Tak dawno nie płakała, a teraz łzy leciały jej z oczu
niczym dwa wodospady. Nawet nie próbowała ich ocierać. Po prostu patrzyła się
przed siebie i myślała.
Babcia powiedziała, że jej rodzice żyją. Wmawiała sobie i
wszystkim dookoła, że w to wierzy, jednak w jej podświadomości często pojawiał
się czarny scenariusz ich śmierci. Z dnia na dzień jej nadzieja na spotkanie
rodziców malała, aż w końcu prawie wcale jej nie było. A teraz? Teraz rozkwitła
w niej wiara.
Bezwiednie na jej twarzy pojawił się uśmiech. Jednak
zaraz znikł. Babcia mówiła coś o dziadku, ale nie usłyszała tego do końca,
wyrwana ze snu. Teraz była zdenerwowana. To na pewno musiało być coś ważnego,
jednak najwidoczniej Morfeusz nie uwzględnił tego i postanowił urwać wypowiedź
babci w połowie.
No właśnie, skąd wiedziała o Krainie Cieni. Może nie
powiedziała jej tego dokładnie, ale oczywiste było, że wie gdzie w tym momencie
znajduję się Clare. Musi koniecznie porozmawiać o tym z Królową. Skoro jej
babcia jest wtajemniczona, to... "Nie,
to niemożliwe!" -
zbeształa się w duchu i podniosła z łóżka.
Spoglądając przez okno, dostrzegła, że srebrzysta tarcza
księżyca wisi jeszcze wysoko na firmamencie. Do świtu jeszcze daleko, a jej ani
trochę nie chciało się spać. Zapalając świecę obudziłaby Harriet, więc o
przebywaniu w pokoju nie było mowy.
Zarzuciła satynowy szlafrok na pidżamę. Była to jedyna
część garderoby, jaką Sophie pozwoliła jej zatrzymać. Jednocześnie były to
jedyne spodnie, pomijając strój do ćwiczeń, jakie tutaj miała. Najchętniej cały
czas chodziłaby w pidżamie, bo miała już serdecznie dość tych wszystkich
wytwornych sukien. Marzyła tylko o dżinsach, koszulce i trampkach. Jednak
najwidoczniej nie było jej to pisane.
Postanowiła pozwiedzać trochę Zamek. Mijał już trzeci
dzień od jej przybycia, a czuła się jeszcze bardzo obco w murach nowego domu.
Cichcem wymknęła się z pokoju i ruszyła szerokim
korytarzem na przód. Okna pozasłaniane były ciężkimi, złoto-czerwonymi
kotarami, sięgającymi posadzki. Stąpała po miękkim dywanie, kolorystycznie
odpowiadającemu zasłoną i rozglądała się podziwiając piękne obrazy.
Otaczały ją w każdym miejscu na terenie Zamku. Najwidoczniej Królowa posiadała
wielką duszę artysty.
Nogi poniosły ją aż na skrzydło sypialne chłopców.
Wyglądało niemalże tak samo, jak to przeznaczone dla dziewcząt. Gdzieniegdzie
pojawiała się srebrzysta zbroja rycerza, który witał ją metalicznie
połyskującym toporem.
Dziewczyna szła naprzód zainteresowana otaczającym ją
wystrojem, gdy rozległ się dźwięk. Krystalicznie czysty, pełen wdzięku i
delikatności. Muzyka opłynęła ją niczym całun spleciony z drobnych diamentów.
Jak zaczarowana ruszyła w stronę jej źródła. Poznawała tę melodię, ale coś się
tu nie zgadzało... Skoro ona przeniosła się do XIX-wiecznego miasteczka, to
skąd wziął się tu utwór z drugiej połowy XX wieku?
Nogi zaniosły ją przed jedne z wielu drewnianych
drzwiczek. Nie były zamknięte, lecz lekko uchylone. Włożyła głowę w szparę i
zobaczyła go.
Matt siedział na stołku przy pianinie i delikatnie
stawiał palce raz na biały, raz na czarnych klawiszach. Jego pokój był surowo
urządzony. Żadnych obrazów, walających się ubrań, czy innych typowych dla
nastolatka rzeczy. Zasłony na wszystkich oknach były pozaciągane, oprócz
jednego, umiejscowionego tuż za nim. Blask księżyca w pełni przenikał przez
jego ciemne włosy, które opływały teraz w jaśniejsze refleksy.
Chłopak wydawał się jej nie zauważać. Grał melodię
wczuwając się tak mocno, że nic poza nim i instrumentem nie istniało.
Clare przysiadła na łóżku, które okazało się być twarde,
niczym chińskie babeczki Tiny. Ta dziewczyna nie potrafiła kompletnie gotować,
lecz wcale to do niej nie docierało.
Matt grał i grał, wydawało się, że upływają godziny.
Wbrew pozorom Rie wcale to nie męczyło, przeciwnie, chciała słuchać tej muzyki
wieczność. Gdy w końcu przestał grać, w cieniu jego twarzy pojawił się
sarkastyczny uśmieszek.
- Pięknie grasz - powiedziała Clare z zachwytem.
Chłopak wstał i zaczął zmierzać w jej stronę, przesuwając
palcem wskazującym po klawiszach.
- Widzę, że nie możesz długo beze mnie wytrzymać. - Jego
śmiech zabrzmiał jak rechot żaby.
- Przykro mi, że urażę twoje ego, ale to nie ty mnie tu
przyciągnąłeś, lecz twoja muzyka - odparowała siląc się na jak najbardziej
sarkastyczny ton.
- Cóż za cięty język, panienko Clare.
- Znów przechodzimy na "pan"? Myślałam, że
zaliczysz mnie to ciasnego grona twoich znajomych. - Traciła wszelkie nadzieje
na zwyciężenie tej potyczki językowej. Zdecydowanie przeciwnik był od niej
lepszy.
- Może... Tak więc Clare, co sprowadza cię w
moje progi? - Dał za wygraną, przemawiając do niej nieco milszym tonem.
Dosiadł się do niej, rozwalając na łóżku.
- Skąd znasz tą piosenkę?
- Którą? - Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem : "Nie udawaj głupszego niż
jesteś"
- Tą którą grałeś. - Przewróciła oczami.
- Partyturę przyniósł mi Cass, może kojarzysz... W
każdym razie, jest to dzieło któregoś z Górnoziemskich artystów.
- Przyjaźnisz się z Cass'em?
Matt zaśmiał się pod nosem cicho, co zabrzmiało trochę
jak zduszone prychnięcie.
- Nie wiem czy można tak nazwać nasze relacje. On z nikim
się nie przyjaźni. Powiedzmy, że tolerujemy się. - Clare zdziwiły trochę
słowa chłopaka. W rozmowie Cass wydawał się być naprawdę otwarty. Matt poprawił
się na łóżku, siadając blisko dziewczyny. - Dlaczego tak wypytujesz o ten
utwór? - Zmarszczył brwi, wyraźnie zafrasowany.
- To "The Sound of
Silance" Simona & Garfunkela. Piękny
dźwięk, ale i słowa nie pozostają dłużne - powiedziała rozmarzona.
Jej ulubiony utwór z dzieciństwa. Mama zawsze śpiewała
jej go do snu, chociaż tekst nie był zbytnio uspokajający. Do dzisiaj pamiętała
cichy i delikatny głos rodzicielki.
- A jak brzmią?
- Masz może jakąś kartkę? - Dziewczyna zapisała wszystkie
zwrotki jakie pamiętała czarnym atramentem. Drobny druczek pokrył kawałek
kartki, który dziewczyny zgięła w pół i wręczyła Mattowi. - Skąd Cass wziął tą piosenkę?
- zapytała, nie dając za wygraną.
- Tak Clare, tekst bardzo mi się podoba, skoro już o to
pytasz, tak całkiem z grzeczności - odpowiedział na niezadane pytanie z
głupkowatym uśmieszkiem. Clare policzyła w myślach do dziesięciu, miała ochotę
zdzielić go ręką w twarz. - Nie kazał mi o tym nikomu mówić, ale skoro już
wtargnęłaś do mojego pokoju o pierwszej w nocy i rozmawiam z tobą, co jest już
kompletnym szaleństwem, to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzenie
ci prawdy. Musisz wiedzieć, że Cass ma nietypowe hobby. Ucieka z Krainy Cieni,
co jest oczywiście całkowitym głupstwem i zwiedza sobie Górę. Znosi stamtąd
różne rupiecie, w tym między innymi zapisy nutowe. Ale nie możesz nikomu o tym
powiedzieć, zanim zawisnę na linie, chce trochę pożyć - powiedział stanowczym i
wcale nie zabawnym tonem. Clare pokiwała głową na zgodę.
- Nie lubisz rozmawiać - stwierdziła beznamiętnym tonem,
wbijając wzrok w jego kawowe oczy. Chłopak odchrząknął nerwowo.
- Owszem, to dla mnie ostateczność.
- Dlaczego? - Clare nie rozumiała tego. Nie wyobrażała
sobie godziny bez "paplania",
jak mówiła babcia, dlatego postawa Matta była jej tak obca.
- Słowa są dla mnie czymś zbędny... Uczucia możemy okazać
na wiele innych sposobów - wyszeptał bardzo spokojnie i wolno. - Na przykład
muzyką. Czy nie jest ona piękniejsza od godzinnego przemówienia Królowej na
temat kupionych ton worków buraków do spiżarni królewskiej? - Wydobył z siebie
najbardziej szczery śmiech jaki Clare w życiu słyszała. Jej też ciężko było się
powstrzymać
- Dziękuje, że ze mną porozmawiałaś. Była mi potrzebna
odrobina towarzystwa. - Mrugnął do niej okiem i zarzucił sobie kołczan ze
strzałami na ramię. Wziął łuk wykonany z jakiegoś bordowego drewna z wyrytymi
runami, których nie znała:
Podszedł do okna i po rozsunięciu zasłon
otworzył je.
- Co ty wyrabiasz? - zapytała Rie całkiem
zdezorientowana.
- Jak chcesz to tu zostań, ale wątpię żeby podobało się
to strażnikom, gdy tu cię znajdą. Muszę iść poćwiczyć. Żegnam panienko Clarie!
- Zręcznie wyskoczył przez okno, pozostawiając za sobą świst powietrza.
Dziewczyna przerażona rzuciła się do okna.
- Matt! - krzyknęła wychylając się. Chłopak zeskoczył na
parter i biegł przez taras królewskiej sypialni. Pokiwał do niej ręką i zbiegł
po schodach na rozciągającą się łąkę, która w ciemnościach miała kolor
butelkowej zieleni.
Wampir zniknął za kamienną balustradą.
W głowie Clare zaczęły mieszać się myśli.
Udało jej się porozmawiać z najbardziej niedostępnym chłopkiem z Zamku i chyba
nie poszło jej tak źle. Nie wiedziała czy ma być z siebie dumna (okazało się,
że wcale nie jest takim złym psychologiem), czy też zła, w końcu dziewczyny
ostrzegały ją i przed Cass'em i przed Matt'em, a ona w ciągu 24 godzin zdążyła
porozmawiać z obojgiem. I o dziwo, nie byli tacy źli jak ich malowano!
Delikatnie zamknęła okno i z uśmiechem na
twarzy już miała wychodzić, gdy rozległy się równomierne kroki. Znała ten
dźwięk. To maszerujący wartownicy.
Z przerażeniem rozejrzała się po
pomieszczeniu szukając miejsca, w którym mogłaby się ukryć. Jednak do tej pory
nic nie przyszło jej do głowy.
Kroki były coraz bliższe i głośniejsze.
Spostrzegła nóż na dębowej komodzie, lekko zaplamiony od wosku stojącej nad nim
świecy. Nie miała wyjścia, jeśli tego nie zrobi czeka ją coś o wiele gorszego.
Chwyciła za sztylet i przejechała nim między piersiami aż po pępek. Od razu
rozdarł ją potężny ból. Fala krwi rozbryzgła się na jej świeżo upraną przez
Paige pidżamę. Dziewczyna stała nieruchomo dopóki pierwsza kropla krwi nie
splamiła kamiennej posadzki. Wtedy w miejscu rany poczuła gorączkę. Miała
ochotę krzyczeć i płakać naraz, ale powstrzymała się. Musiała to zrobić i
koniec. Z trudnością zaczęła pełznąć w stronę wyjścia.
- Pomocy! - zawodziła najgłośniej jak umiała.
Rzuciła narzędzie zbrodni pod łóżko.
Wojownicy od razu przybiegli, zaalarmowani
krzykami.
- Panienko, co się stało?! - zawołał jeden z
mężczyzn. Był starszy od drugiego, może miał ze sto lat, ale wyglądał na góra
pięćdziesiąt.
- Raniłam się podczas ćwiczeń. - Już była prowadzona pod
rękę.
- O tej godzinie? Nie wiem czy zdaje sobie panienka
sprawę, ale mamy trzecią w nocy i dlaczego jest panienka w skrzydle
sypialnianym dla chłopców? - Trzecia w nocy?! Clare nie mogła w to uwierzyć.
Czyżby spędziła dwie godziny na rozmowie z Mattem?
- Ćwiczyłam w sali gimnastycznej, bo nie
mogłam zasnąć. Szukałam pomocy i zawędrowałam aż tutaj - wymyśliła coś na
poczekaniu, sapiąc z bólu co drugie słowo. - Myśli pan, że w takim stanie myślę
racjonalnie?!
Mężczyzna spojrzał na nią z współczuciem i
prowadził ją dalej w milczeniu.
- Mademoiselle Clare! Co to za pomysły ćwiczyć o
tej godzinie! - wykrzykiwała Sophie, wycierając jej rany od krwi białym,
bawełnianym ręcznikiem. Przebywały w skrzydle szpitalny Zamku.
Clare siedziała ze zwieszonymi nogami na
jednej z kozetek. Była twarda i nieprzyjemna.
Ile bólu zadała sobie, by wartownicy nie
dowiedzieli się o jej nocnych schadzkach. Jednak było warto. Wolała ten
diabelski ból który rozrywał jej pierś i brzuch, od kary wymierzonej przez
Królową. Gdy była młodsza interesowała się XIX wiekiem i monarchiami. Król miał
prawo skazać osobę łamiącą prawo nawet na karę śmierci! Zdecydowanie wolała to
od zawiśnięcia na sznurze.
- Vraie bêtise!
- mruknęła Sophie pod nosem, wyrzucając kolejny materiał do kosza, a biorąc w
rękę następny, czysty. Clare pierwszy raz spotkała się z taką Sophie. Zawsze miła i
roześmiana, teraz nieźle zdenerwowana i przejęta.
Dziś miała na sobie falbaniastą suknię za
kolana i białe pończochy. Wyglądała, można by powiedzieć, śmiesznie w wysoko
upiętym koku i pomalowanymi tylko przez środek ustami. Jednak jej twarz
wykrzywiał grymas zmartwienia. Ona najzwyczajniej w świecie bała się o Rie.
Razem z dwoma wartownikami zastali ją w sali obrad. Od razy rzuciła się do
pomocy, pozostawiając Królową i jej córki same sobie.
- Przepraszam Sophie. Czasem mam wrażenie, że
całkowicie wyłączam mózg - wybełkotała dziewczyna, krzywiąc się z bólu.
- Już dobrze, dobrze. Przynajmniej masz sûreté,
że go posiadasz - pocieszyła ją Doradczyni. - Gdzie jest ten Cornelius, na wszystkie
skarby świata!
- Jest w drodze, pani - odparł posłusznie jeden z
żołnierzy, sprawujących wartę przy drzwiach wyjściowych.
- To niech z niej zboczy, byleby szybciej dotarł! -
zripostowała Sophie.
Jak na zawołanie obaj strażnicy naprężyli
się, niczym struny liry i podnieśli swoje włócznie do pionu.
- Oto przybył najświetniejszy i
najmądrzejszy. Wielki czarownik, uzdrowiciel, myśliciel i filozof Cornelius!
I oto nadszedł.
---------
Dziękuje wszystkim za przeczytanie kolejnej porcji moich wypocin. Mam nadzieję, że się podobało, chociaż wiem, że zawsze może być lepiej. Podziękowania też za komentarze pod ostatnim rozdziałem, chociaż było ich znacznie mniej niż pod innymi. Mam jednak nadzieję, że pod tym postem da znać o swoim życiu trochę więcej osób.
PS.: W następnym rozdziale wątek przewodni wjedzie na właściwy tor i zacznie się dziać troszkę więcej.
Świetny rozdział ;) Naprawdę wspaniale ci wyszedł, miło mi się go czytało.
OdpowiedzUsuńWszystko zaczyna być coraz bardziej tajemnicze. Rie śni się jej babcia, która wydaje się wiedzieć o tym, gdzie ona się znajduje. Wiem, że tak naprawdę jest i nie zdziwiłabym się, gdyby kryła przed nią jeszcze jakieś inne tajemnice.
W tym rozdziale udało mi się jeszcze bardziej polubić Matta, po pierwsze jest muzykiem, a po drugie uwielbiam takich typów jak on :D
Kiedy Clare zrobiła to z tym nożem, po prostu gały mi wyszły na wierzch. To było takie spontaniczne i szybkie, że ona nawet nie zdążyła się zastanowić nad konsekwencjami. Ale na szczęście pojawiła się Sophie, uwielbiam ją, a to jej oburzenie było urocze. Więcej Sophii, proszę ^-^
Jestem ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy, bo coraz więcej spraw pozostaje do rozwiązania i wyjaśnienia, czekam więc na kolejny rozdział, pozdrawiam cię i życzę mnóstwa weny ;)
Ohohoho :D świetne *-* czekam na dalsze części :3
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńJest na prawdę super :3
"The Sound of Silence" także jest świetne :3
Życzę dużo weny :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
Hey. No super rozdział, jak zawsze:)
OdpowiedzUsuńOch, lubię wsłuchiwać się w grające pianino. Lubię takie spokojne melodie. Poznałam bardziej Matta:) Ciekawie wyszło o tej babci.
O Boże. Nigdy bym takiego czegoś jak Clare. Żeby zrobić sobie taką ranę. Och. No kiedyś naprawdę groziła śmierć, ale Królowa myślę, by tak nie zrobiła.
Pozdrawiam:)
http://ja-pamietnik-i-opowiadania.blogspot.com/
Zacznę od akcji z nożem, nie no tego to sie nie spodziewałam, szczeście, że sophie się zjawiła, strach pomyślec co by było gdyby...
OdpowiedzUsuńCzy ja aby przypadkiem nie wspominałam, że ją uwielbiam???
Przyznam, ze sporo się dzieje, tyle jest nierozwiązanych i tajemniczych wątków, że już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. No i fragment z babcią w jej snie. Boze przyznam, ze trochę się przeraziłam, ze tyle wiedziała.
Super te Twoje "wypociny" :)
OdpowiedzUsuńZapraszam
unnormall.blogspot.com
Jejku jest super,pisz dalej,nie przerywaj tego pod zadnym pozorem :)
OdpowiedzUsuńzapraszam mycrazyworldpaula.blogspot.com
co powiesz na obs-obs?
Świetny post! :D Co ty na wspólną subskrypcję? Zacznij i mnie poinformuj, a na pewno się odwdzięczę ;) Mój blog
OdpowiedzUsuńŚwietny wygląd bloga :) Bardzo fajny pomysł na notkę ;-) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://seriouslyhumanity.blogspot.com/
Wspólna obserwacja ? Ja już liczę na uczciwy rewanż :)
Proszę...więcej Sophie...ona jest mega xD
OdpowiedzUsuńMatt - lubię tego kolesia :D
A sen o babcie...hm.... tajemnica...wyczuwam wielką tajemnicę :)
Wpadłam na bloga dopiero dziś i cieszę się, że zdążyłam na niego wpaść gdy jest jeszcze mniej rozdziałów, gdy to sie wszystko rozkręca :)
Obserwuję :)
Pozdrawiam,
Nowa czytelniczka - Brave
PS. Wpadniesz może i do mnie? :)
http://zaprzysiezeni.blogspot.com/
Potrafisz zaciekawić! Super!
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post! Jeśli Ci się spodoba będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz i zaobserwujesz mój blog. :)
alexandrak-blog.blogspot.com