cz. XVI
Wysiadłam szybko z taksówki i przeszłam przez obrotowe drzwi szpitala.
W poczekalni było mnóstwo ludzi rozmawiających ze sobą szeptem. Rozejrzałam się z przerażeniem po pomieszczeniu, aż w końcu dostrzegłam recepcje.
- Gdzie jest moja mama? - zapytałam kobiety przeglądającej coś w komputerze. Ona spojrzała na mnie i poprawiała okulary na nosie, wracając do dalszego przewijania informacji.
- Czy ja wyglądam jak jasnowidz? Skąd mam wiedzieć kim jest twoja mama. - zaśmiała się, nie podnosząc nawet wzroku. Ciśnienie mi podskoczyło i podejrzewam, że zrobiłam się cała czerwona.
- Ah, no tak. - zamruczałam pod nosem - A więc jeszcze raz. Gdzie leży Marlena Radomska? - zapytałam. Kobieta uraczyła mnie szybkim rzutem oka i wpisała coś w bazę danych. Tupałam ze zniecierpliwieniem nogą. Po jakiś kilku minutach kobieta w końcu coś powiedziała.
- Twoja mama, jak mniemam, jest teraz operowana. Jeśli cię to zbawi, to potem będzie leżała w sali numer pięć. - odpowiedziała zgryźliwie i spuściła ze mnie wzrok. Rzeczywiście, bardzo miła obsługa, spojrzałam pogardliwie na plakietkę wiszącą przy drzwiach : "Szpital przyjazny ludziom".
Postanowiłam udać się pod salę, w której będzie leżeć moja mama po operacji. Ale zaraz, zaraz, po jakiej operacji?! Tak w ogóle, co stało się z moją mamą? W tym momencie nie wiedziałam nic. W mojej głowie była totalna pustka, jakbym wyszła z siebie i stała obok. To było straszne.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Usiadłam na jednym z krzeseł obok sali i otarłam rękawem skórzanej kurtki łzy, które spływały mi po policzkach. Wtem poczułam wibrowanie w torbie. Szybko wyciągnęłam telefon i nie patrząc nawet na numer, odebrałam.
Już po chwili wiedziałam, że dla mojej mamy zawali się dzisiaj świat.
*
Po dwóch godzinach oczekiwań, oczy mojej mamy w końcu się otworzyły. Chwyciłam ją za rękę i trzymałam do momentu gdy wypowiedziała pierwsze słowa:
- Gdzie ja jestem? - Jej głos był jeszcze ochrypnięty, ale na jego dźwięk uśmiechnęłam się.
- W szpitalu, mamo - odpowiedziałam i jeszcze mocniej ścisnęłam jej dłoń. Starałam się jak najbardziej odwlec wyjawienie jej tej przerażającej prawdy. - Wiesz co, mam najśliczniejszego brata na świecie. - Po twarzy mamy przebiegło zdziwienie.
- Co?
- Prawie poroniłaś, lekarzom udało się uratować dziecko przez cesarskie cięcie, byłaś pod narkozą, a do tego straciłaś przytomność. Dziecko jest wcześniakiem, ale ma się dobrze. - odpowiedziałam, a ona posłała mi uśmiech.
Chwilę siedziałyśmy tak w bezruchu splecione dłońmi z uśmiechami na twarzy. Aż w końcu mama zadała mi to pytanie, na które odpowiedz starałam się ukryć.
- Dzwoniłaś już do Mariana? Musi się dowiedzieć o tym, że został ojcem. - Wstałam od łóżka i podeszłam do okna, nic nie odpowiadając.
Za szybą padał deszcz. Na ulicach pełno samochodów. Wszędzie było słychać ten wszechobecny dźwięk klaksonów. Nie lubiłam takiej pogody, wprowadzała mnie w smętny nastrój i niechęć do życia.
- Gdzie on jest? Mów prawdę - słyszałam jak łóżko zaczyna skrzypieć. Mama usiłowała usiąść. - Upił się? Czy może zostawił mnie dla innej, gdy powiedziałaś mu o tym, że jest ojcem? - przełknęła głośno ślinę. "Prawda źle wpłynie na jej organizm, ale muszę to zrobić!" - przyrzekałam sobie w duchu. Tym razem odwróciłam się do niej.
- Połóż się, proszę - odparłam i sama usiadłam na brzegu łóżka. - On nie wie. I nigdy się nie dowie. - uchwyciłam ją za obie dłonie.
- Dlaczego?! Powiedz mi ci się stało, zostawił mnie, tak? - wypowiadała szybko słowa z rozpaczliwym tonem.
- Nie mamo. On... On miał wypadek. - Nie skłamałam, ale nie powiedziałam całej prawdy.
- Leży w szpitalu? Gdzie? - mama zdenerwowała się na dobre. A to była tylko pierwsza część złych informacji.
- Mamo. On nie żyje. - odparłam ściskając jej dłonie w ramach pocieszenia.
Osobiście ta informacja mną wstrząsnęła, ale nie byłam do niego na tyle przywiązana by rozpaczać po jego śmierci. Jednak wiem, jak ważną osobą w życiu mojej mamy był ten człowiek.
- Ale jak to? - w końcu odezwała się mama. Wszystkie kolory z jej twarzy znikły, a głos miała jeszcze słabszy. Wtem zobaczyłam jak zamyka oczy, a cała aparatura zaczęła piszczeć. Tak przeraźliwie piszczeć. Nie pamiętam wiele z tego zdarzenia, ale wiem, że wybiegłam na środek korytarza i wołałam o pomoc dla mojej mamy.
*
Popijałam gorącą herbatę parząc sobie język. Ból jednak nie był dla mnie mocno uciążliwy, a wręcz pomocny w przywróceniu mi świadomości. Biorąc kolejny łyki ciepłego napoju zamykałam oczy.
Naprzeciwko mnie siedziała Sonia, nerwowo ocierając dłoń o dłoń.
- Długo nie będziesz nic tak mówić? - zapytała z wyrzutem, chociaż w jej głosie pobrzmiewała troska. Nic nie odpowiedziałam. Wzięłam natomiast kolejny, głęboki łyk herbaty. Chwyciłam gazetę, która leżała na stoliku obok i zaczęłam udawać, że ją czytam. Był to jedyny sposób na wymiganie się od rozmowy, jaki wpadł mi do głowy.
- Nie możesz się obwiniać o wszystko co dzieję się złego na świecie! - zawołała dziewczyna rozdzierającym serce głosem. - Słusznie postąpiłaś mówiąc mamie prawdę. Lekarze mają racje, nie powinnaś siedzieć tam całe dnie. Jutro szkoła, a ty nie możesz tam pójść w takim stanie. - dopowiedziała.
Moją uwagę zwrócił jeden z artykułów na ostatniej stronie gazety: "W okolicy Poznania coraz więcej młodych osób ginie. Policji mimo starań nie udało się odnaleźć żadnego z nich. Podejrzenia wskazują na to, że to sprawka jednej osoby (...) " - przeczytałam fragment tekstu. Zjechałam wzrokiem w dół na portrety zaginionych osób.
Jego zdjęcie było najwyżej, pisało, że zginął wczoraj. Serce stanęło mi na parę chwil.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle na dzisiaj. Jak zauważyliście coraz więcej zaczyna się dziać w życiu naszej głównej bohaterki. Dość dużymi krokami zbliżamy się do punktu kulminacyjnego i tym samym końca naszego opowiadania. Mam napisanych już kilka rozdziałów naprzód, więc tylko oczekiwałam aż wybije 25 komentarzy. Niestety, nie doczekałam się i musiałam wstawić ten post po opublikowaniu 20 komentarza. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, ponieważ o każdy komentarz musiałam ostro walczyć. Blog ma 51 obserwatorów, ale tych aktywnych na moim blogu jest naprawdę niewielu ;_; Dobra koniec moich żaleń, dziękuje tym co to w ogóle to przeczytali.
Czytasz = komentujesz
20 komentarzy = następny post
Postanowiłam udać się pod salę, w której będzie leżeć moja mama po operacji. Ale zaraz, zaraz, po jakiej operacji?! Tak w ogóle, co stało się z moją mamą? W tym momencie nie wiedziałam nic. W mojej głowie była totalna pustka, jakbym wyszła z siebie i stała obok. To było straszne.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Usiadłam na jednym z krzeseł obok sali i otarłam rękawem skórzanej kurtki łzy, które spływały mi po policzkach. Wtem poczułam wibrowanie w torbie. Szybko wyciągnęłam telefon i nie patrząc nawet na numer, odebrałam.
Już po chwili wiedziałam, że dla mojej mamy zawali się dzisiaj świat.
*
Po dwóch godzinach oczekiwań, oczy mojej mamy w końcu się otworzyły. Chwyciłam ją za rękę i trzymałam do momentu gdy wypowiedziała pierwsze słowa:
- Gdzie ja jestem? - Jej głos był jeszcze ochrypnięty, ale na jego dźwięk uśmiechnęłam się.
- W szpitalu, mamo - odpowiedziałam i jeszcze mocniej ścisnęłam jej dłoń. Starałam się jak najbardziej odwlec wyjawienie jej tej przerażającej prawdy. - Wiesz co, mam najśliczniejszego brata na świecie. - Po twarzy mamy przebiegło zdziwienie.
- Co?
- Prawie poroniłaś, lekarzom udało się uratować dziecko przez cesarskie cięcie, byłaś pod narkozą, a do tego straciłaś przytomność. Dziecko jest wcześniakiem, ale ma się dobrze. - odpowiedziałam, a ona posłała mi uśmiech.
Chwilę siedziałyśmy tak w bezruchu splecione dłońmi z uśmiechami na twarzy. Aż w końcu mama zadała mi to pytanie, na które odpowiedz starałam się ukryć.
- Dzwoniłaś już do Mariana? Musi się dowiedzieć o tym, że został ojcem. - Wstałam od łóżka i podeszłam do okna, nic nie odpowiadając.
Za szybą padał deszcz. Na ulicach pełno samochodów. Wszędzie było słychać ten wszechobecny dźwięk klaksonów. Nie lubiłam takiej pogody, wprowadzała mnie w smętny nastrój i niechęć do życia.
- Gdzie on jest? Mów prawdę - słyszałam jak łóżko zaczyna skrzypieć. Mama usiłowała usiąść. - Upił się? Czy może zostawił mnie dla innej, gdy powiedziałaś mu o tym, że jest ojcem? - przełknęła głośno ślinę. "Prawda źle wpłynie na jej organizm, ale muszę to zrobić!" - przyrzekałam sobie w duchu. Tym razem odwróciłam się do niej.
- Połóż się, proszę - odparłam i sama usiadłam na brzegu łóżka. - On nie wie. I nigdy się nie dowie. - uchwyciłam ją za obie dłonie.
- Dlaczego?! Powiedz mi ci się stało, zostawił mnie, tak? - wypowiadała szybko słowa z rozpaczliwym tonem.
- Nie mamo. On... On miał wypadek. - Nie skłamałam, ale nie powiedziałam całej prawdy.
- Leży w szpitalu? Gdzie? - mama zdenerwowała się na dobre. A to była tylko pierwsza część złych informacji.
- Mamo. On nie żyje. - odparłam ściskając jej dłonie w ramach pocieszenia.
Osobiście ta informacja mną wstrząsnęła, ale nie byłam do niego na tyle przywiązana by rozpaczać po jego śmierci. Jednak wiem, jak ważną osobą w życiu mojej mamy był ten człowiek.
- Ale jak to? - w końcu odezwała się mama. Wszystkie kolory z jej twarzy znikły, a głos miała jeszcze słabszy. Wtem zobaczyłam jak zamyka oczy, a cała aparatura zaczęła piszczeć. Tak przeraźliwie piszczeć. Nie pamiętam wiele z tego zdarzenia, ale wiem, że wybiegłam na środek korytarza i wołałam o pomoc dla mojej mamy.
*
Popijałam gorącą herbatę parząc sobie język. Ból jednak nie był dla mnie mocno uciążliwy, a wręcz pomocny w przywróceniu mi świadomości. Biorąc kolejny łyki ciepłego napoju zamykałam oczy.
Naprzeciwko mnie siedziała Sonia, nerwowo ocierając dłoń o dłoń.
- Długo nie będziesz nic tak mówić? - zapytała z wyrzutem, chociaż w jej głosie pobrzmiewała troska. Nic nie odpowiedziałam. Wzięłam natomiast kolejny, głęboki łyk herbaty. Chwyciłam gazetę, która leżała na stoliku obok i zaczęłam udawać, że ją czytam. Był to jedyny sposób na wymiganie się od rozmowy, jaki wpadł mi do głowy.
- Nie możesz się obwiniać o wszystko co dzieję się złego na świecie! - zawołała dziewczyna rozdzierającym serce głosem. - Słusznie postąpiłaś mówiąc mamie prawdę. Lekarze mają racje, nie powinnaś siedzieć tam całe dnie. Jutro szkoła, a ty nie możesz tam pójść w takim stanie. - dopowiedziała.
Moją uwagę zwrócił jeden z artykułów na ostatniej stronie gazety: "W okolicy Poznania coraz więcej młodych osób ginie. Policji mimo starań nie udało się odnaleźć żadnego z nich. Podejrzenia wskazują na to, że to sprawka jednej osoby (...) " - przeczytałam fragment tekstu. Zjechałam wzrokiem w dół na portrety zaginionych osób.
Jego zdjęcie było najwyżej, pisało, że zginął wczoraj. Serce stanęło mi na parę chwil.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
To na tyle na dzisiaj. Jak zauważyliście coraz więcej zaczyna się dziać w życiu naszej głównej bohaterki. Dość dużymi krokami zbliżamy się do punktu kulminacyjnego i tym samym końca naszego opowiadania. Mam napisanych już kilka rozdziałów naprzód, więc tylko oczekiwałam aż wybije 25 komentarzy. Niestety, nie doczekałam się i musiałam wstawić ten post po opublikowaniu 20 komentarza. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, ponieważ o każdy komentarz musiałam ostro walczyć. Blog ma 51 obserwatorów, ale tych aktywnych na moim blogu jest naprawdę niewielu ;_; Dobra koniec moich żaleń, dziękuje tym co to w ogóle to przeczytali.
Czytasz = komentujesz
20 komentarzy = następny post