sobota, 22 marca 2014

"Błędny Anioł" cz.III

                                                    Cześć wszystkim! 

To już kolejna część mojego opowiadania-książki. Muszę wam powiedzieć, że spisaliście się na medal i pod  ostatnim postem zostawiliście sporo, jak dla mnie komentarzy, liczę na taką samą, albo nawet większą liczbę komentarzy po tą notką, dlatego jeśli tu wejdziesz zostaw po sobie komentarz i może nawet zaobserwuj, bo mój blog nadal nie posiada żadnych obserwatorów..Zapraszam na III część "Błędnego Anioła"  



                                                   "Błędny Anioł"
                                    cz.III


   ...Zaczęłam się przebudzać, nadal czułam dotyk zimnych dłoni na mojej twarzy, a w oddali stłumione dźwięki. Odczuwałam coś mokrego na moich plecach, jeszcze nie do końca świadoma dotknęłam ich, to była krew, musiała skapnąć z skaleczonej głowy. Uderzyłam nią o ławkę upadając, wracałam i głos stawał się coraz silniejszy, otworzyłam oczy i zobaczyłam ciemne włosy, poczułam zapach, który dzisiaj już gdzieś czułam, po pewnej chwili rysy twarzy tego człowieka stały się wyraźne... Był to TEN SAM chłopak, który potrącił mnie dzisiaj na rowerze, nie dowierzałam oczom!
-Halo, halo? O, nareszcie się ocknęłaś, co ci się stało?- Zapytał, leżałam w tym samym miejscu co przed utratą przytomności, rozejrzałam się w nadziei, że zobaczę gdzieś te wredne żmije, niestety, daremnie.
-Nic, nic poważnego- Wymamrotałam.
-Słucham?! Leżysz na środku parku z rozbitą głową i nie przytomna, a mówisz, że nic ci się nie stało!
-Nie ważne, długo tak nade mną ślęczysz?- Chciałam się podnieść, ale zaraz upadłam, na szczęście on mnie złapał.
-Uważaj, jesteś osłabiona, może pojedziemy na pogotowie?
-Zwariowałeś?! Jak ojczym się dowie... To znaczy, nic mi nie jest, wrócę do domu i zrobię sobie opatrunek.- Nie chciałam się do niego przyznawać, wolałam wrócić spokojnie do domu. Chłopak, którego imienia nadal nie znałam odprowadził mnie do niego, po drodze ciągle wypytywał mnie o przyczynę tego wypadku, znudzona jego ciągłymi pytaniami powiedziałam, że "Poczułam się słaba gdy stałam koło ławki i nagle zemdlałam uderzając się o nią w głowę", widziałam, że niekoniecznie mi wierzy, ale byliśmy koło domu i nie dociekał już więcej.
-Jesteś pewna, że wszystko dobrze?- Zapytał troskliwie, odparłam, że "tak" i odszedł. Czułam dziwne ukłucie w sercu, nie chciałam, żeby odchodził, nawet nie znałam jego imienia.
      Otwierając drzwi znowu usłyszałam straszliwe wrzaski, to znowu mój ojczym i mama, przemknęłam koło nich i szybko wbiegłam na górę, nie mam zamiaru wysłuchiwać ich kłótni. Na szczęście nawet mnie nie zauważyli. Zamknęłam się w pokoju, ale nadal słyszałam stłumione dźwięki dochodzące z dołu domu, w mojej głowie kołatały się myśli o dzisiejszym zdarzeniu, wredne plastikowe lale i ten chłopaka, zaintrygował mnie strasznie, a z resztą po co o nim myślę, pewnie i tak nigdy więcej się z nim nie zobaczę. Najbardziej to na dzień dzisiejszy boje się, że te dziewczyny będę ze mną w szkole, a co gorsza w klasie, mam nadzieje, że te przypuszczenia się nie ziszczą. Dzisiaj nie miałam na nic już siły, niestety jutro zapowiada się ostra praca w ogrodzie, a w poniedziałek (dzisiaj jest sobota) nowa szkoła, na tą myśl przeszły mnie dreszcze, jeszcze nigdy podczas zmiany szkoły nie czułam czegoś takiego, dopadł mnie straszny stres.
        Głosy na dole zamilkły, było już coś po północy, ale ja nadal nie spałam, rozważałam nawet nad wzięciem leków nasennych, ale bałam się, że ojczym mnie przyłapie i zrobi mi awanturę w środku nocy. Rozglądałam się za czymś co mogłoby ułatwić mi zaśnięcie, ale bezskutecznie, nagle przypomniało mi się, że na ostatnie urodziny dostałam przecież książkę: "Naznaczona", bardzo lubię tego typu opowieści, więc wyskoczyłam z łóżka i sięgnęłam do mojej drewnianej, białej szafki po nią. Zaczęłam ją czytać: "Dokładnie w momencie gdy pomyślałam, że limit nieszczęść na ten dzień już się wyczerpał, natknęłam się na stojącego przy mojej szafce trupa. ...", "hmm, zapowiada się ciekawie"- pomyślałam i zaśmiałam się pod nosem. Czytałam już prawie pół godziny, połykając coraz to nowe rozdziały, nagle znużył mnie sen i przysnęłam. Wydawało mi się, że jestem w niebie, bo widziałam wokół siebie białą przestrzeń, podobną do nieb przedstawianych w filmach, jakaś na biało ubrana postać szła w moją stronę, nagle z obu jej stron zaczęły się czołgać, obdarte, ubrane na czarno postacie, bałam się i zaczęłam cofać, upadłam potknęłam się o wystający z ziemi korzeń, odkąd w niebie są korzenie, nie to nie niebo! Tak cholernie się bałam, chciałam uciekać, ale coś trzymało mi nogi, usłyszałam trzask, spojrzałam na dół... Obudziłam się i momentalnie podniosłam głowę na okno, no tak, ja geniusz zostawiłam je otwarte na oścież, wiatr mocniej zawiał i zatrzasnął okno, szybko je zamknęłam i położyłam się nieruchomo, jakbym spała na łóżku, oby nikt tego nie słyszał. Leżałam tak z piętnaście minut, ale nikt na szczęście się nie zjawił, no świetnie, teraz znowu nie zasnę. Nawet się nie starałam zmrużyć oczu, wiedziałam, że będzie to bezcelowe. Usiadłam więc na parapecie, z którego zrobiłam sobie "mini kanapę", wyrwałam z zeszytu parę kartek, wzięłam czarny długopis i zaczęłam pisać:
"List do księżyca"
Mój drogi księżycu świecący,
jesteś jak pałac stojący..."
Nie dokończyła, "ile ja mam lat, żeby pisać takie rymowanki"- skarciłam się. Pisałam do około czwartej nad ranem, przelewając na papier swoje wypociny:
"List do księżyca"
Tak, Księżycu, jak ja bym chciała być na twoim miejscu,
żyć wieczorami, dniami obiegać i zwiedzać dookoła Ziemię,
świecić białym światłem, jak świetlik lub lampa,
zabawiać gwiazdy i zachodzić u poranka.
Tymczasem, wysiłku mam nie lada, a ty,
uśmiechasz się do mnie blado i mówisz, że:
"użalać się nad sobą nie wypada" ,
i masz rację, więcej już nie będę.
(tak, wiem marne, ale nie zajmuje się pisaniem wierszy, a nie chciałam brać cudzego ;)
Potem położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć, jakoś nad ranem mi się to udało.
        Usiadłam na tapczanie i przetarłam oczy, próbowałam dojrzeć dzisiejszej daty na kalendarzu, ale nadal miałam zamazany obraz. Wyciągnęłam nogi  dotykając ziemi w poszukiwaniu kapci, gdy już je znalazłam wciągnęłam je i podeszłam do terminarza, kurde, dzisiaj jest niedziela, "pała" zostaje na cały dzień w domu. "Hmm, to może nawet dobrze, że dzisiejszy dzień spędzę w ogrodzie"- pomyślałam. Zeszłam na dół i rozejrzałam się w poszukiwaniu ojczyma, "niestety", nie zastałam go w kuchni, krzątała się po niej tylko mama, pewnie szykowała śniadanie dla tego jełopa. Przywitałam się z nią:
-Cześć mamo, to dla NIEGO te śniadanie?- Wskazałam palcem na leżący na wysepce kuchennej talerz z bułkami.
-Nie kochanie, to dla ciebie i prosiłam cię nie zwracaj się do niego ON.
-To może mam mówić do niego tatusiu, albo ojczulku, hm?- Nie odpowiedziała mi i kontynuowała przyrządzanie jajecznicy. Po zjedzeniu śniadania poszłam do łazienki ubrać i umyć się. Dzisiaj wyjątkowo założyłam na siebie czarną sukienkę z czerwonym, przewiązanym w pasie rzemykiem z kokardą. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień do wieczora będzie nudny, dlatego postanowiłam wybrać się na pobliski plac zabaw, gdy mieszkałam w Myślenicach często chodziłam do niego, tylko i wyłącznie ze względu na huśtawki, na których można było się zrelaksować. Ubrałam więc moje brązowe, nieocieplane botki i wzięłam torebkę z książką, gumą do żucia i telefonem.
-Mamo,idę się przejść.- Powiedziałam prawie szeptem, ponieważ mój ojczym spał i wyszłam z domu.
       W niecałe piętnaście minut byłam na miejscu, był to nie za duży plac z dwoma huśtawkami, piaskownicą, długą, kręconą zjeżdżalnią i żurawiem, oraz czterema ławeczkami. Usiadłam na jednej z bujawek i lekko odepchnęłam się nogami od ziemi. Wyciągnęłam z torby gumę i zaczęłam ją uporczywie żuć, zabrałam się także za czytanie zaczętej wczoraj książki. Na placu nikogo nie było, panowałam zupełna cisza, wtem zauważyłam idące w jego (placu) stronę dziewczyny, które wczoraj mnie skopały, na szczęście makijażem tak udało mi się zamaskować siniaka, że mama się o niczym nie dowiedziała. Myślałam już, że znowu coś ode mnie chcą, ale to nie do mnie tym razem miały pretensje, na przeciwko nich szli: bardzo, bardzo wysoka (sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów jak nic), o bardzo długich, prostych, blond włosach i z zwisającą na bok , czarną czapką dziewczyna oraz nieco niższy blond chłopak z krótkimi włosami, wysoka nastolatka która szła na przedzie krzyczała coś do nich i wymachiwała rękami, przywódczyni plastików, ruszała ręką udając dziób kaczki i robiąc głupi miny, na znak, że nic sobie nie robi z dyplomatycznych przemówień przeciwniczki, nagle wysoka blondynka podciągnęła rękawy i zaczęła ruszać w stronę "solary", na szczęście chłopak który z nią stał, odgarnął ją rękom i zaczął przemawiać do rozumu. Nie chciałam się narażać na takie akcje więc wstałam i wróciłam do domu. Potem jeszcze grzebałam coś w kwiatach, warzywach i owocach na prośbę mojej mamy. Wymęczona całym tym dniem zasnęłam jak bóbr, w końcu jutro do szkoły...


Mam nadzieję, że rozdział się podobał i będziecie czekać na następny, a pod tą częścią będzie tyle samo, albo nawet więcej komentarzy co pod poprzednią. Pozdrawiam                       Cloudeen :*

        

11 komentarzy:

  1. podoba mi się, jestem ciekawa, co będzie dalej. Dobrze piszesz.
    http://zpopiolow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak pisałam - bardzo fajne opowiadanko :) Musisz jeszcze trochę popracować nad interpunkcją, ale to kwestia czasu ;) Gratuluję tylu komentarzy! :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się podoba. Nie mam zastrzeżeń do treści. Fajny miałaś pomysł na opowiadanie oby tak dalej

    http://wez-olowek-i-narysuj-formule1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. wiesz zawsze jak widziałam opowiadania nie czytałam,ale do Twojego mnie cos przyciągneło i przeczytałam i jestem pod wrażeniem ! ;) profeska ;)

    zapraszam ;) http://kiedy-jedzenie-staje-sie-wyzwaniem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa akcja, trzymająca w napięciu, przyprawiajaca o dreszcze, oby tak dalej! ;)
    zapraszam na bloga koleżanki: http://errealitate-grisa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Super opowiadanie! Bardzo dobrze się je czyta! Może kiedyś napiszesz książkę :) Pozdrawiam Cie serdecznie, polecam post w google:)
    http://anormalstyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. strasznie mis ię spodobało ;)
    chyba ( napewno ) przeczytam poprzednie rozdziały!
    klucz-do-koszmaru.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobrze piszesz, widać, że masz talent ;)
    Z pewnością przeczytam poprzednie części :D

    http://acid-mxnds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. db ja mam nadzieje ze jakas milostka mji sie tutaj rozwinie ;) zycze powodzenia i zpraszzam do sb
    be-slim123.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Super :D
    "List do księżyca" jest bardzo fajny.
    Moim zdaniem to zdanie: "Obudziłam się i momentalnie podniosłam głowę na okno, no tak, ja geniusz zostawiłam je(...)" mogłaś podzielić na trzy:
    "Obudziłam się i momentalnie podniosłam głowę na okno... No tak.. . Ja, geniusz zostawiłam je (...)" Wydaje mi sie, ze wtedy łatwiej by się czytało.

    OdpowiedzUsuń