środa, 26 marca 2014

"Błędny Anioł" cz.IV

                                 Hejoo!
Właśnie czytacie kolejny post mojego autorstwa. Bardzo się cieszę, bo na mojego bloga przybyło o jednego obserwatora więcej. Dla was może wydawać się to błahostką, ale dla mnie to naprawdę bardzo duży krok, dlatego zachęcam wszystkich do obserwacji mojego bloga i komentowania go. A tak drogą komentarzy, też serdecznie dziękuje wszystkim którzy komentowali ostatni i przedostatni wpis, ponieważ oba skomentowało dość sporo osób, liczę, że pod tym będzie ok. 10 komentarzy. Zapraszam na IV część "Błędnego Anioła" ;)
                  

                        "Błędny Anioł"
                                 cz.IV

      Sama obudziłam się już o szóstej rano, chociaż lekcje zaczynam dopiero o ósmej i teoretycznie mogłabym wstać o siódmej. Niestety, mój stres nie pozwolił mi spać. Wstałam więc z łóżka, był dopiero początek jesieni, a rzec nawet można, końcówka lata, więc na niebie świeciło już słońce. Przejrzałam się w lustrze, promienie wesoło wpadały przez okno i padały na mojej bladej, z lekka piegowatej twarzy, wszyscy uważali, że te piegi dodają mi uroku, ale moje zdanie było inne. Przeczesałam rękom moje krótkie, czarne włosy, schodziła z nich powoli farba, "trzeba udać się do fryzjera" - pomyślałam i otworzyłam wielką, wbudowaną w ścianę szafę z ubraniami. Dumałam nad wyborem mojego dzisiejszego stroju z dwadzieścia minut, zdecydowałam się na czarne rurki, tego samego koloru podkoszulek, oraz bawełniany, brązowy sweter z białymi kokardkami. Po cichu, a wręcz na paluszkach udałam się do łazienki, cały dom, oprócz mnie jeszcze spał. Toaletą było duże, urządzone w kolorach różu i kremu pomieszczenie,zastanawiałam się "wziąć prysznic, czy nie?", stwierdziłam jednak, że lepiej będzie gdy to zrobię, jeszcze ktoś stwierdzi, że śmierdzę i nie będę miała życia w tej szkole. Zaczęłam więc się myć. Nagle usłyszałam głośne walenie z pięści w drzwi:
- Milena, wyłaź stamtąd natychmiast!! - To był głos ojczyma, pewnie obudził go szmer wody, bo ich pokój jest tuż obok łazienki, ale przepraszam bardzo, to nie ja wybrałam im sypialnie w tamtym miejscu.
- Już idę!- Odkrzyknęłam z nutką strachu w głosie, co jeżeli uderzy mnie tak jak kiedyś mamę? Ubrałam się szybko w przygotowane wcześniej ciuchy i otworzyłam drzwi. Stał przed nimi, przygniótł mnie do ściany.
- Ty jesteś jakaś opętana, budzić ludzi w środku nocy?! - Napluł mi do oczu.
- Jest rano... - Odrzekłam niepewnie.
- Nie pyskuj gówniaro bo ci przypier...
- No powiedz, przypierdo**** tak jak matce! Kto normalny bije kobietę swojego życia, jesteś tyranem! - Odepchnęłam go i rzuciłam się w ucieczkę do pokoju, widziałam kątem oka jak mnie gonił, zakluczyłam się.
Usiadłam w kącie obok łóżka, skulona zaczęłam płakać, czułam się jakbym była pijana, zaczęło mi się kręcić w głowie, słyszałam jak dobijał się do mojej sypialni, ale nie zwracałam na to uwagi.
       Musiałam się otrząsnąć, w końcu za piętnaście minut muszę być w szkole. Zarzuciłam na plecy mój czarny plecak Pumy, otworzyłam drzwi i ostrożnie rozejrzałam się po korytarzu, nikogo nie było, "pała" musiała się poddać i wrócić do pokoju. Zeszłam najciszej jak mogłam po schodach, założyłam moje czerwone converse i wyszłam na zewnątrz.
        Dzień był ciepły, na dworze panowała temperatura około 20 stopni C. Byłam już na zakręcie, za którym mieściła się moja szkoła. Nagle, usłyszałam za sobą głośną, a przede wszystkim wulgarną muzykę disco polo, obok mnie przejeżdżało czarne BMW, zwolniło do takiego stopnia, że poruszało się z takim tempem z jakim ja szłam. Przyspieszyłam kroku. Nagle przednia, przyciemniana szyba się otworzyła:
-Hej! Lala! Podwieźć cię!- Wykrzyknął zza niej łysy, opalony mężczyzna około dwudziestki.
-Nie dzięki!
-Ale ja nalegam.- Jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku, nagle, jego ręka wyciągnęła się w moją stronę!
-Spadaj!- Krzyknęłam, ale jego ręce były już za blisko, zaczęłam się oddalać, stałam już przy samym płocie ogradzającym czyjąś posesję.
-Spływaj lamusie!- Usłyszałam czyiś głos obok mnie, obróciłam głowę i zobaczyłam...
Tego blondyna który był wczoraj obok placu zabaw z tą wysoką dziewczyną, on też był pokaźnego wzrostu.
-Dobra wyluzuj, kolo!- Szyba się zamknęła, a BMW odjechało z piskiem opon.
-Dzięki, chyba uratowałeś mi życie.- Uśmiechnęłam się do niego, on odwzajemnił to także uśmiechem, który był tak słodki, że nie jedna dziewczyna pewnie się w nim zakochała.
-Nie ma za co, to takie palanty z centrum, często tu podjeżdżają i zaczepiają młode, ładne dziewczyny.- Chyba się zawstydziłam, albo mi się zdawało, ale on chyba nazwał mnie "ładną"!
-Jeszcze raz dzięki.
-Spoko, też idziesz do szko...- Przerwał nam dźwięk sms'a dochodzący z jego telefonu. Spojrzał, nadmuchał poliki powietrzem, i przegarnął włosy rękom.
-Przepraszam cię, muszę już iść.- Położył mi rękę na ramieniu i odszedł. Stałam jak osłupiała na środku chodnika, dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że zostały mi dwie minuty.
           Weszłam przez duże drzwi (można je nazwać nawet wrotami) do mojego gimnazjum. Byłam na jakimś krużganku, gdyby spojrzeć w dół, przez barierki widać było kwadratowy plac. Na długości całego korytarza rozciągły się drzwi prowadzące do różnych sal, odwróciłam się w bok, zdumiona tym pięknym widokiem, były tam schody prowadzące w dół, a po prawej stronie drugie schody prowadzące do góry. Obok tych w dół stała tablica z planem budynku. Byłam na środkowy piętrze, na którym mieściło się gimnazjum, pode mną była podstawówka, a nade mną liceum, można powiedzieć trzy w jednym. Zastanawiałam się w której klasie mam historię, bo to ona była moją pierwszą lekcją, na korytarzu nikogo nie było, pewnie się spóźniłam. W pewnym momencie poczułam dotyk czyjejś zimnej ręki na moim ramieniu, odwróciłam się.
- Panna Radomska?- Zapytała mi się niska kobieta, z burzą czerwonych, kręconych włosów na głowie.
- Tak to ja.- Odparłam niepewnie.
- Jestem twoją nową nauczycielką historii, zapraszam do sali konferencyjnej na apel zapoznawczy.- Zdziwiłam się, ale posłusznie poszłam za nią. Pomieszczenie to mieściło się na przeciwległym skrzydle, było urządzone w surowych kolorach, na końcu sali stał podest i wielki stół, siedziało wokół niego zapewne grono pedagogiczne, a na podwyższeniu stał dyrektor.
- Stań tutaj.- Ustawiła mnie historyczka obok, tej dziewczyny z placu, którą nazwała "Sonią", koło niej stał: chłopak który mi pomógł dzisiaj rano, brunetka o azjatyckich rysach oraz dwóch chłopaków, jeden był ciemnoskóry, a drugi rudy i piegowaty. Zdziwiła mnie obecność osób innej rasy, ale nie przeszkadzało mi to. Zaczął się wykład dyrektora, mówił coś o nowych uczniach z pierwszej klasy i w ogóle, ale byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam prawie żadnego słowa wypowiedzianego przez niego. Nagle poczułam, że ktoś z boku mnie szturcha.
- Hej jestem Sonia, widzę, że też nudzi cię ten nieinteresujący wykład dyrka i tak większość go nie słucha.- Zdziwiło mnie to, że tak nagle się odezwała, dziś miała na sobie tę samą czapkę, luźną bluzkę z minką, dżinsy i obszerną torebkę na ramieniu.
- Ja jestem Milena, miło mi.- Podałam jej rękę, a ona nią potrząsnęła.
- Jesteś nowa?- zdziwiła mnie bezpośredniość, z jaką się do mnie zwracała.
- Tak, nie wiem czy odnajdę się w tak dużej szkole.
- Spoko, na pewno sobie poradzisz, ja też chodzę tu dopiero drugi rok.- Mrugnęła do mnie okiem.
- Poczekaj, cicho, teraz Krecik wywołuje nowych uczniów, przygotuj się. - Uśmiechnęła się szeroko, osoba o której zwróciła się "Krecik" była chyba dyrektorem, stresowałam się, jeszcze nigdy, w żadnej szkole nie przedstawiano mnie na forum, bałam się, że będę sama. Na szczęście  przełożony powiedział, że doszło sześciu nowych uczniów, czekałam z niecierpliwością i strachem na swoją kolej, byłam ostatnia.
-A teraz, zapraszam do mnie pannę Milenę Radomską, która doszła do grona naszych uczniów prosto z Myślenic.- Czułam na sobie wzrok wszystkich, jacyś chłopacy z tyłu zaczęli wiwatować i szeptać sobie coś na ucho, miałam wrażenie, że moja twarz płonie, stanęłam w szeregu obok jakiejś brunetki.
          Po skończonym apelu, dyrektor wysłał nas na piętnastominutową przerwę i zapewnił, że po niej obejrzymy projekty o naszej szkole z poprzednich lat i, że dzisiaj nie będzie "sztywnych" lekcji. Wyszłam z sali razem z tłumem ludzi. Wszyscy pozajmowali ławki na dziedzińcu, bo była ładna pogoda i nauczycielki pozwoliły nam wyjść. Ja też zajęłam jedną z nich, zauważyłam zbliżające się do mnie towarzystwo, obok którego stałam na apelu.
- Cześć.- Przywitał się ze mną chłopak który mnie dzisiaj uratował. Podniosłam rękę w znaku przywitania.
- O, widzę, że z Krystianem się już znacie?
- Mmm, tak, twój chłopak pomógł mi dzisiaj z takimi jednymi typami. - Odparłam niepewnie.
- Mój chłopak?! Ha ha ha!- Wybuchnęła gromkim śmiechem.- To jest mój brat! Ha ha ha!- Zawstydziłam się i widziałam, że policzki Krystiana też zrobiły się nieco czerwone.
- Ooo, przepraszam!
- Ha ha! Nic się nie stało, każdy ma prawo się pomylić.- Mówiła to prawie płacząc ze śmiechu, było mi trochę głupio, ale już teraz nie cofnę czasu.
- Dobra powiem prosto z mostu, chcesz dołączyć do naszej paczki, wiem, że początki w szkole są zawsze trudne, a ty wydajesz się być fajna.- Znowu mrugnęła okiem, byłam oszołomiona, nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Yyy...
- Przyjmuję to jako "tak"- Znowu uśmiechnęła się szeroko, dopiero teraz zauważyłam podobieństwo z jakim uśmiechają się ona i jej brat.
- A więc może najpierw przedstawię ci naszych kolegów, to jest Yuki, pochodzi z Mongolii, ale w pełni umie mówić po polsku - Wskazała na dziewczynę o azjatyckich rysach- To mój brat, ale jego już znasz- Znowu mrugnęła do mnie okiem, to chyba jakiś jej trik!
- A to Bogdan, urodził się w Ameryce, ale jego ojciec pochodzi z Afryki też umie mówić po naszemu.- Zdziwiła mnie swojskość jego imienia, Sonia też zauważyła moje zadumanie i zaraz wszystko wyjaśniła.
-Tak na prawdę ma na imię Bereko, ale żeby było bardziej po polsku wymyśliliśmy mu "Bogdan", a to Mikołaj, ale mówimy na niego Rudy.- Pokiwał mi rękom, a ja w odpowiedzi zrobiłam to samo. Sonia zaproponowała mi, żeby oprowadzić mnie po szkole:
- A możemy?- Zapytałam.
- Pss, jak one mogą to czemu nie?- Wskazała palcem, bezpośrednio na dziewuchy które spotkałam w parku! A jednak chodzą ze mną do szkoły! Widocznie Sonia też ich nie lubiła. Chodziły po krużganku, jakby na kogoś czekały.
- A kim one w ogóle są?- Zapytałam nadal nie przyznając się do tego, że jedna z nich mnie pobiła.
- Plastiki naszej szkoły, ta w środku to Kleo- Mówiła kiwając głową w stronę tej, którą ja nazwałam "przywódczynią"- Po jej prawej Laura, a po lewej Frania.
- Co za nietypowe imię...- Mruczałam pod nosem nie sądząc, że ktoś mnie usłyszy, a jednak.
- Kto? Kleo? To zdrobnienie od Kleopatra...- Odpowiedziała wyniośle, jakby zapowiadała królową.
- Chyba te imię jej rodzice za karę dali.- Zaśmiałam się pod nosem, powoli zaczynałam jej ufać, wydawała się być naprawdę fajna.
- Taa, jej ojciec ma jakąś wielką firmę, uważa się za nie wiadomo jakiego bossa i dał jej takie dzikie imię. Te jej przyjaciółeczki włażą jej, za przeproszeniem w tyłek bo jest dziana.- Zaśmiała się kpiąco, zanim się obejrzałam byłyśmy już na środkowym piętrze. Właśnie je mijałyśmy.
- Cześć Kleopatra.- Odpowiedziała z przesadną dumą Yuki, pierwszy raz usłyszałam jak się odezwała, naprawdę, bardzo dobrze mówiła po polsku.
- Pss, uważaj bo ci powybijam te twoje białe, chińskie ząbki, tak jak twojej przyjaciółeczce!- Wskazała na mnie palcem, zawstydziłam się.
- Uważaj sobie, ona jest z Mongolii! Z Chin, to są twoje marne ciuszki!- Zgasiła ją Sonia, tamte podniosły wysoko głowy i odeszły.
- O co chodziło im z ty "tak jak twojej przyjaciółeczce"?- Zapytała.
- Nieważne.- Nie chciałam rozdrapywać tego tematu.
       Po skończonej przerwie, pani od matematyki, "Anielcia", jak to ją nazwała moja nowa koleżanka, zapewniając, że jest naprawdę fajna, zawołała nas do sali konferencyjnej, gdzie mieliśmy oglądać projekty. Szłam koło mojej nowej paczki, trzymając notatnik Yuki, podobno zawsze go przy sobie miała. Zamyśliłam się i ktoś wchodzący do sali szturchnął mnie, a ja niezdara upuściłam notatnik. Schyliłam się aby go podnieść, bluzka zawisła odsłaniając z lekka mój biust, podniosłam głowę i zobaczyłam gapiącego się w niego...



Taak, to już koniec, ta część była dość długa w porównaniu do poprzednich. Oczekujcie następnej pod koniec tygodnia. Jeszcze raz zachęcam wszystkich do obserwacji i komentowania ;)
                                                                                                                          Cloudeen :*

sobota, 22 marca 2014

"Błędny Anioł" cz.III

                                                    Cześć wszystkim! 

To już kolejna część mojego opowiadania-książki. Muszę wam powiedzieć, że spisaliście się na medal i pod  ostatnim postem zostawiliście sporo, jak dla mnie komentarzy, liczę na taką samą, albo nawet większą liczbę komentarzy po tą notką, dlatego jeśli tu wejdziesz zostaw po sobie komentarz i może nawet zaobserwuj, bo mój blog nadal nie posiada żadnych obserwatorów..Zapraszam na III część "Błędnego Anioła"  



                                                   "Błędny Anioł"
                                    cz.III


   ...Zaczęłam się przebudzać, nadal czułam dotyk zimnych dłoni na mojej twarzy, a w oddali stłumione dźwięki. Odczuwałam coś mokrego na moich plecach, jeszcze nie do końca świadoma dotknęłam ich, to była krew, musiała skapnąć z skaleczonej głowy. Uderzyłam nią o ławkę upadając, wracałam i głos stawał się coraz silniejszy, otworzyłam oczy i zobaczyłam ciemne włosy, poczułam zapach, który dzisiaj już gdzieś czułam, po pewnej chwili rysy twarzy tego człowieka stały się wyraźne... Był to TEN SAM chłopak, który potrącił mnie dzisiaj na rowerze, nie dowierzałam oczom!
-Halo, halo? O, nareszcie się ocknęłaś, co ci się stało?- Zapytał, leżałam w tym samym miejscu co przed utratą przytomności, rozejrzałam się w nadziei, że zobaczę gdzieś te wredne żmije, niestety, daremnie.
-Nic, nic poważnego- Wymamrotałam.
-Słucham?! Leżysz na środku parku z rozbitą głową i nie przytomna, a mówisz, że nic ci się nie stało!
-Nie ważne, długo tak nade mną ślęczysz?- Chciałam się podnieść, ale zaraz upadłam, na szczęście on mnie złapał.
-Uważaj, jesteś osłabiona, może pojedziemy na pogotowie?
-Zwariowałeś?! Jak ojczym się dowie... To znaczy, nic mi nie jest, wrócę do domu i zrobię sobie opatrunek.- Nie chciałam się do niego przyznawać, wolałam wrócić spokojnie do domu. Chłopak, którego imienia nadal nie znałam odprowadził mnie do niego, po drodze ciągle wypytywał mnie o przyczynę tego wypadku, znudzona jego ciągłymi pytaniami powiedziałam, że "Poczułam się słaba gdy stałam koło ławki i nagle zemdlałam uderzając się o nią w głowę", widziałam, że niekoniecznie mi wierzy, ale byliśmy koło domu i nie dociekał już więcej.
-Jesteś pewna, że wszystko dobrze?- Zapytał troskliwie, odparłam, że "tak" i odszedł. Czułam dziwne ukłucie w sercu, nie chciałam, żeby odchodził, nawet nie znałam jego imienia.
      Otwierając drzwi znowu usłyszałam straszliwe wrzaski, to znowu mój ojczym i mama, przemknęłam koło nich i szybko wbiegłam na górę, nie mam zamiaru wysłuchiwać ich kłótni. Na szczęście nawet mnie nie zauważyli. Zamknęłam się w pokoju, ale nadal słyszałam stłumione dźwięki dochodzące z dołu domu, w mojej głowie kołatały się myśli o dzisiejszym zdarzeniu, wredne plastikowe lale i ten chłopaka, zaintrygował mnie strasznie, a z resztą po co o nim myślę, pewnie i tak nigdy więcej się z nim nie zobaczę. Najbardziej to na dzień dzisiejszy boje się, że te dziewczyny będę ze mną w szkole, a co gorsza w klasie, mam nadzieje, że te przypuszczenia się nie ziszczą. Dzisiaj nie miałam na nic już siły, niestety jutro zapowiada się ostra praca w ogrodzie, a w poniedziałek (dzisiaj jest sobota) nowa szkoła, na tą myśl przeszły mnie dreszcze, jeszcze nigdy podczas zmiany szkoły nie czułam czegoś takiego, dopadł mnie straszny stres.
        Głosy na dole zamilkły, było już coś po północy, ale ja nadal nie spałam, rozważałam nawet nad wzięciem leków nasennych, ale bałam się, że ojczym mnie przyłapie i zrobi mi awanturę w środku nocy. Rozglądałam się za czymś co mogłoby ułatwić mi zaśnięcie, ale bezskutecznie, nagle przypomniało mi się, że na ostatnie urodziny dostałam przecież książkę: "Naznaczona", bardzo lubię tego typu opowieści, więc wyskoczyłam z łóżka i sięgnęłam do mojej drewnianej, białej szafki po nią. Zaczęłam ją czytać: "Dokładnie w momencie gdy pomyślałam, że limit nieszczęść na ten dzień już się wyczerpał, natknęłam się na stojącego przy mojej szafce trupa. ...", "hmm, zapowiada się ciekawie"- pomyślałam i zaśmiałam się pod nosem. Czytałam już prawie pół godziny, połykając coraz to nowe rozdziały, nagle znużył mnie sen i przysnęłam. Wydawało mi się, że jestem w niebie, bo widziałam wokół siebie białą przestrzeń, podobną do nieb przedstawianych w filmach, jakaś na biało ubrana postać szła w moją stronę, nagle z obu jej stron zaczęły się czołgać, obdarte, ubrane na czarno postacie, bałam się i zaczęłam cofać, upadłam potknęłam się o wystający z ziemi korzeń, odkąd w niebie są korzenie, nie to nie niebo! Tak cholernie się bałam, chciałam uciekać, ale coś trzymało mi nogi, usłyszałam trzask, spojrzałam na dół... Obudziłam się i momentalnie podniosłam głowę na okno, no tak, ja geniusz zostawiłam je otwarte na oścież, wiatr mocniej zawiał i zatrzasnął okno, szybko je zamknęłam i położyłam się nieruchomo, jakbym spała na łóżku, oby nikt tego nie słyszał. Leżałam tak z piętnaście minut, ale nikt na szczęście się nie zjawił, no świetnie, teraz znowu nie zasnę. Nawet się nie starałam zmrużyć oczu, wiedziałam, że będzie to bezcelowe. Usiadłam więc na parapecie, z którego zrobiłam sobie "mini kanapę", wyrwałam z zeszytu parę kartek, wzięłam czarny długopis i zaczęłam pisać:
"List do księżyca"
Mój drogi księżycu świecący,
jesteś jak pałac stojący..."
Nie dokończyła, "ile ja mam lat, żeby pisać takie rymowanki"- skarciłam się. Pisałam do około czwartej nad ranem, przelewając na papier swoje wypociny:
"List do księżyca"
Tak, Księżycu, jak ja bym chciała być na twoim miejscu,
żyć wieczorami, dniami obiegać i zwiedzać dookoła Ziemię,
świecić białym światłem, jak świetlik lub lampa,
zabawiać gwiazdy i zachodzić u poranka.
Tymczasem, wysiłku mam nie lada, a ty,
uśmiechasz się do mnie blado i mówisz, że:
"użalać się nad sobą nie wypada" ,
i masz rację, więcej już nie będę.
(tak, wiem marne, ale nie zajmuje się pisaniem wierszy, a nie chciałam brać cudzego ;)
Potem położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć, jakoś nad ranem mi się to udało.
        Usiadłam na tapczanie i przetarłam oczy, próbowałam dojrzeć dzisiejszej daty na kalendarzu, ale nadal miałam zamazany obraz. Wyciągnęłam nogi  dotykając ziemi w poszukiwaniu kapci, gdy już je znalazłam wciągnęłam je i podeszłam do terminarza, kurde, dzisiaj jest niedziela, "pała" zostaje na cały dzień w domu. "Hmm, to może nawet dobrze, że dzisiejszy dzień spędzę w ogrodzie"- pomyślałam. Zeszłam na dół i rozejrzałam się w poszukiwaniu ojczyma, "niestety", nie zastałam go w kuchni, krzątała się po niej tylko mama, pewnie szykowała śniadanie dla tego jełopa. Przywitałam się z nią:
-Cześć mamo, to dla NIEGO te śniadanie?- Wskazałam palcem na leżący na wysepce kuchennej talerz z bułkami.
-Nie kochanie, to dla ciebie i prosiłam cię nie zwracaj się do niego ON.
-To może mam mówić do niego tatusiu, albo ojczulku, hm?- Nie odpowiedziała mi i kontynuowała przyrządzanie jajecznicy. Po zjedzeniu śniadania poszłam do łazienki ubrać i umyć się. Dzisiaj wyjątkowo założyłam na siebie czarną sukienkę z czerwonym, przewiązanym w pasie rzemykiem z kokardą. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień do wieczora będzie nudny, dlatego postanowiłam wybrać się na pobliski plac zabaw, gdy mieszkałam w Myślenicach często chodziłam do niego, tylko i wyłącznie ze względu na huśtawki, na których można było się zrelaksować. Ubrałam więc moje brązowe, nieocieplane botki i wzięłam torebkę z książką, gumą do żucia i telefonem.
-Mamo,idę się przejść.- Powiedziałam prawie szeptem, ponieważ mój ojczym spał i wyszłam z domu.
       W niecałe piętnaście minut byłam na miejscu, był to nie za duży plac z dwoma huśtawkami, piaskownicą, długą, kręconą zjeżdżalnią i żurawiem, oraz czterema ławeczkami. Usiadłam na jednej z bujawek i lekko odepchnęłam się nogami od ziemi. Wyciągnęłam z torby gumę i zaczęłam ją uporczywie żuć, zabrałam się także za czytanie zaczętej wczoraj książki. Na placu nikogo nie było, panowałam zupełna cisza, wtem zauważyłam idące w jego (placu) stronę dziewczyny, które wczoraj mnie skopały, na szczęście makijażem tak udało mi się zamaskować siniaka, że mama się o niczym nie dowiedziała. Myślałam już, że znowu coś ode mnie chcą, ale to nie do mnie tym razem miały pretensje, na przeciwko nich szli: bardzo, bardzo wysoka (sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów jak nic), o bardzo długich, prostych, blond włosach i z zwisającą na bok , czarną czapką dziewczyna oraz nieco niższy blond chłopak z krótkimi włosami, wysoka nastolatka która szła na przedzie krzyczała coś do nich i wymachiwała rękami, przywódczyni plastików, ruszała ręką udając dziób kaczki i robiąc głupi miny, na znak, że nic sobie nie robi z dyplomatycznych przemówień przeciwniczki, nagle wysoka blondynka podciągnęła rękawy i zaczęła ruszać w stronę "solary", na szczęście chłopak który z nią stał, odgarnął ją rękom i zaczął przemawiać do rozumu. Nie chciałam się narażać na takie akcje więc wstałam i wróciłam do domu. Potem jeszcze grzebałam coś w kwiatach, warzywach i owocach na prośbę mojej mamy. Wymęczona całym tym dniem zasnęłam jak bóbr, w końcu jutro do szkoły...


Mam nadzieję, że rozdział się podobał i będziecie czekać na następny, a pod tą częścią będzie tyle samo, albo nawet więcej komentarzy co pod poprzednią. Pozdrawiam                       Cloudeen :*

        

wtorek, 18 marca 2014

"Błędny Anioł" cz.II

                                                      Cześć wszystkim!!!


  Jupiii!!! To już mój 4 post xD Cieszę się bardzo, bo zainteresowanie moim blogiem minimalnie wzrosło, a szczególnie ostatnim opowiadaniem, cieszę się bardzo, że niektórym spodobała się pierwsza część "Błędnego Anioła", dziękuje także Daed Angel oraz Bu duń za rady, postaram się je wykorzystać :D Podziękowania należą się także mojej przyjaciółce za wykonanie pięknych ( w tej części tylko jednej ) ilustracji :* . Dobra, ja już nie przedłużam i zapraszam na kolejną część ;).                                                                               Cloudeen :*  



          "Błędny Anioł"
     cz.II



      Taaak, jak się okazało ten "ogródek", jak to go nazwałam, był tylko 1/3 tego, co było za domem. Aż bałam się pomyśleć co za robota mnie czeka, pewnie nie rozumiecie o co chodzi z tym ogrodem i dlaczego ciągle o nim mówię, robię to, ponieważ moja mama kocha wszelkie ładne zagajniki, niestety nie lubi w nich pracować, dlatego oczywiście wykorzystywana do tego jestem ja! Na szczęście przez dwa pierwsze dni dała mi z tym spokój. Miałam z resztą ciekawsze zajęcia, między innymi oglądanie mojego pokoju, naprawdę mi się spodobał, łóżko stało pod oknem, na którym wisiały bordowe zasłonki, ogólnie cały pokój był w kolorze fioletowym, na ścianach wisiały plakaty ( ze starego domu ) z moimi ulubionymi zespołami : Green Day'em i Nickelback'iem. Pierwszy dzień spędziłam przed nowym laptopem, zgrywając na niego wszystkie moje ulubione piosenki, a przy okazji sprawdziłam na Google gdzie mieści się moja szkoła, była naprawdę blisko, więc stwierdziłam, że będę chodziła do niej pieszo, zresztą przyda się spalić kilka kilo. Podanie było już przyjęte i zaakceptowane, więc byłam pewna, że pójdę właśnie do tamtego gimnazjum.
        -Milenaa! Wstawaj!! - Zbudził mnie czyiś głos, już po chwili zorientowałam się, że to mama mnie woła, przeciągnęłam się leniwie na łóżku i zaczęłam zmierzać ku drzwiom, nagle usłyszałam drącego się niemiłosiernie ojczyma:
-Czego drzesz mordę, niech sama się podniesie i przyjdzie, nie ma przecież dwóch lat! Jak wrócę z pracy ma czekać obiad, słyszysz!? - Mama przerażona przytaknęła głowę, obserwowałam całe zdarzenie przez barierki od schodów, gdy tak krzyczał na mamę miałam ochotę nawalić mu w tą pustą, łysą pałę! Ale szczerze mówiąc, też trochę się go bałam, razem z mamą był już pięć lat, gdy byłam mała często widziałam jak ją bił, więc jakaś trauma została. Gdy "tyran" wyszedł z domu zeszłam na dół:
-Co chcesz na śniadanie? - Zapytała prawie płaczącym głosem matka, odpowiedziałam jej tylko, że sama sobie zrobię, a ona chcąc ukryć przed mną łzy wyszła do łazienki. Podążyłam za nią wzrokiem, ale nie miałam ochoty jej pocieszać, za każdym razem gdy to robiłam miała do mnie pretensje, bo "Wpycham nos w nie swoje sprawy" i "Ingeruje w ich związek", też mi związek! Lejący ją facet i ona, służebnica pańską! Otworzyłam lodówkę i rozejrzałam się za mlekiem, oczywiście, nie ma! I teraz do jasnej cholery gdzie jest sklep! Matka ryczy w łazience, a ja kompletnie nie orientuje się w tej okolicy i znowu jazda do komputera. Okazało się, że sklep jest tuż za rogiem, wciągnęłam swoje ulubione dżinsy, luźną bluzkę, zaczesałam czarne, kręcone włosy i wyszłam.



     Wchodząc do sklepu już na progu przywitała mnie sprzedawczyni:
-Ooo, nowa twarz, od kiedy tu mieszkasz.- Ach te ludzkie wścibstwo!
-Dwa dni temu się przeprowadziłam.- Poszłam szukać tego mleka, nie miałam dalej zamiaru z nią rozmawiać. Wyszłam ze sklepu, słońce rzuciło mi swoje promienie na twarz, zasłoniłam oczy dłońmi i wróciłam do domu. Po skończonym śniadaniu mama wysłała mnie do sklepu jeszcze raz, tym jednak razem po ziemniaki. Po południu postanowiłam zwiedzić park naprzeciwko, wzięłam telefon razem ze słuchawkami i puściłam moją ulubioną piosenkę, która także działa na mnie kojąco:


     Gdy tak szłam ścieżką słuchając muzyki zauważyłam, że przyglądają mi się trzy, "nieco" skąpo ubrane dziewczyny, widać, że świeżo po solarium, bo takiej opalenizny słońce by im nie zafundowało, ich makijaż był rażący, widoczny chyba z odległości kilometra! Zamyśliłam się patrząc na nie i nagle poczułam szarpnięcie w ramię, upadłam. Podszedł do mnie rowerzysta który mnie potrącił, był to chłopak w mniej więcej moim wieku, z brązowymi, prostymi włosami do ramion. Nachylił się nade mną:
-Przepraszam bardzo!- Krzyknął gorączkowo- Zamyśliłem się, nic ci się nie stało?! - Powiedział.
-Znając życie to pewnie ja wlazłam ci pod koła. - Zaśmiałam się i zapewniłam o swoim dobrym stanie. Przeprosił jeszcze raz i odjechał, szkoda. W pewnym momencie, siedząc na ławce, zauważyłam te dziewczyny co się tak na mnie gapiły, zmierzające w moją stronę, myślałam sobie, że może mają domy gdzieś w tamtym kierunku, niestety pomyliłam się!
-Hej, ty! Wieśniaro, odwal się od niego, słyszysz!? - Wykrzyczała mi prosto w twarz najwyższa, najskąpiej ubrana i najbardziej opalona, pewnie jakaś ich "przywódczyni".
-Odczep się tapeciaro, weź sobie go, ja nawet go nie znam!
-Ciekawe, kim ty w ogóle jesteś, że masz czelność zwracać się tak do mnie! - Oburzyła się.
-Odczepcie się ode mnie, ja go nie znam, przysię...- Nie zdążyłam, otrzymałam mocnego kopniaka w brzuch od jednej z jej koleżanek, upadłam i uderzyłam się w głowę. Leżałam tak przez chwilę, chciałam się obudzić, ale nie mogłam!! W pewnej chwili poczułam dotyk zimnych dłoni na twarzy, ocknęłam się...


Mam nadzieję, że i ta część się wam spod i zostawicie po sobie parę komentarzy. Już niedługo pojawi się kolejna. Pozdrawiam.


                                             


poniedziałek, 17 marca 2014

"Błędny Anioł" cz.I

                                                          Hejka!!! :D


Witam wszystkich bardzo serdecznie w następnej notce, uff wyrobiłam się na szczęście i zdołałam napisać pierwszą część mojego opowiadania-książki. Co do tego miałam już wcześniej plany i pomysł, ale stwierdziłam, że na małą rozgrzewkę nie zaszkodzi coś krótszego :D . Pod pierwszym opowiadaniem niestety znalazł się tylko 1 komentarz i kilkanaście wyświetleń :/ Mam nadzieje, że z czasem się rozkręci ;). To opowiadanie-książka będzie opowiadało o losach zagubionej szesnastolatki- Mileny, wychowanej przez swoją matkę i ojczyma. Zapraszam serdecznie do czytania i życzę miłej lektury ;) .

                                                                                                                                    Cloudeen :*

                                                  "Błędny Anioł"
                                             cz. I

         Czemu,dlaczego!? Krzyczało moje rozdrate serce, podczas każdej przeprowadzki jak i tej.
W tym roku była to już czwarta, czy naprawdę nie możemy przebywać w jednym domu dłużej
niż dwa miesiące. Byłam pełna pretensji co to mojego ojczyma i matki, ale nie chciałam
jej stresować, była przecież w ciąży, więc to dla niej bardzo szkodliwe, a jego, najchętniej
bym rozszarpała, spaliła i wrzuciła jego prochy do rzeki! Nienawidziłam tego
człowieka, wszystko od śmieci ojca było wporządku, ale gdy tylko on się
pojawił, prysnęło to i zmieniło się w istny koszmar! Co kilka miesięcy przeprowadzka,
bo mój drogi "ojczulek" lubił zmieniać pracę, wredna, łysa pała. Odziedziczył ogromny majątek
po swoim wuju którego nawet na oczy nie widział! Na szczęście teraz, w Poznaniu znalazł sobie
podobno jakąś stałą pracę, nie chce mi się jakoś w to wierzyć. Już nawet zaklimatyzowałam
się w gimbazie w Myślenicach, nie lubiłam jej, ale cieszyłam się, że to już ostatni rok.Miałam
tam niewielką grupkę przyjaciół, gdy teraz pomyślę, to pewnie tam nie znajdę sobie ich wcale,
nie jestem jakoś specjalni otwarta na ludzi.
      Zostało nam jeszcze około dwustu pięćdziesięciu kilometrów, był koniec lata, ale skwar
niesamowity, więc otworzyłam okno i pogrążyłam się w marzeniach, przerażały mnie myśli
jakie nasuwały mi się odnośnie nowej szkoły, to jej się najbardziej bałam, nowi nauczycile i
przede wszystkim ludzie! Nagle usłyszałam męski głos:
-Do jasnej cholery zamknij te okno, bo twoją matkę zawieje, prawda Marlenko!-Przecedził przez
zęby,mama przytaknęła:
-Tak Miluś, zamknij je. - Bała się go, przed tym jak zaszła w ciąże bił ją i wyzywał, po tym,
jak dowiedział się, że będą mieli dziecko zmienił się całkowicie w stosunku do niej, ale
wykazywał akty dominacji. Było tak strasznie gorąco, musiałam kisić się w tym samochodzie
jak ogórki w słoiku, na szczęście już wjeżdżaliśmy do Poznania, nasze mieszkanie stał na samych jego
obrzeżach, więc będę chodziła do tamtejszej szkoły. Dom prezentował się naprawdę dobrze,
miał on kolor żółty, przyjemny i ciepły, dach był spadzisty, czerwony , a okna miały przyjemny
brązowy kolor, wisiały w nich niebieskie zasłonki. Przed nim był pokaźnych rozmiarów ogród
z zieloną jak żaba trawą, prowadziła do niego wykładana szarymi kamieniami ścieżka, dom
otaczało biełe, drewniane ogrodzenie. Wysiadłam z samochodu i poczułam silny zapach roślin,
ponieważ na przeciwko był śliczny park. Wiatr rozwiał moje krótkie, frabowane na czrano włosy
i zasłonił brązowe oczy. Nie okazywałam emocji co do wyglądu domu, nie ma tyle dobrego.
      Nie mogłm już się dokczekać, aż paliłam się żeby wejść do domu i zobaczyc swój pokój.
Najpierw jednak czekała mnie droga przez ciągnącą się dróżkę, dochodząć do drzwi zauważyłam
rozsnące koło domu dalie, już wiem jakie zajęcie wymyśli mi mama na "nudne" i "ciepłe"
wieczory.Przestąpiłam nareszcie próg domu...



Mam nadzieję, że ta pierwsza część historii wam się podobała, wiem, że nic nadzwyczajnego się w niej nie działo, ale początki zawsze są trochę nudne ;) Zachęcam do czytania dalszych części.Pozdrawiam.

niedziela, 16 marca 2014

Powitanie :*

                                                       Hejkaaaa :) !!!

Witam wszystkich na moim nowym blogu,cieszę się bardzo,że to czytasz,ale wiem ,że jeszcze nie zdajesz sobie sprawy z tego o czym jest ten blog.A więc zdradzę wam,że będę publikowała tutaj moje amatorskie opowiadanie,które będą na ROŻNE tematy ;) .Pierwsze opowiadanie pojawi się niebawem,dlatego na przyszłość życzę wam miłej lektury.Pozdrawiam!
                                                                                                                         Cloudeen :*