzymałam odpowiedzi.
- Wszystko w porządku, nic ci nie jest?
- Jak widzisz? Ale musisz wyjaśnić mi o co w tym wszystkim chodzi? - Tym razem w moich oczach pojawiły się łzy. Mateusz wziął moja twarz w swoje silne dłonie  i otarł je z niej.
- Tak w ogóle to my się chyba jeszcze nie znamy - Znowu się do mnie uśmiechnął. - Mateusz jestem, chociaż wnioskuje, że znasz moje imię.
- Tak, dziewczyny w szkole mi powiedziały. Ja jestem Milena. - Podałam mu swoją dłoń, a on ucałował ją lekko. "Prawdziwy dżentelmen" - pomyślałam. Lecz nasz "wieczorek zapoznawczy", przerwał ten jazgot, bardzo dobrze mi znany. Kleo.





                             Rozdział XX

    - Wiedziałam, że ją tutaj znajdę! - wykrzyknęła, z hukiem zamykając drzwi. - Nie zabiłam jej od razu tylko ze względu na ciebie, a tobie jeszcze mało?! - Cała płonęła gniewem. Jej źrenice były przekrwione i uciekały na wszystkie strony. Tym razem nie miała na sobie typowego dla niej stroju. Ubrana była w ciemne dżinsy i czarny luźny T-shirt, na nogach miała trampki, co było zupełną nowością. Włosy zaczesane w kucyk nadawały jej zupełnie innego wyglądu. W ręce dzierżyła nóż.
   - Nie rób jej krzywdy, bo gorzko tego pożałujesz! - stanął w mojej obronie Mateusz, ochraniając mnie własnym ciałem.
- He! - prychnęła Kleo. - Co zrobisz? Nakrzyczysz na mnie, pamiętaj to ja mam broń i to ja jestem twoją panią!
- To nie ty decydujesz o moim życiu, sam sobie je mogę odebrać. - Uderzył w jej czuły punkt. Dziewczyna był zdumiona tym, że ktoś potrafił skutecznie się jej przeciwstawić.
- Wrócę jutro i wtedy pogadamy. - Zakluczyła za sobą drzwi pokoju. Od tej pory byliśmy uwięzieni w tym domu.
   Mateusz odetchnął z ulgą i opadł na łóżko. Ja natomiast podeszłam do półki z książkami i przejechałam po ich grzbietach palcem.


   Usiadłam na łóżku obok Mateusza.
- Możesz wyjaśnić mi w końcu o co chodzi w tej pieprzonej grze?! - Łzy napływały mi do oczu. O co w tym wszystkim chodzi?! Chciałam być już tylko w domu, cofnąć się w czasie do przeprowadzki i nigdy do niej nie dopuścić.
- To naprawdę skomplikowane... - zaczął. - Ten dom to najgorsze miejsce na świecie. W ogóle, cała ta sprawa to jedno wielkie bagno.
- Proszę, mów! - cała szczęka mi drżała z niewiedzy.
- To wszystko, wbrew pozorom, nie dotyczy Kleo, a jej ojca. Jak wiesz ma ogromną firmę, ale nie polega ona tylko na ochroniarstwie, przeprowadzane tam są eksperymenty na niebezpiecznych broniach zagranicznych. Jej ojciec dostaje za to niezły szmal, ale nie może dopuścić do tego by ktokolwiek dowiedział się o tym przedsięwzięciu. Jeśli kogoś chociaż troszeczkę podejrzewa o to, że wie o jego sprawach, każe zabić. Wielu nastolatków z naszej szkoły się dowiedziało o tej sprawie, bo ich rodzice pracują u niego w firmie. I tu główna rola Kleo w tym filmie, albo sama zabijała lub wykorzystywała innych. W tym mnie. Chłopków obdarzonych dużą siła fizyczną i inteligentne dziewczyny oszczędzano i zwalano na nich brudną robotę. Reszta pokoi jest właśnie przez nich zajęta, ale są tam zakluczeni i wychodzą tylko gdy mają spełnić misję. Tylko ja mogę poruszać się po domu. A wiesz dlaczego? Bo ta idiotka się we mnie zakochała! Nie wolno mi tylko wchodzić do pomieszczenia w którym cię zamknęła. Podejrzewam, że tam zabijano większość ludzi - zakończył długim westchnieniem.
   Teraz wszystko zaczęło mi się układać. Zarówno Sonia jak i Rudy musieli się o tym wszystkim dowiedzieć, dlatego zginęli. Mój ojczym pracował w firmie taty Kleo, pewnie miał za dużo informacji...
   - Ale dlaczego ja tu się znalazłam? - zapytałam, podnosząc się na łokciach i patrząc prosto w oczy Mateuszowi.
- Ty nie masz z tą sprawą nic wspólnego. Kleo widziała jak na ciebie patrzę i była zazdrosna. Wykorzystała to, że poszłaś szukać przyjaciółki by cię tu zwabić i zabić. Ale ja na to nie pozwoliłem. I nigdy nie pozwolę. - Czułam jak się rumienię. Nie zadawałam już więcej pytań.
- Jutro, jak ona wróci, musimy jej zabrać klucze i uciec stąd. Wyjedziemy pociągiem i rozpoczniemy nowe życie. - Po tych słowach zasnął.


                                                                           *

   Dziś miało się zacząć NASZE nowe życie. Mateusz powiedział, że do chwili, gdy poczuje się samodzielna będziemy mieszkać razem u jego kolegi pod Legnicą. Ale w jak najszybszym czasie powinniśmy wyjechać za granice. Podobno miał już przyszykowane pieniądze na wynajem jakiegoś mieszkania. Anglia - to byłoby to. Bilety na pociąg także były załatwione.
   Pozostało nam już tylko czekać na przybycie Kleo.
   Pod wieczór, po całym dniu bezcelowego chodzenia po pokoju, rozległ się szczęk otwieranego zamka. Szybko wzięłam do ręki grubą księgę, którą wczoraj znalazłam na półce i ukryłam się za drzwiami.
   Gdy dziewczyna tylko weszła, zdzieliłam ją z całych sił po głowie. Od razu zemdlałą, a nóż wypadł z jej ręki.
- Nie musiałaś robić tego tak mocno - powiedział Mateusz z uśmiechem przeszukując kieszenie Kleo.
- Cóż, mam ciężką rękę. - Odwzajemniłam uśmiech.
- Jest. - Obrócił klucz dookoła. Był z mosiądzu, stary, lekko odrapany.
   Szybko podnieśliśmy się z ziemi i zbiegliśmy po schodach na dół. Właśnie spędziliśmy swój ostatni dzień w tym przerażającym miejscu. Ale jednocześnie ostatni dzień blisko naszych rodzin, już ich więcej nie zobaczymy. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Serce mnie rozbolało na myśl o tym, że nie zobaczę jak mój brat dorasta. Pewnie nawet nie dowie się o moim istnieniu.
- Coś ci jest? - zapytał Mateusz widząc mój smutek na twarzy. Nie! Musze być twarda.
- Nie. Wszystko ok - odpowiedziałam.
   - Czym dojedziemy na stacje? - zapytałam w końcu, po kilku minutach bezsłownego wędrowania przez las.
- Kolega czeka już na skraju lasu, podwiezie nas prosto na stacje, potem będziemy już wolni - uśmiechnął się do mnie. - Musimy się pospieszyć. Kleo prędzej czy później się wybudzi i zacznie nas szukać.
Zaczęliśmy więc biec. Aż w końcu zobaczyliśmy czarne Audi kolegi Mateusza.


   Pociąg przyjechał w końcu na peron.
  Obejrzałam się ostatni raz na ruchliwy Poznań i weszłam do pojazdu. Podczas podróży na niczym nie mogłam się skupić, jedyne co zwracało moją uwagę to ciche szepty Mateusza : "Wszystko będzie dobrze."...




--------------------------------------------------------------------------------------------

Przygoda z "Błędnym Aniołem" właśnie się zakończyła. Aż płakać mi się chcę, gdy myślę, że już nigdy nie napiszę o losach Mileny. Jednak w życiu coś się kończy, by mogło się zacząć coś nowego. Jutro zakończy się głosowanie na miejsce akcji nowego opowiadania. Niedługo pojawi się także pierwszy rozdział, kompletnie nowej historii. Mogę wam zdradzić, że tym razem zdecydowałam się na opowiadanie fantastyczne. Jak widzicie, rozdział pojawił się trochę (dużo) przed czasem, ale musiałam to zrobić, by nie zaburzyć działania mojego harmonogramu (tak, tak, jestem perfekcjonistką xD).
Chciałabym wam podziękować, za wszystkie chwile spędzone na czytanie moich wypocin dotyczących tej historii. Jak widzicie zastosowałam 2 w 1, bo:
* po I - nie chciałam trzymać was dłużej w niepewności. W wypadku gdyby nie chciało się wam czytać dwóch rozdziałów naraz, zawsze możecie je sobie podzielić, bo są wyróżnione.
* po II - tak jak już wcześniej wspomniałam, przez mój harmonogram.

A więc do zobaczenia, tym razem w rozdziale dotyczącym kompletnie innej hsitorii.
Cloudeen

PS.: Wszystkie rozdziały "Błędnego Anioła" będą dostępne w zakładce  "Spis".






 

czwartek, 20 listopada 2014

"Błędny Anioł" cz.XVIII

   Tydzień minął mi bardzo szybko i już dzisiaj mogłam powitać moją mamę. Ze względu na to, że właśnie rozpoczął się weekend nie musiał iść do szkoły.
   Szczęk otwieranego zamka zasygnalizował mi przybycie mamy i nowo "nabytego" brata.
   - Cześć mamo! - krzyknęłam na powitanie, tuląc się do niej i łaskocząc Igora bo brzuszku.
- Hej, hej - odpowiedziała beznamiętnie. Mimo tego, że już dawno było po pogrzebie, mama nadal nie mogła pogodzić się z odejściem męża. Tyle nieszczęścia w jedynym dniu. Rodzicielka była jak balon z którego uszło powietrze. Na moich oczach przybyło jej z dziesięć lat.
    Zauważając jej niechęć do życie, wzięłam z jej ramion małe dziecko i poszłam położyć do łóżeczka, które stało w sypialni mamy.
    - Wiesz co mały, nie chciałabym być na twoim miejscu. Twój ojciec umarł, a ty się narodziłeś - odparłam do Igora i odłożyłam go do kołyski. Nakrywając go kocykiem, przypominało mi się to zdjęcie z dzieciństwa. Do dziś leży w naszym albumie. Kilkumiesięczna Milena jest tulona przez swojego ukochanego ojczulka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że i ja i Igor nie mamy ojców. To musi być straszne dla mojej mamy. Sama musiała sobie radzić, najpierw ze mną, a teraz z moim bratem. Współczułam jej.
   Schodząc na dół usłyszałam jej szloch. Nie chcąc jej przeszkadzać, postanowiłam zmyć się na jakiś czas z domu.
- Mamo wychodzę. Jakby co, Igor jest w łóżeczku! - Szybko wytarła nos, próbując się ogarnąć tak, abym nie zauważyła, że płakała.
- Dobrze idź, tylko nie wróć za późno! - uśmiechnęła się całując mnie w policzek.


   Musiałam pilnie z kimś porozmawiać. Sonia i Bogdan na kolonii, Yuki wyjechała na weekend na Mazury, został tylko Krystian. Wystukałam palcem jego numer w telefonie. Po dwóch długich sygnałach w końcu odebrał.
- Cześć Krystian, możemy się spotkać? Chciałabym z kimś pogadać.
- Sonia zaginęła. Dzwonili z kolonii. - Dosłownie słyszałam w słuchawce jak przełyka ślinę, a jego ton był zdruzgotany. Myślałam, że to może zakłócenia telefoniczne i przesłyszała, się.
- Co!
- To co słyszałaś. Muszę kończyć. - Przerwał rozmowę.
   Dlaczego to nie mógł być ktoś inny? Dlaczego?!


                                                              *

   W pociągu strasznie trzęsło. Mieliśmy chyba najgorsze miejsca, bo bilety wykupiliśmy tuż przed odjazdem pociągu ze stacji.
   Wyglądałam przez okno w milczeniu. Obrazy przelatywały mi przed oczyma jak przyspieszony film. Nadal nie mogłam sobie tego wyobrazić. Nie miałam co do tego wątpliwości. To nie jest żadna ucieczka rozpieszczonej nastolatki, to kolejne porwanie.
   - Jak myślisz? Gdzie ona może być? - zapytał Krystian, pierwszy raz odkąd wyjechaliśmy ze stacji.
- Nie mam pojęcia, ale jestem pewna, że ją znajdziemy. Musimy. - Przekręciłam się na siedzeniu w jego stronę. Był bliski płaczu, jego jedyna siostra była w poważnym niebezpieczeństwie. Jak do tej pory nie znaleziono żadnego z zaginionych nastolatków. Niektórzy ostatni raz byli widziani około dwóch miesięcy temu. Szanse na to, że jeszcze żyli były nikłe. Ale nie wolno nam tracić nadziei.
   Po dwóch godzinach jazdy w końcu dotarliśmy na miejsce. Nie mieliśmy żadnych bagaży. Mój telefon ciągle dzwonił, bo nic nie powiedziałam o wyjeździe mojej mamie. Oprócz telefonu i paru złoty nie mieliśmy nic.
   Wzięliśmy pierwszą lepszą taksówkę i poprosiliśmy o podrzucenie do wioski, w której rozłożony był obóz. Nie pamiętam nawet jak się nazywa, ani w jakim miejscu są namioty, na szczęście Krystian o wszystkim pamiętał.
   Drogi nie były zbyt... dobre (lekko mówiąc). Taksówkarz z ledwością utrzymywał pojazd na jezdni. Jednak po wielu zmaganiach dotarliśmy do obozu położonego na polance pod lasem.
   - Powiedzcie, że żartowaliście z tym całym zaginięciem Sonii! Pewnie czeka gdzieś w krzakach żeby powiedzieć, że to wszytko kłamstwo! - Tym razem rozpłakałam się na oczach opiekunki obozu i mojego towarzysza.
- Niestety nie. Policja jej szuka, jednak na razie bezskutecznie. - Głos kobiety był pełen współczucia, jednak nic nie wynagrodzi mi zaginięcia najlepszej przyjaciółki.
- Gdzie ostatnio ją widziano?! - zawołałam, już trochę bardziej ogarniętym głosem.
- Poszła szukać drewna do rozpalenia ogniska. Wyruszyła na północny-zachód, od tamtej chwili jej nie widziano.
- Że co, puściliście ją samą do lasu, czy wyście... - nie dokończyłam.
- Milena! Przepraszam panią bardzo! - Krystian najwidoczniej się za mnie wstydził. Teraz i ja poczułam wyrzuty sumienia wrzeszcząc na opiekunkę.
- Gdzie ty idziesz do cholery jasnej?! - zapytał Krystian, widząc mnie odchodzącą w kierunku wskazanym przez opiekunkę.
 - Idę szukać Sonii.


----------------------------------------------------------------------------------------------------

Nadszedł koniec rozdziału. Jak zapewne zdążyliście zauważyć, jeszcze 2 rozdziały i rozpocznę kompletnie inną historię. Po raz kolejny przypominam, że nadal można głosować w ankiecie po prawej stronie. Dziękuje również wszystkim, którzy oddali swoje głosy. Nie chcę się za bardzo rozpisywać, dlatego kończę moją paplaninę
Cloudeen



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
20 KOMENTARZY = NASTĘPNY POST



poniedziałek, 10 listopada 2014

"Błędny Anioł" cz.XVII

   Ten okres czasu był najgorszy w moim życiu. Wszystko dziś waliło mi się na głowę. Najpierw mama, potem ojczym, a teraz on. Miałam ochotę uklęknąć na środku pokoju i zacząć płakać, nie zwracając uwagi na nikogo.
   - O mój Boże! - wykrzyknęłam gdy spostrzegłam jego szarą fotografię na stronach gazety. Od razu zakryłam sobie usta dłonią i rzuciłam gazetę na stolik, wstając z kanapy. Zaczęłam się nerwowo ubierać i  przy okazji pisać SMS'a do Yuki.
- Co ci się stało?! - zawołała Sonia, próbując mnie zahamować ręką.
- Muszę pilnie iść do kogoś!
- Nie wypuszczę cię do póki nie powiesz mi o co chodzi! - wykrzyknęła zamykając drzwi i biorąc klucz.
- O co chodzi?! Spójrz na gazetę! - wykrzyknęłam, wydzierając z jej rąk klucz i wychodząc przez drzwi. Już prawie dochodziłam do bramy gdy rozległ się jej krzyk.
- Poczekaj idę z tobą! - zawoła zbiegając po schodach i zakładając pospiesznie kurtkę. Musiałyśmy pędem iść do domu Mateusza.
   W końcu przyszedł oczekiwany przeze mnie SMS od Yuki z adresem jego domu. Jego rodzice muszą być załamani. Wiedziałam, że tak będzie, wczoraj miałam swoją szansę i ją zmarnowałam, a teraz pewnie nigdy już go nie zobaczę!
   - Tak w ogóle, to jak doszło do wypadku twojego ojczyma. - zapytała przyjaciółka idąca trochę z tyłu. Szłam jak najszybciej się dało, więc Sonia nie nadążała za mną.
- Policja powiedziała tylko, że ktoś przeciął kabel hamulcowy. To było zabójstwo, Sonia, zabójstwo! - powiedziałam trochę głośniej odwracając się w jej stronę. - Ktoś zrobił to szybko i precyzyjnie, gdy Marian stał na ostatnich światłach. Przedtem musiał hamować normalnie, dlatego morderca zrobił to na ostatnim postoju. - odparłam i jeszcze bardziej przyspieszyłam tępa.
   Po jakiś piętnastu minutach w końcu doszłyśmy do celu. Drzwi otworzyła nam zapłakana mama Mateusza.
- Dzień dobry pani Michalska, ja w sprawie Mateusza, jestem jego koleżanką ze szkoły. Czy mogę wejść do środka? - zapytałam bezpośrednio wchodząc do domu. Na twarzy pani Michalskiej najpierw przebiegło zdumienie, a potem pojawił się na niej wymuszony uśmiech.
- Dobrze, wejdźcie.

                                                                 *

   - Kiedy po raz ostatni widziała się pani z Mateuszem? - zapytałam bez owijania w bawełnę, popijając kawę, która przed chwilą została postawiona tuż przed moim nosem. Kobieta dosiadła się obok mnie i Sonii na kanapie.
- Wczoraj gdy wychodził do szkoły. Potem miał iść z koleżanką do kina. Nie wrócił na noc, zgłosiłam to na policje, a tam powiedziano mi, że wszyscy nastolatkowie zaginęli w podobnych warunkach. - zapłakała, po raz kolejny wycierając nos w chusteczkę.
   "Koleżanką" - on był wtedy z Kleo. Ona musi wiedzieć coś na ten temat. Musi! Wredna pinda, pewnie myślała, że nikt nie zrzuci na nią podejrzeń, gdy będzie udawać załamaną.
- Dobrze, dziękujemy pani za pomoc! Musimy już iść. - powiedziałam i wycedziłam przez zęby do Sonii - "Dalej, chodź!".
   - O co chodzi? Przecież miałyśmy z nią pogadać, a ty ledwie zdanie z nią zamieniłaś! - zapytała przyjaciółka, wychodząc przez furtkę.
- Dostarczyła nam wystarczająco dużo informacji - odpowiedziałam wymijająco. - Z resztą, widziałaś jaka była tym wszystkim wymęczona, dajemy jej spokój... - dodałam, widząc niezadowoloną minę Sonii.
- Co ty wiesz, czego ja nie wiem? - zatrzymała mnie ręką, odwracając twarzą do siebie.
- To Kleo jest tą koleżanką. Ona widziała go ostatnia i jestem pewna, że maczała palce w tych wszystkich porwaniach - odpowiedziałam, kategorycznie zakańczając temat. - Wracajmy już do domu, robi się coraz zimniej, a jutro trzeba iść do szkoły.


                                                            *

   Obwinęłam się szczelniej płaszczem wychodząc z domu. Wiatr uderzył we mnie z niesamowitym impetem, zakrywając czarnymi włosami całą moją twarz.
   Tego dnia, w nocy, było strasznie zimno. Bałam się jak diabli śpiąc sama w tak dużym budynku. Ciągle słyszałam czyjeś głosy i szczęk otwieranych drzwi. Strasznie się bałam, ale odrzuciłam propozycję Sonii na zanocowanie u niej w domu. Teraz trochę tego żałuję.
   Mijając kolejne ulice, na każdym z plakatów lub zwykłych ogłoszeń widziałam jego twarz. Nie wiem dlaczego tak bardzo przejęłam się jego zaginięciem, skoro tak naprawdę się nie znaliśmy. Jednak od momentu kiedy potrącił mnie wtedy w parku wiedziałam, że to nie może być zwykły przypadek. Chodź zamieniłam z nim ledwie kilka zdań, czułam jakbym znała go od zawsze. Może i wydaje się to dziwne, ale naprawdę tak mam.
   W szkole, gdy przechodziłam obok kogokolwiek, słyszałam ich plotki na temat zaginionych. "Że to pewnie seryjni mordercy porwali ich dla okupu, a po otrzymaniu kasy i tak ich zabiją." albo "Że pewnie się wszyscy zgadali i uciekli na jakiś czas by dać w kość swoim rodzicom" - co było mało prawdopodobne.
   Gdy tak rozmyślałam nad całą tą aferą, poczułam dotyk czyjejś dłoni na moim ramieniu.
- Jak tam? - zapytał Krystian dosłownie wyskakując przede mną.
- Zakoduj sobie to tam gdzie chcesz, ale zapamiętaj: nigdy. Więcej. Mnie. Nie. Strasz. - odpowiedziałam powoli z lekkim uśmieszkiem na ustach. Chłopak podniósł ręce w geście poddania.
- Dobra, dobra, już. Ale tak serio, coś ci jest, wyglądasz na przygnębioną. - zapytał, zatrzymując mnie jak to robią przyjaciółki na filmach i prześwidrował mnie wzrokiem.
- Gdzie Sonia? - Starałam się jak najbardziej odciągnąć go od tego tematu. W końcu co miałam mu powiedzieć : " A nic ciekawego. Zaginął tylko chłopak do którego chyba coś czuje, ale boje się ci to powiedzieć, bo myślę że się we mnie zakochałeś." ?
- Wyjechała na obóz przyrodniczy organizowany przez szkołę. Nie słyszałaś o nim? - "Gdym miała jeszcze czas żeby myśleć o takich błahostkach..." - powiedziałam sama do siebie w myślach. - Kleo też jechałam, masz ją na jakiś czas z głowy - dopowiedział mrugając do mnie okiem.
   Ten dzień wcale nie zapowiadał się dobrze. Nowy tydzień zaczynaliśmy matematyką, na którą wcale się nie nauczyłam. Na szczęście z mamą jest już lepiej i prawdopodobnie w następnym tygodniu wróci już do domu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------

Dobra, w tym poście to na tyle, wielkimi krokami zbliżamy się do końca (jeszcze 3 rozdziały). Do tego proszę o głosowanie w ankiecie która pojawi się z boku, po prawej stronie, odnośnie miejsca akcji nowego opowiadania, bo w tej kwestii jestem bardzo niezdecydowana. To chyba na tyle z komentarzu do tego posta, dziękuje za komentarze spod ostatniej notki i zachęcam do dalszego komentowania.

                                                                                                                      Cloudeen


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
20 KOMENTARZY = NASTĘPNY POST