piątek, 30 stycznia 2015

"Krwawy diament" Rozdział 5 Męskie łzy

   Na drugim piętrze Zamku znajdowały się komnaty zamieszkiwane przez uczniów.
   Sophie prowadziła Clare przez ciemny i długi korytarz, mijając szereg drzwi. Dziewczyna zaczęła się martwić, czy będzie miała gdzie spać tej nocy.
   Szły w milczeniu, które przerwał przeraźliwy pisk. Zdecydowanie nie był on ludzki, ani wampirzy. Kobiety rozejrzały się po pomieszczeniu - Rie "trochę" bardziej zdenerwowana. Kurczowo chwyciła się ramienia towarzyszki. Wtem, z ciemności wyłoniła się postać nietoperza. Od razu się zorientowała, że to on jest źródłem dźwięku.
   - To jakiś nauczyciel czy uczeń, prawda? - zapytała Clare pół żartem, pół na serio.
- Nie, mon ami. To zwykły zwierzak, Dzieci Nocy żyją w przyjaznych stosunkach z nietoperzami, więc jest ich tutaj pełno. - Otworzyła ręce, jakby pokazując okazałość pałacu. Clarie wzdrygnęła się słysząc, że jest tu pełno nietoperzy. Nie oszukując się, nie cierpiała tych ssaków.
- No, panienko Clare, zbliżamy się do nouvelle maison*. - Wskazała palcem na ostatnie drzwi. - To tam.
Rie była lekko poddenerwowana. Miała mieszkać w tej komnacie przez najbliższe kilka lat, z dala od rodziny i przyjaciół. Właśnie pozna swoją współlokatorkę, o ile można to tak nazwać, której naprawdę się obawiała. Wszystko nadal zdawało się być widoczne przez mgłę. Jakby do póki nie uwierzy w to wszystko, nie mogła widzieć Krainy Cieni w całej okazałości. Tak, nie wierzyła w pełni we te brednie, jak to mawiała. Nadal zdawało się to być snem, z którego może się wybudzić. Tylko problem tkwił w tym, że nie mogła. Próbowała z całych sił, jej ręce były sine od szczypania, ale nic, nadal była tutaj, a nie tam - w domu.
   - Teraz oddaje cię w ręce twojej - nacisnęła na słowo. - pokojówki.
- Mojej pokojówki?! - zapytała Clare robiąc wielkie oczy. Nigdy nie miała takich wygód. Wszystko robiła sama, żeby odciążyć babcię, a teraz miała mieć swoją pokojówkę?
- Tak - odpowiedziała Sophie. - Każdy w Zamku ma swoją pokojówkę i ty też będziesz ją mieć. Zaraz ją do ciebie wyślę, a z resztą w pokoju jest panienka Blackmore, jej też możesz się o coś zapytać. - Kobieta otworzyła przed nią szeroko drzwi, pozwalając jej wejść do środka.
- Miło było panienkę poznać. Jesteś jedną z nielicznych osób, tak wesołych, upartych i gadatliwych które do nas trafiają. Na pewno będziemy widzieć się nie raz, ale to nie ja będę cię prowadzić. - Puściła do niej oczko i zamknęła w pokoju.
   Dziewczyna uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Ściany i podłoga zrobione były z kamienia - z resztą, tak jak w całym Zamku. Na środku pokoju położony był dywan indyjski, na parapetach wielkich okiennic stały kosmetyki. Pod ścianą naprzeciwko znajdowały się dwa łóżka zasłane jaskrawymi pościelami. Po całym pomieszczeniu walały się suknie i buty. Widać, że zamieszkuje je osoba roztrzepana i bardzo barwna. Może cała kreacja wnętrza nie była w stylu Clare, ale to w końcu nie ona była tu pierwsza. Pokój oświetlany był przez pochodnie, zamieszczone na ścianach. Dziewczyna bała się, że puści cały Zamek z dymem przez swoją niezdarność.
   - No to Clarie, witaj w domu! - powiedziała sama do siebie rzucają się na łóżko.
   Czekała jeszcze chwilę na przybycie swojej współlokatorki.
   Drzwi otworzyły się lekko. Stała za nimi dziewczyna, żegnająca się z jakimś chłopakiem. Gdy w końcu odwróciła się przodem, Clare mogła podziwiać ją w całej okazałości. Zadała sobie nawet pytanie, czy wszystkie wampirzyce są takie piękna, bo ta także grzeszyła urodą i to bardzo.
   Była niekoniecznie wysoka, o bardzo kobiecych kształtach. Brązowe włosy miała zaplecione w dwa warkocze, opadające luźno na ramiona. Cera o kolorze ciemniejszego beżu i orzechowe oczy oraz pełne usta. Nie miała makijażu, jej strój także nie przypominał tego, który miała na sobie Rie. Składał się z obcisłych, czarnych skórzanych leginsów i kurtki - jakby do kompletu. Dziewczynie dużo bardziej podobał się taki wariant, niż ta okropna, cisnąca suknia.
   Panienka Blackmore zatrzasnęła za sobą drzwi, odkładając topór, który trzymała w ręku, na blat obok wyjścia.
   - Niesamowite - rzekła podchodząc do Rie i świdrując ją na wylot wzrokiem. - Spodziewałam się jakiejś wiedźmy z kurzajkami na twarzy, a tu kompletne zaskoczenie! Uwierz mi, nie chciałabyś mieszkać z trollami, których swoją drogą jest tu pełno! - Obdarzyła współlokatorkę szczerym i przepełnionym pozytywnymi emocjami uśmiechem. - Tak w ogóle jestem Harriet, bo chyba nie myślałaś, że będziemy się do siebie zwracać "panienko".
   Rie rozdziawiła szeroko usta. Właśnie zdała sobie sprawę, że spotkała osobę bardziej gadatliwą niż ona sama. Ze zdumieniem potrząsnęła wysuniętą w jej stronę ręką.
- Clare, miło mi.
- Coś ty tak małomówna?- zapytała Harriet sadzając się na drugim łóżku. - Dobrze wybrałaś, tamto zostało dzisiaj dostawione. Wydajesz się być normalna, chociaż przed naszym spotkaniem miałam duże wątpliwości. - Dziewczyna wzdrygnęła się słysząc te słowa.
- Dlaczego? - zapytała niepewnie.
- Wiesz, ludzie mówili, że trafiłaś tutaj... - przybliżyła się do niej szepcząc słowa. - bez daru. Ale to pewnie tylko plotki, prawda? - Nie, to nie były plotki. Czyżby wieść o dziewczynie, która jest inna tak szybko się rozniosła?
- Nie do końca. - Clare zapragnęła powiedzieć Harriet wszystko od początku do końca, chociaż tak naprawdę się nie znały. Miała wrażenie, że wszystkie wampiry wytwarzają wokół siebie aurę zaufania. - Bo widzisz... Nie posiadam żadnego daru. Królowa mówiła coś o tym, że go jeszcze nie odkryłam i do tego bardzo dziwnie zareagowała na moje nazwisko. - Rie odetchnęła z ulgą. Wreszcie wyrzuciła to z siebie i czuła, jakby ktoś zdjął jej z pleców ogromny ciężar.
- To bardzo dziwne, nie słyszałam jeszcze o takim przypadku... Ale nie będę robić z siebie znawczyni, w końcu sama jestem tutaj od niespełna roku... - odparł Harriet pocieszającym tonem.
- To znaczy, że jesteś w moim wieku, świetnie! - Clare zauważyła jakby małe światełku w tunelu, prowadzące do nowej znajomości. - A ty, masz jakiś dar?
- Cóż... Nie do końca wiem jak nazwać tę zdolność, ale chodź, pokażę ci coś. - Blackmore pociągnęła dziewczynę za rękę w stronę blatu obok drzwi.
   W pewnym momencie topór zakołysał się w powietrzu, a jego ostrze zabłysło w blasku zachodzącego słońca. Clarie uchyliła się przed pewnym ciosem, a broń uderzyła w coś za nią. Był to piękny, porcelanowy wazon w chińskie wzory. Zdezorientowana próbą zabójstwa odwróciła się gwałtownie w stronę współlokatorki.
   Harriet zakryła usta dłonią i podbiegła do dziewczyny, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Mój Boże, nic ci się nie stało. Nauka mentalnego podnoszenia przedmiotów idzie mi jak krew z nosa, z resztą to widać. - Dziewczyna wymownie pokręciła oczami.
- Wszystko dobrze, jednak ten wazon nie miał tyle szczęścia co ja.
- Och, spokojnie, jak przyjdą pokojówki to się tym zajmą... - odpowiedziała wampirzyca, a jej obwieszczenie przerwało pukanie do drzwi. - O wilku mowa. Proszę wejść.
    Do pokoju wtoczyła się chuda i niska niczym dziecko kobieta. Widać było, że jest bardzo młoda po jej łagodnych rysach twarzy. Roztargnionym ruchem odgarnęła kasztanowe włosy i wygładziła fałdy na białym fartuszku.
   - Przepraszam, że przeszkadzam. - Dygnęła, kłaniając się lekko. - Wezwano mnie do panienki Johnson.
- To ja - powiedziała bez zastanowienia Clare. Pokojówka uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Jestem Paige, od dzisiaj na panienki usługi. To ja może to posprzątam... - oznajmiła klękając i zbierając z podłogi kawałki porcelany.
- Myślę, że pora na mnie. Za pięć minut mam zajęcia z mentalnego podnoszenia przedmiotów, może następnym razem nie dojdzie do... takich sytuacji - odezwała się Harriet , która nie wiadomo kiedy zdążyła się przebrać w wiśniową, długą suknie, rozkloszowaną u dołu.
- Poczekaj chwilę! - Blackmore odwróciła się stojąc w drzwiach. - A tamten strój? Myślałam, że to koniec z ciasnymi gorsetami i średniowiecznymi sukniami - powiedziała z rozczarowaniem w głosie.
- Po pierwsze XIX-wieczne, po drugie tamte fatałaszki to tylko do walki. Gorset który masz na sobie to jeszcze nic w porównaniu do tych, dzięki którym  musisz stać przez cały bal, bo nie możesz się zgiąć w pasie. Powodzenia!
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a Harriet z uśmiechem zniknęła za nimi.
   - A'propos stroju, musimy panienkę przebrać, za chwileczkę odbędzie się pierwsza lekcja z socjologii wampirycznej, a to nie jest zbyt dobra kreacja... - odezwała się Paige, która w zaskakujący szybkim tempie posprzątała cały bałagan, a teraz stała przed szafą z ubraniami.
- Rozumiem, że ta suknia jest zbyt wytworna?
- Przeciwnie, takie ubrania noszą przekupki z targu w mieście, a ty panienko jesteś uczennicą Uniwersytetu Wampirologii im. Królowej Cynthi, musi panienka wyglądać jak przystało na takie miejsce. - Clare była zdumiona. Ta suknia była jedną z lepszych jakie na sobie miała, a teraz dowiaduję się, że to ubiór handlarek. Nawet nie chciała myśleć o tym, jak może wyglądać kreacja w którą będzie musiała się wcisnąć. Dosłownie wcisnąć.
- Panienka sama wybierze suknię, ja będę tylko pokazywać - powiedziała pokojówka, sięgając głęboko w odmęty garderoby.
   Pokazywała jej ogrom sukien, jednak wszystkie były albo kolorem nieodpowiednie, zbyt bufiaste, za długie, za krótkie, zbyt wydekoltowane, sztywne albo szorstkie.
   - Tak, ta jest odpowiednia - zdecydowała dziewczyna na widok jednej z sukienek. Była czarna, z tiulu, sięgała jej do kostek, a rękawy i klosz kreacji były pokryte tego samego koloru koronką.


   Clare szła nieznajomymi korytarzami Zamku. Gdyby nie parę wskazówek Paige kompletnie by się zgubiła. Chociaż nawet z nimi miała problem z rozpoznaniem poszczególnych korytarzy.
   Według podpowiedzi właśnie mijała sale gimnastyczną, gdy usłyszała dźwięk. Jakby coś twardego przeszyło drewniane drzwi.
   Clarie zawahała się przez chwilę, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. Podciągając trochę tiulową sukienkę, pchnęła barkiem drewniane wrota prowadzące do sali gimnastycznej. Była ona ogromna, posadzka nie była kamienna lecz drewniana. Na ścianie po prawej stronie wisiało ogromne lustro, obramowane jakimś metalem o złotym odcieniu. Po drugiej stronie znajdowały się materace, widać było, że często używane.  No i oczywiście wszechobecne bronie, powywieszane na ścianach. Jednak dziewczyny nie zainteresowała żadna z tych rzeczy. Skupiła całą swoją uwagę na tym nieznajomym.
   Brunet klęczał na jednym kolenie, podparty o miecz wbity w posadzkę. Głowa zwisała mu bez radnie na pierś i czy jej się wydaję, czy on... płacze.


nouvelle maison - (franc.) nowy dom

piątek, 16 stycznia 2015

"Krwawy diament" Rozdział 4 Czerwonowłosa

   Clare stanęła przed wielkim lustrem w sypialni Sophie. "Wyglądam jak clown" - myślała, jednak po dłuższym przyjrzeniu się sobie, stwierdziła, że jej dziewczęca wersja nie jest taka zła.
    Najwyższa Doradczyni z trudem wcisnęła ją w suknię. Nie dlatego, że była za ciasna, lecz dlatego, że dziewczyna stawiała niesamowity opór. Kreacja była wykonana z dość szorstkiej i sztywnej tkaniny. Clare poprosiła towarzyszkę o  najciemniejszą spośród sukien, ale udało jej się wybłagać tylko ciemny błękit. Tył był lekko wydłużony, a przód na tyle krótki, że można było spostrzec płaskie, czarne baleriny.  Dekolt wycięty w łódeczkę i ozdobiony białą koronką, nadawał kreacji szykowności. A rozcięcie przy prawym udzie udekorowane było kokardkami. Nie można również zapomnieć o niezwykle ciasnym gorsecie, który powodował wypad gałek ocznych. Sophie nie zapomniała również o fryzurze młodej wampirzycy, pozostawiając kaskadę blond włosów na jej ramionach.
    W całości prezentowała się skromnie, lecz elegancko, ale nadal nie w stylu Clarie. Dziewczyna ostatni raz miała na sobie suknię na pogrzebie ciotki Vivien. Specjalnie wystroiła się na tę okazję, bo było co świętować, ciotce ani śniło się odejść z tego świata, co nie koniecznie było dobre dla całej rodziny. Odeszła w wieku 96 lat. Jednak nawet wtedy miała na sobie czarną kreację.
   - Myślę, że jesteś już gotowa - powiedziała Sopie z podziwem przyglądając się swojemu dziełu.
- Tak właściwie, dlaczego mam być przedstawiona Królowej?
- Mon ami, to oczywiste! Królowa Cynthia musi stwierdzić gdzie cię zakwaterować. - Wyciągnęła ją na zewnątrz i razem ruszyły w stronę pałacu. - Jeśli masz jakieś zdolności to umieści cię w Zamku, a jeśli nie skończysz w dormitorium.
- Panno Sophie, a jak pani myśli, gdzie jest lepiej? - zapytała Clare, oczekując chociaż namiastki tych wszystkich informacji jakie miała przyswoić o Krainie Cieni.
- Och, zdecydowanie w Zamku, mademoiselle! - Pokrzepiający uśmiech wykwitł na jej twarzy, jakby mówiąc : "Zapewne tam trafisz". - Jeśli masz jakieś specjalne zdolności Królowa od razu to wykryje, będziesz się uczyć z wampirami niveau* i otworzą się przed tobą nowe możliwości, po ukończeniu dormitorium nie osiągniesz zbyt wiele - odpowiedziała dość wyniosłym tonem.
    Jak to obco brzmiało "na poziomie". Clare słabo znała francuski, ale "panienki" z jej szkoły często używały zwrotów w tym języku, aż momentami nie szło z tym wytrzymać. Jednak ona wcale nie pragnęła być "niveau". Pewnie w zamku mieszkają same snoby - myślała, wolała być nikim i pójść do dormitorium, niż zostać narcystycznym wampirem.
    Z zamyślań wyrwał ją nagły gwar. Zamrugała kilka razy porażona nagłym blaskiem. Właśnie dwóch strażników, zapewne wampirzych, otworzyło wielkie wrota. Kobiety znalazły się na terenie Zamku który z bliska był jeszcze większy niż się wydawał z jaskini. Po dworze biegało mnóstwo ludzi, którzy należeli do służby. Nosili wielkie kosze lub tony pięknych sukni. Na środku dziedzińca stała wielka fontanna, tryskająca na wszystkie strony wodą, sądząc po podpisie przedstawiała samą Królową. Po prawej stronie rozciągał się mały lasek, drzewa można było policzyć na palcach, a woń pięknych kwiatów docierała aż stamtąd. Pośród roślin ustawione były gdzieniegdzie ławeczki, zapełnione przez bardzo młodych wampirów, dyskutujących ze sobą o czymś zawzięcie.
   - Tam jest pole do ćwiczeń. - Sophie wskazała stronę przeciwną do parku. Rzeczywiście, było tam mnóstwo sprzętu ćwiczeniowego. Worki bokserskie, tory przeszkód oraz mnóstwo walczących ze sobą Dzieci Nocy. Posługiwali się mieczami, sztyletami, łukami czy kolczatkami. Clare aż ciarki przeszły po plecach, aż dziw, że nie zrobili sobie jeszcze tym krzywdy.
   - Dość sporo osób jak na wygórowaną elitę - mruknęła pod nosem, licząc na to, że nikt tego nie usłyszy.
- Musiałabyś zobaczyć jaki tłum jest w dormitorium, rodzi się coraz więcej młodych wampirów, mademoiselle! - Dziewczyna posłała jej tylko zawstydzony uśmieszek. Zawsze musi palnąć coś głupiego, nie ma bata! Do tego ciągle dręczyło ją mnóstwo pytań, między innymi to - jak wampiry mogą mieć dzieci, skoro są martwe? A jeszcze gorsze, okazało się, że ona sama jest jednym z nich. Jednak postanowiła trzymać się złożonej obietnicy i nie zamęczać więcej pytaniami Najwyższej Doradczyni.
    Właśnie przechodziły mostem, który rozciągał się nad rzeką, biegnąca dookoła Zamku. Odgradzała ona teren należący do Królowej Cynthi, od dworu.
    Cała budowla wykonana była z kamienia. Wrota przez które przechodziły były ciężkie i drewniane. Przed wejściem stało dwóch strażników, przyodzianych podobnie co Klein. Gdy razem z panną Sophie przechodziły przez drzwi ukłonili im się, co było nie lada zdumieniem dla Clare, pochodzącej z świata, gdzie chłopaki pchają się do drzwi niczym stado spragnionych bawołów do wodopoju, ani myśląc o przepuszczeniu dziewczyn.
   Gdy kobiety przekroczyły próg uderzył je zapach kadzidełek o zapachu opium.
- Ulubiona woń Królowej - Sophie mruknęła na ucho Clarie.
Portret Królowej Cynthi
   Dziewczyna rozejrzała się dookoła chłonąc bogactwa zawarte w samym holu. Ściany - podobnie jak i podłoga - były wykonane z kamienia. Przez całe pomieszczenie, którego koniec znikał gdzieś w oddali, ciągnął się złoto czerwony dywan, obszyty po bokach frędzelkami. Korytarz nie była aż tak szeroki - zmieściłoby się tutaj jednie 10 Clare! Na ścianach wisiały piękne portrety namalowane ręką fachowcy. Jej wzrok przyciągnął przede wszystkim jeden, przedstawiający młodą, rudowłosą kobietę w sukni ślubnej i welonie.
- To Królowa Cynthia w dniu swojego ślubu, prawda, że była piękna? - zapytała Sophie. Rie tylko pokiwała twierdząco głową, nadal zachwycona wdziękiem kobiety.
   Clare i Sophie skierowały się na prawo, jedną z odnóg korytarza. Na końcu tego wąskiego przejścia, znajdowały się duże wrota, podobne do tych wejściowych.
- Gdzie my idziemy, panno Sophie? - zapytała niepewnym głosem dziewczyna.
- Do Sali Koronacyjnej, mademoiselle. Tam Królowa przyjmuje przybyszów. - Doradczyni ukłoniła się dwóm żołnierzom stojącym przy drzwiach, które po chwili zostały otwarte.
   Kobiety znalazły się w przestrzennym pomieszczeniu, które wypełniał intensywny zapach opium, jeszcze bardziej wyraźny niż ten w holu. To gdzieś tutaj musiało się znajdować źródło tego zapachu. Cała sala zalana była światłem dziennym, wpadającym przez szerokie, sięgające kamiennej posadzki okna. Od wejścia ciągnął się dywan podobny do tego na korytarzu, sięgał aż podestu, na którym stały trzy trony - pośrodku największy, po jego bokach dwa, trochę mniejsze. Ponadto konstrukcja podpierana była przez kolumny w stylu korynckim. Przy każdej z nich stał jeden wojownik z równie kamienną twarzą, co mury Zamku.
   Clare pospiesznie rozejrzała się w poszukiwaniu kobiety z koroną na głowie, lecz nigdzie takowej nie dostrzegła. Spojrzała ukradkiem na Sophie, która nerwowo odchrząknęła.
- Wasza Wysokość, oto nowo przybyłe Dziecko Nocy - powiedziała unosząc pierś do góry i wykrzywiając usta w dziwny sposób. Clarie tylko czekała na werble i oficjalne wejście Królowej, lecz nic takiego nie nadeszło.
    Nadeszło lecz coś innego, a może poprawniej byłoby powiedzieć ktoś inny.
    - Och, przestań w końcu przyprowadzać tu te nowe. Zapewniam cię, że wolałyby zginąć niż zostać "tym czymś". - Zza jednego z filarów wyłoniła się postać dziewczyny.
   Clare wstrzymała oddech. Przenigdy nie zareagowała tak na widok żadnej dziewczyny! Ale ta, była najpiękniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek widziała. Miała nieskazitelną bladą skórę. Głowę okalały nie rude, lecz czerwone fale. U każdego innego człowieka widać by było, że są farbowane, jednak w jej przypadku wyglądały niesamowicie naturalnie. Zielone oczy miały zimne spojrzenie, przeszywające na wskroś każdego, kto stanął jej na drodze. Podłużna twarz i długa szyja nadawały całej smukłej sylwetce dostojności. Dziewczyna odziana była w długą, ciągnącą się, koronkową suknie w kolorze onyksu.
   Sophie odetchnęła z ulgą widząc dziewczynę, jakby spodziewała się zobaczyć kogoś zupełnie innego.
   - To tylko księżniczka - powiedziała z westchnieniem. - Clare, to Pollityenda, córka naszej Drogiej Królowej. - Pokazała lekko ręką na dziewczynę, która skrzywiła się na twarzy niemiłosiernie. Rie aż głowa rozbolała od tego widoku.
   - Widzę, że wspaniale reagujesz na widok przyszłej królowej - jej blade lico zajął cień grymasu. - A przy okazji nie życzę sobie, aby mówiono na mnie "Pollityenda", moje imię brzmi Polly! - Spohie już podnosiła rękę w geście protestu, ale księżniczka jej przerwała.
- A więc jakie masz dary? - zapytała, bardzo, ale to bardzo powoli schodząc z podestu. Można by powiedzieć tip-topami.
    Clare chwilę się zastanawiała. Nie odnalazła jednak w sobie nic nadzwyczajnego. To, co wydawało się jej dziwaczne, okazało się zupełnie normalne u wampirów. Więc co miała jej powiedzieć? Spiorunowana wzrokiem Polly na pewno spali się na węgiel. Księżniczka budziła w niej niepokój i powodowała drżenie rąk.
   - Ja, ja... - wyjąkała w końcu -... ja nie mam żadnych darów.
   Polly wybuchnęła niespodziewanym śmiechem. Następnie odwróciła się do nich tyłem i zaczęła oddalać w stronę, z której przyszła.
   Czy właśnie nią pogardziła? Rie zrobiła się cała czerwona, przynajmniej tak czuła. Upokorzona odwróciła twarz, jakby ktoś ją spoliczkował.
   - Sophie, nie bądź śmieszna! - odezwała się, nawet nie odwracając. - Bierz ją stąd szybko i zaprowadź do dormitorium, tam jest miejsce dla takich jak ona - zrobiła nacisk na ostatnie słowa, jakby chciała podkreślić swoją wyższość. Pogarda w jej głosie także była znaczna.
   - Moja droga Poll, na razie to jeszcze ja jestem Królową i nie życzę sobie, abyś wydawała rozkazy za mnie. - Clare dopiero teraz zauważyła, że za podestem z tronami znajdują się drewniane drzwi, w których obecnie stała władczyni. Wyglądała niemalże identycznie co na obrazie, tylko z wiekiem przybyło jej parę zmarszczek. Na twarzy miała uśmiech i, mimo surowego tonu jakim się wypowiadała, był on bardzo szczery.
   Polly ze skwaszoną i naburmuszoną miną osunęła się w cień za filarem, prychając co chwilę.
   Cynthia natomiast zbliżyła się do kobiet stojących przed podestem.
- Przepraszam cię Sophie, że musiałyście czekać, ale wiesz... - odchrząknęła, robiąc zatroskaną minę. - ... w królestwie nie dzieję się za dobrze. - Swoje słowa skierowała do Najwyższej Doradczyni.
   Clare myślała, że się przesłyszała. Czyżby sama Królowa przepraszała swoją podwładną? Zawsze wyobrażała sobie władców jako osoby patrzące na innych z góry, a już na pewno nie spodziewała się czegoś takiego.
   - Wasza Królewska Mość - Sophie ukłoniła się głęboko. - czy jest coś o czym powinnam wiedzieć?
- Wygnani znowu zaatakowali miasto, tym razem zgarnęli więcej ofiar niż zwykle. Podejrzewam, że nadchodzi czas Wielkiego Powstania - powiedziała Królowa, patrząc pustym wzrokiem gdzieś w dal.
   Clarie nie zrozumiała prawie żadnej informacji przekazanej przez władczynię. Ale czego mogła się spodziewać, że nadejdzie do Kariny Cieni i wszyscy będą nad nią nadskakiwać i odpowiadać na wszystkie jej pytania?
   - Ale o tym porozmawiamy później, Sophie. Teraz zajmę się naszą nowo przybyłą - zwróciła się w stronę dziewczyny. - Moja droga, czy posiadasz jakieś wyjątkowe umiejętności? - Rie zakłopotana opuściła wzrok w dół. Nie była wyjątkowa, była zwykłą wampirzycą, która trafi do dormitorium.
- Nie, Wasz Królewska Mość.
- Och, nie poddawaj się, może jeszcze ich nie odkryłaś, każdy jest wyjątkowy na swój sposób - odpowiedziała, jakby czytając jej w myślach. - A zdradziłabyś mi może swoją godność?
- Clare, Clare Johnson. - Twarz Cynthi pobladła jeszcze bardziej, chociaż wydaje się to nie możliwe. Zamknęła oczy, próbując powstrzymać łzy.
   - Wasz Wysokość, czy wszystko dobrze? Gdzie mam zakwaterować panienkę? - Ciszę przerwała Najwyższa Doradczyni, jednak Królowa jakby nie zwróciła na nią uwagi.
- W Zamku, bez dwóch. Znajdźcie jej jakąś komnatę. - Władczyni była zdruzgotana, jakby jakaś cześć jej duszy rozpadła się na kawałki, pozostawiając jej właścicielkę w ciężkim szoku. Do tego Clare nie rozumiała, dlaczego władczyni umieściła ją tutaj, a nie w dormitorium. Przecież wyraźnie powiedziała, że nie posiada żadnego daru. To wszystko było takie dziwne, że dziewczyna z ledwością mogła poukładać to w myślach.
   - Ale Królowo, nie ma już wolnych komnat - odparła Sophie po krótkiej nardzie z jednym ze strażników.
- W taki bądź razie umieśćcie ją z panienką... Z panienką Blackmore. - Królowa jakby nadal nieobecna cofnęła się i zaczęła iść w stronę tronów.
   Tymczasem Clare i Sophie zmierzały ku wyjściu. Dziewczynie udało się jeszcze usłyszeć słowa władczyni, które prawdopodobnie wypowiedziała sama do siebie:
- Jak to możliwe, myślałam że nie żyją...
Gdy Rie odwróciła się, by zobaczyć do kogo były skierowane słowa, dostrzegła znikający za drzwiami tył sukni Królowej.



*niveau - (fran.) na poziomie


---------
 Witam wszystkich. Jak wrażenia po rozdziale, mnie osobiście wydaję się, że mogło być lepiej. Nie wyobrażałam sobie wszystkiego dokładnie tak, jak opisałam w tekście, ale i tak już bardzo długo zwlekam z publikacją. Właśnie za to chciałabym was serdecznie przeprosić, ale uwierzcie mi, nie miała czasu! Przepraszam! Do tego jeszcze chciałabym dodać parę komentarzy do tekstu. Otóż:

* po pierwsze : jest bardzo dużo opisów, wiem, ale dopiero zapoznaję was z nowym otoczeniem i postaciami, dlatego dokładniejszym opisem chciałabym umożliwić wam wyobrażenie sobie tego wszystkiego.
po drugie : w zakładce z bohaterami znajdziecie opisy postaci wprowadzonych w tym rozdziale i ich proponowane wizerunki. Oczywiście nie narzucam ich nikomu, bo po to są opisy w tekście! Jednak dla osób o mniej bujnej wyobraźnie stworzyłam tę zakładkę.
* po trzecie : wiem, że akcja rozwija się na razie baaardzo powoli i tak naprawdę nie zdarzyło się jeszcze nic ciekawego, ale od następnych rozdziałów to się zmieni (przynajmniej mam taką nadzieję)! A no i nie bójcie się, wątek miłosny także będzie wprowadzony

Cloudeen.